Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Listy wyborcze do Sejmu. To rozsadzi lubuską Platformę

Robert Bagiński
Trwa układanie list wyborczych przed wyborami parlamentarnymi.
Trwa układanie list wyborczych przed wyborami parlamentarnymi. archiwum
Lider Platformy Obywatelskiej, Donald Tusk, dał regionalnym władzom sygnał, aby rozpoczęły tworzenie list wyborczych. Brak koalicjantów w wyborach do parlamentu, to więcej miejsca dla swoich, ale nie oznacza to spokoju w strukturach regionalnych. Tylko pozornie zjednoczeni działacze w Lubuskiem, rzucą się sobie do gardeł.

- Nikt na ten temat jeszcze nie rozmawia – mówił GL kilka tygodni temu lider lubuskiej PO, Waldemar Sługocki, którego pytaliśmy o listy wyborcze. Wszystko zmieniło się w ubiegłym tygodniu. Po fiasku rozmów z Szymonem Hołownią, liderzy regionalnych struktur partii otrzymali instrukcje dotyczące list do Sejmu: mają przygotować alfabetyczny spis potencjalnych kandydatów, a następnie przesłać go do Warszawy. – Jest bardzo nerwowo – mówi nasz rozmówca z PO.

Jak podkreśla, dodatkowy element nerwowości wprowadziło odejście z Polski 2050, Hanny Gill-Piątek, która – jak szemrają lubuscy działacze – mogłaby kandydować z list PO w Lubuskiem. Wszystko dlatego, że w przeszłości pracowała jako dyrektor wydziału spraw społecznych w Gorzowie. – Ona ma tam sztab ludzi. O tym się mówi, bo nikt nie wierzy, że odeszła bez wcześniejszych ustaleń co do swojej przyszłości – mówi nam członek rady regionalnej. Członkowie zarządu regionu partii w Lubuskiem, mają o tym rozmawiać w ciągu najbliższych kilkunastu dni. To już kolejne wybory i przymiarki do list, gdzie swojej pozycji nie może być pewny lider partii w regionie, poseł Waldemar Sługocki. W sejmie leży już wniosek o uchylenie mu immunitetu w związku ze spowodowanym rok temu wypadkiem. Nie pomógł mu rozgłos związany z pracą w radzie nadzorczej prywatnej spółki Gazstal S.A., a pod znakiem zapytania stoi również jego rola w sprawie wyjaśniania afery WORD. Sługocki dowiedział się o niej już 16 maja br., widział list domniemanej ofiary, i wydaje się, że formalnie w tej sprawie nie zrobił nic. – Przecież można było uniknąć tej afery – mówi nasz rozmówca.

- Ujawniona przez GL sprawa może zaszkodzić u nas wielu potencjalnym kandydatom, bo wyrządziła partii wiele szkód – dodaje. Chodzi przede wszystkim o poseł Krystynę Sibińską i wicemarszałka Marcina Jabłońskiego. – To oni są winni naszych problemów – słyszymy od informatora. Przypomnijmy, domniemana ofiara w aferze WORD w marcu ub.r. zgłosiła się o pomoc do poseł Sibińskiej, napisała do niej oficjalne zgłoszenie. Sibińska nikogo formalnie nie poinformowała o możliwym przestępstwie, pismo przesłała na prywatny adres dyrektora nadzorującego instytucję. Opowiedziała też o sprawie wicemarszałkowi Jabłońskiemu. Do publikacji GL w czerwcu, nie wszczęto żadnych formalnych procedur.

- Sługocki w obecności kilku działaczy, miał kilka miesięcy temu zapytać: „Jeśli nie Sibińska, to jaka inna kobieta z Gorzowa?”. Odpowiedź padła i jest zapowiedzią poważnego konfliktu w gorzowskich strukturach. Oficjalnie o swoim kandydowaniu, i to z miejsc dających szansę na mandat, mówi gorzowska radna PO Halina Kunicka. - One chce wystartować, mocno się do tego szykuje i nie jest bez szans – mówią działacze z Gorzowa. Ambicje przejęcia schedy po Sibińskiej, ma również radna Anna Kozak, co zresztą jest powodem jej szorstkiej współpracy z liderką gorzowskiej PO.

Wielką zagadką jest rola marszałek Elżbiety Polak w jesiennych wyborach. W przeszłości była przymierzana do Senatu, ale po licznych aferach m.in. z WORD i z rtęcią w Odrze, a także niepochlebnych komentarzach na jej temat w mediach ogólnopolskich, nie może być już pewna zdobycia mandatu. Na agendę wchodzą również nieprawidłowości przy budowie Centrum Zdrowia Matki i Dziecka w Zielonej Górze. Poza tym, Donald Tusk obiecał obecnym senatorom, że jeśli tylko będą chcieli, to ich kandydowanie nie jest zagrożone.

– Ela znajdzie się na listach sejmowych, ale tu robi się już ciasno – mówi działacz. Zdradza nam, że Polak znajduje się w puli kandydatów od Rafała Trzaskowskiego, który jest liderem ruchu samorządowego „Tak! Dla Polski”. – Na każdej liście ma się znaleźć trzech samorządowców i to jest szansa Eli na miejsce w pierwszej trójce – dodaje.

Dwóch naszych rozmówców, z północnej i południowej części województwa, mówi o tym, że w partii czuć ciśnienie ze strony tych, którzy przez lata ograniczali się głównie do aktywności samorządowej. W Gorzowie jest mowa o wiceprezesie szpitala Robercie Surowcu. Jest mocno zawiedziony deklaracją przewodniczącego Tuska w sprawie przyszłości obecnych senatorów. Liczył, że zastąpi Władysława Komarnickiego. – On chciał do Senatu, ale jest w takim stanie emocjonalnym, że weźmie miejsce biorące nawet do Sejmu – mówi działacz. Jak dodaje, nie ma zbyt dużych szans, ponieważ w partii jest powszchnie nielubiany i mało kto będzie chciał na jego rzecz pracować.

