Wielu kibiców do końca nie wierzyło, że Ronnie O'Sullivan przyjedzie do Zielonej Góry. Nic dziwnego, bo to absolutna gwiazda. Zawodnik, który rzadko kiedy przyjmuje podobne zaproszenia, pojawił się jednak w Winnym Grodzie już w piątek. Przyjechał do klubu HotShots i spotkał się z podopiecznymi Marcina Nitschkego, jednego ze współorganizatorów turnieju. Okazało się, że Anglik to normalny, sympatyczny facet, który nie stwarza pozoru gwiazdy. - Widać było, że to, co dzieje się z nim podczas występów to część jakiejś jego psychologicznej gry z rywalami. Spędziłem z nim kilka godzin, dużo rozmawialiśmy - ekscytował się Nitschke. - Najważniejsze dla mnie jest to, że pograł z dzieciakami. To dla nich niesamowita sprawa. Dla Ronniego zresztą też. Otwarcie przyznał mi, że stracił sześć lat kariery, bo zamykał się na ludzi. Teraz to się zmienia - dodał.
O'Sullivan nie przyjechał jednak do Winnego Grodu, żeby grać z dziećmi. Celem jego udziału było rozreklamowanie snookera nie tylko wśród najmłodszych, ale także i wśród starszych. Kibice mieli na własne oczy zobaczyć jak widowiskową i ciekawą dyscypliną może on być. I cel został chyba osiągnięty.
Więcej informacji na temat turnieju Lotto & HotShots Masters III, szeroka relacja i wypowiedzi zawodników w poniedziałkowym (12.11) wydaniu "GL".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?