MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kolejny fatalny pomysł urzędników: na winnicy ma pracować... celnik

Krzysztof Fedorowicz 0 68 324 88 19 [email protected]
- Cały rok pracujesz na winnicy i boisz się, czy aura nie zniszczy plonów, bo nie ma drugiej tak wymagającej rośliny. A tu jeszcze dochodzą stresy związane z prawem... Niech wreszcie państwo pozwoli nam wyjść z podziemia! - mówi Kinga Kowalewska-Koziarska.
- Cały rok pracujesz na winnicy i boisz się, czy aura nie zniszczy plonów, bo nie ma drugiej tak wymagającej rośliny. A tu jeszcze dochodzą stresy związane z prawem... Niech wreszcie państwo pozwoli nam wyjść z podziemia! - mówi Kinga Kowalewska-Koziarska. fot. Mariusz Kapała
Ten, kto zakłada albo powiększa winnicę w naszych polskich warunkach jest postrzegany jako szaleniec - irytuje się Kinga Kowalewska-Koziarska. - A przecież posiadanie hektarowej plantacji może stanowić dla Lubuszan dodatkowe źródło dochodu.

Przypomnijmy, że przyjęta w ubiegłym roku przez parlament ustawa pozwoliła winiarzom zarejestrować winnice w Agencji Rynku Rolnego. W ten sposób uzyskali prawo do legalnej produkcji wina, która jest kontrolowana przez ARR, Inspekcję Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych oraz Inspekcję Ochrony Roślin. Z tej możliwości skorzystało dziewięć lubuskich winnic, a także producenci z Podkarpacia, Dolnego Śląska i Małopolski.

Winiarze musieli też zarejestrować się w urzędach celnych w celu pobrania i nałożenia znaków akcyzy, natomiast zostali zwolnieni z procedury związanej z tak zwanym szczególnym nadzorem podatkowym.

To działanie celowe?

- Tymczasem ze zdumieniem przeczytałem pismo z urzędu celnego w Zielonej Górze, który informuje, że zgodnie z rozporządzeniem ministra finansów wracamy pod szczególny nadzór. Przecież nie da się wyprodukować wina w zaplombowanych zbiornikach, skoro do zdjęcia zabezpieczenia będzie upoważniony celnik, który pojawi się na winnicy raz w miesiącu - irytuje się Robert Koziarski ze Starej Wsi.

- To rozporządzenie to albo pomyłka ministerstwa, albo celowe działanie - stwierdza Grzegorz Nowakowski z największej polskiej winnicy w Miękini pod Wrocławiem. - Przepisy nie uwzględniają praktyk enologicznych stosowanych na całym świecie. Produkcja wina jest bardzo specyficzna, trzeba ją kontrolować niemal codziennie, a w fazie fermentacji nawet kilka razy dziennie.

Nowakowski dodaje, że nie boi się kontroli ilościowych. - Przecież ilość wina sprawdzają już Inspekcja Jakości Artykułów Rolno-Spożywczych oraz Agencja Rynku Rolnego. Po co trzeci podmiot, który ma dokonywać tej kontroli? - pyta winiarz z Miękini.

- To jakieś kuriozum - stwierdza senator Stanisław Iwan. - Będę wyjaśniał tę sprawę w ministerstwie. Wcześniej pytałem, czy nowe przepisy związane z podatkiem akcyzowym nie uderzą w naszych winiarzy i otrzymałem zapewnienia, że w tym zakresie nic się nie zmieni.

Właściciele winnic narzekają też na inne problemy związane z wprowadzeniem wina do obrotu. Na całym świecie jest tak, że wino wyrabia i sprzedaje rolnik. U nas rolnik może je wyprodukować, ale nie ma prawa dokonać sprzedaży. Pisaliśmy o tym w tekście z 22 stycznia "Winiarze znów nabici w butelkę".

Nadzieja w senatorze

- Nie da się wyprodukować wina w zaplombowanych zbiornikach, gdy do zdjęcia zabezpieczenia będzie upoważniony celnik, który pojawi się na winnicy raz w miesiącu - irytuje się Kinga Kowalewska-Koziarska
(fot. fot. Mariusz Kapała)

- O piętrzących się problemach dowiaduję się na bieżąco od winiarzy. Sporo przepisów, na przykład te precyzujące, iż produkcją alkoholu zajmują się wyłącznie podmioty gospodarcze, odziedziczyliśmy z poprzedniej epoki, gdy państwo miało monopol. W każdym razie w parlamencie zabiegał o zmianę prawa - deklaruje senator Iwan.

Nadzieję z lubuskim senatorem wiążą nie tylko nasi winiarze. - Senator jest naprawdę skuteczny - zauważa Jan Lubera, prezes Stowarzyszenia Winiarzy Podkarpacia. Ale czy zmian w kilku ustawach podległych różnym resortom uda się dokonać przed Winobraniem? To będzie szalenie trudne.

- Trwa walka niewielkich winnic o wejście na rynek. Przecież posiadanie hektarowej plantacji może stanowić dla Lubuszan, i nie tylko dla nich, dodatkowe źródło dochodu. Zakładając czy powiększając winnicę w tych warunkach jesteśmy postrzegani jak banda szaleńców - irytuje się Kinga Kowalewska-Koziarska. I dodaje: - Oczywiście marzę o tym, by na Winobraniu pojawiły się w sprzedaży nasze wina, ale boję się, że znów prawo nam na to nie pozwoli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska