Moja redakcyjna koleżanka narzekała ostatnio, że z siedmiu wieczorów aż cztery jej mąż przesiedział przed telewizorem i przyklejony do ekranu oglądał żużel. Ona, biedactwo, nie dość, że nie mogła popatrzeć na kryminał, czy jakieś romansidło, jeszcze musiała słuchać krzyków sprawozdawców, które do dziś jej dźwięczą w uszach. Dobrze, ale co miał zrobić jej mąż? Wynieść telewizor na ganek, wyłączyć głos? Siedział chłop w domu, przy żonie, a przecież mógł pójść na transmisję do kumpla i jeszcze wrócić na nieco miękkich nogach.
Ta koleżanka redakcyjna jeszcze nie jest taka zła. W końcu przy całym narzekaniu i marudzeniu jakoś toleruje sport. Znam kobitki, u których jakikolwiek mecz, widok choćby bramki czy kawałka bieżni w telewizorze wywołuje agresję. Co ma zrobić taki mąż?
Uważam, że my mężczyźni musimy wyzbyć się marzeń o próbach dominacji i powrocie do starych czasów, kiedy siadaliśmy przed telewizorem z pilotem, włączaliśmy mecz, a żona śmigała koło nas niczym bolid z obiadem. Te czasy już nie wrócą.
Co więc robić? Trzeba próbować łagodnej perswazji, popracować nad małżonką, nakłonić do wspólnego oglądania sportu. Można zacząć od jazdy figurowej i woltyżerki. Rozbudzić w niej poczucie piękna. Potem musimy przejść do form trudniejszych. Dobrym znakiem będzie akceptacja pływania i lekkiej atletyki. Trzeba zrobić jeszcze próbę z futbolem i wówczas włączyć jej żużel albo Kubicę. Spróbujcie! Może się udać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?