Wrzesień ubiegłego roku. Dyliżans Zbigniewa Majewskiego wyrusza na dożynki prezydenckie do Spały.
(fot. Anna Szmytkowska)
Poniedziałek, ok. 16.00. Podwórko przy ul. Chrobrego, pustostan w pobliżu sklepu muzycznego. Jego sprzedawca wychodzi wyrzucić śmieci. Widzi mężczyznę ok. 35-40 lat, który przeciska się między murami opuszczonych budynków. Sprzedawca wraca do sklepu. Po pięciu minutach przybiega dostawca pizzy. Krzyczy, żeby wezwać straż pożarną. Bo w pustostanie płonie dyliżans Zbigniewa Majewskiego. Pojawiają się strażacy. Pożar zauważa z okna również żona pana Zbigniewa. Razem wybiegają z domu. Żeby ratować, co się da.
- Strażakom udało się ocalić dolną część wozu, zawieszenie i koła. Może da się je wykorzystać do rekonstrukcji, bo to najdroższe elementy - mówi zrozpaczony właściciel wozu.
Nie wiadomo, komu zależało na tym, by zniszczyć to, co dla ,,szeryfa" było najcenniejsze. - Człowiek, którego widziałem, nie wyróżniał się niczym szczególnym - opowiadał nam następnego dnia sprzedawca ze sklepu muzycznego. - Nie wyglądał na bezdomnego. Ubrany był w bluzę dresową. Wydaje mi się, że podpalacz zrobił to celowo, bo dał sobie trochę czasu na ucieczkę.
Z pierwszych ustaleń straży pożarnej wynika, że rzeczywiście mogło tak być. - W budynku nie było żadnych instalacji, które stwarzały możliwość powstania pożaru. Dlatego wstępnie podejrzewamy, że było to celowe podpalenie - tłumaczy Ryszard Gura, rzecznik zielonogórskiej straży pożarnej. - Sprawę przekazaliśmy policji, to ona dalej będzie ją prowadziła.
Lidia Kowalska z zespołu prasowego policji potwierdza, że straż przekazała informację o zdarzeniu w czasie gaszenia pożaru. - Nie dostaliśmy innych materiałów. Policjanci na miejscu byli ok. 17.00, ale tylko w charakterze asysty innych służb - mówi. - Wtedy ani straży, ani właściciela już nie było. W tej sprawie nie prowadzimy obecnie postępowania, ponieważ od samego poszkodowanego nie dostaliśmy zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa.
W czwartek Zbigniew Majewski powiedział nam, że to zrobi.
Dyliżans stał w otwartym, dostępnym dla każdego pustostanie. Pan Zbigniew starał się o zamknięcie obiektu. Zamówił już nawet drzwi. Nie zdążył.
Dyliżans w pierwszą swoją trasę wyruszył w 1984 r. Od tamtego czasu w pięciu wyprawach po Europie i kraju przejechał ponad 20.000 km. Był uroczyście witany w Paryżu i Barcelonie, oraz nie mniej uroczyście odprawiany z Zielonej Góry, np. w ubiegłym roku, kiedy wyjeżdżał z koszem winobraniowym na dożynki prezydenckie w Spale. W poniedziałek w jedną chwilę legenda zniknęła.
Teraz pan Zbigniew stara się o nowy dyliżans. - Rodzinna firma rzemieślnicza z Gostynia podejmie się odtworzenia wozu. Co nie będzie łatwe i tanie - stwierdza. - Nowy wóz może kosztować nawet tyle, co średniej klasy samochód.
Trzeba się spieszyć, bo w planach kolejne wyprawy, m.in. w czerwcu pilotażowy rajd dookoła Polski. A w wakacje - wyprawa szlakiem węgierskim, czyli "Szlakiem kupców, osadników oraz wszelkiej maści rozbójników".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?