Trochę inaczej rzecz wygląda w Zielonej Górze. Tu na swoją szansę liczy Marcin Pabierowski, zielonogórski radny, był kandydatem w wyborach w 2019 roku. Jest aktywny i lubiany, ale to może nie wystarczyć w partii. – Może na własnej skórze doświadczyć bolesnej lekcji partyjnego realizmu – informuje z przekąsem aktywista z Południa. Mocnym punktem na listach PO ma być za to mecenas Robert Kornalewicz. – Mówi sie o nim coraz częściej i wpisuje się w oczekiwania Donalda, by na listach było mniej ludzi, którzy kojarzą się z dotychczasową PO – zdradza informator. Jego atutem ma być duże zaplecze biznesowe.
Inna sprawa, czy pozowlą na to partyjne koterie w lubuskiej PO. O dobre miejsce na liście bardzo zabiega bohater afery WORD, wicemarszałek Marcin Jabłoński. Wielokrotnie pokazał już, że jego pozycja u Donalda Tuska jest silna, nawet jeśli nie podoba się to lokalnym działaczom. – Marcin Jabłoński jest niewybieralny – mówiła w mediach była baronessa PO Bożenna Bukiewicz. Tak myślą wszyscy i potwierdzają to wyniki z dotychczasowych elekcji do parlamentu, ale on nie traci rezonu, co najlepiej widać po jego aktywności w terenie. – Tylko on ma w regionie bezpośredni kontakt z Donaldem i kilka zaskoczeń już było – podsumowuje rozmówca.

Bardzo by chcieli być na listach, i z pewnością się znajdą, ale na miejscach bez szans na mandat, pozostali samorządowcy PO: Radosław Wroblewski z Gorzowa, szef sejmikowego klubu Sebastian Ciemnoczołowski i Sławomir Kotylak. Ten ostatni był w ostatnich wyborach kandydatem na prezydenta Zielonej Góry, ale jego wynik nie rokuje nawet reelekcji do Rady Miasta za rok. – Sławek chce o sobie przypomnieć i dlatego zależy mu na kandydowaniu – mówi informator. Nie wiadomo, jaka będzie przyszłość poseł Katarzyny Osos, jej aktywność nie jest znana, nie ma też sukcesów, ale też żadnych wpadek, a to w lubuskiej PO jest już dokonaniem.

Do alfabetycznej listy, która ostatecznego kształtu nabierze w okolicach maja, trzeba jeszcze doliczyć kandydatów z partii koalicyjnych: Nowoczesnej i Zielonych. Tą ostatnią, w wyborach w 2019 roku, reprezentował w Lubuskiem Tomasz Aniśko. W tegorocznych wyborach kandydować nie zamierza, a nawet chciał zrezygnować z mandatu w trakcie kadencji. Nie wiadomo jednak, czy Partia Zielonych dostanie w tych wyborach podobną szansę, a tym bardziej w okręgu lubuskim.
Jeśli chodzi o Nowoczesną, to jej pozycja jest diametralnie różna od tej z 2019 roku tzn. dużo słabsza. Na swoją kolejną szansę liczy Jerzy Wierchowicz, lider tej organizacji w regionie. Może to nie być możliwe, bo na jego działalności cieniem kładzie się zarządzenie wydane przez Wojewodę Lubuskiego, który wygasił mu mandat w sejmiku z powodu złamania przepisów antykorupcyjnych. On sam odwołał się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego i sprawa jest w toku. – Tu decyzje będą zapadały w centrali – zdradza rozmówca z PO.

Wiadomo, że o ostatecznym kształcie lubuskiej listy PO zdecydują nie tylko decyzje polityczne PO. O tym, jak będzie wyglądała lista wyborcza, a także na jakich miejscach znajdą się kandydaci i kandydatki, to będzie również efekt konieczności zastosowania parytetu płci na listach, gdzie kobiety nie mogą stanowić mniej niż 35 procent. Sankcją za niedopełnienie wymogu kwoty płci jest niezarejestrowanie listy.

Lubuskiej PO nie będzie w wyborach łatwo przekonać wyborców, że chce zmian, ma program i odpowiednich ludzi do jego realizacji w parlamencie. Najlepszym świadectwem tego jest szesnaście lat nieudolnych rządów w regionie, gdzie afera pogania aferę. Ostatnie osiem lat w ławach parlamentarnej opozycji, działacze tej partii w Lubuskiem poświęcili cementowaniu lokalnych układów i zacieraniu granic pomiędzy tym, co publiczne, a co partyjne. Jeśli wyborcy będą sprawiedliwi, wystawią za to ocenę jakich miejscach znajdą się kandydaci i kandydatki, to będzie również efekt konieczności zastosowania parytetu płci na listach, gdzie kobiety nie mogą stanowić mniej niż 35 procent. Sankcją za niedopełnienie wymogu kwoty płci jest niezarejestrowanie listy.
Lubuskiej PO nie będzie w wyborach łatwo przekonać wyborców, że chce zmian, ma program i odpowiednich ludzi do jego realizacji w parlamencie. Najlepszym świadectwem tego jest szesnaście lat nieudolnych rządów w regionie, gdzie afera pogania aferę. Ostatnie osiem lat w ławach parlamentarnej opozycji, działacze tej partii w Lubuskiem poświęcili cementowaniu lokalnych układów i zacieraniu granic pomiędzy tym, co publiczne, a co partyjne. Jeśli wyborcy będą sprawiedliwi, wystawią za to ocenę w wyborach parlamentarnych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska