MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Konflikt w szpitalu w Wolsztynie

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
- Pomogłem tylu ludziom, a teraz wielu odwróciło się ode mnie - mówi Waldemar Micewski
- Pomogłem tylu ludziom, a teraz wielu odwróciło się ode mnie - mówi Waldemar Micewski Paweł Janczaruk
Ordynator anestezjologii zrezygnował z pracy, bo czuje się pokrzywdzony. - Tyle serca i pracy włożyłem - mówi. Dyrektorka lecznicy tłumaczy: - Nie przyjął propozycji umowy o pracę.

O działalności lekarza Waldemara Micewskiego pisaliśmy w przeszłości. O aktywności w Stowarzyszeniu Naukowym im. Roberta Kocha, o inicjatywie powołania Hospicjum Domowego. 1 kwietnia, po 36 latach pracy w szpitalu powiatowym, został zwolniony z funkcji ordynatora oddziału anestezjologii i intensywnej terapii. A dokładniej - z funkcji kierownika oddziału, gdyż W. Micewski, jeszcze za poprzedniego dyrektora, przeszedł z umowy o pracę na kontrakt z lecznicą.

- Konflikt powstał w początkach roku, gdy szpital przygotowywał się do kontraktów z Narodowym Funduszem Zdrowia - wskazuje W. Micewski. - Wśród możliwości zawarcia umów z NFZ-tem była i taka, jak świadczenie nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej przez lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej, czyli "rodzinnych". Do tego kontraktu zamierzała wystartować spółka mojej żony. W związku z tym zwyczajnie zapytałem kilku kolegów lekarzy, czy zechcieliby "w to wejść". Sam nie działam w spółce żony.
Zdaniem Micewskiego, te proste pytania i zwykłe rozmowy, zostały uznane przez dyrekcję szpitala za działalność na szkodę lecznicy, ponieważ placówka, jako jedyna w Wielkopolsce (o czym pisaliśmy w ub. tygodniu), również prowadzi opiekę zdrowotną taką jak oferowała spółka.

- W końcu doszło do tego, że żona i tak nie wygrała kontraktu na te usługi, a mnie szpital zwolnił z pracy - mówi lekarz. Jego rozgoryczenie bierze się też stąd, że pracując jako ordynator, a potem kontraktowy kierownik anestezjologii, 10 lat temu tworzył tenże oddział.
- Obecną panią dyrektor zatrudniłem na oddziale, ostatnio zaś namówiłem do startu w konkursie na dyrektora, a gdy wygrała, przez pół roku zgodziłem się pełnić obowiązki zastępcy dyrektora szpitala ds. lecznictwa - wylicza Micewski. - Jak zatem można mówić o działaniu na szkodę szpitala, w którym zostawiłem tyle swojej pracy?! Pomagałem tylu ludziom! Teraz wokół mnie jest cisza, ani słowa wdzięczności...
- To nie są moje kompetencje - starosta Ryszard Kurp nie chce komentować sytuacji. - Szpital jest powiatowy, ale rządzi nim pani Sibilska i wszelkie decyzje należą do niej. Miała prawo zaproponować panu Micewskiemu przejście z kontraktu na umowę o pracę, miał Micewski prawo to odrzucić. Nikt jednak nie chciał go wyrzucać z pracy, szło tylko o zmianę warunków!

Aleksandra Sibilska, szefowa lecznicy jest równie powściągliwa. Stwierdza, iż jest jej przykro z tego powodu i nie chce komentować odejścia doktora Micewskiego.
- Powód zerwania umowy kontraktowej nie został sprecyzowany - dyrektorka nie podejmuje też wątku działania lekarza na szkodę szpitala. - Było rozwiązanie problemu, czyli przejście doktora na umowę o pracę, ale nie zechciał z tego skorzystać.
Micewski sugeruje jednak, iż chodziło tu o demonstrację wobec niego, próbę upokorzenia. Były ordynator dorzuca dodatkowy wątek w tej sprawie. - Z kontraktu z NFZ wynika, iż szpital powinien mieć czterech anestezjologów, obecnie jest dwóch, co może spowodować zamknięcie oddziału - przekazuje.
- NFZ jest poinformowany o naszej sytuacji - mówi dyr. Sibilska. - Poszukujemy anestezjologów, rozmowy trwają, poza tym ogłosiliśmy już konkurs na ordynatora.
W. Micewski rozgląda się za pracą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska