Uniwersytet Zielonogórski ma pięć lat. Trudne były początki małżeństwa dwóch uczelni: Wyższej Szkoły Pedagogicznej i Politechniki Zielonogórskiej. Dwa różne światy, humanistyczny i ścisły, trzeba było połączyć w jeden organizm. I choć wielu zielonogórzan wciąż mówi jeszcze ,,na WSP" i ,,na polibudzie" (albo i lepiej ,,na wsi" od Wyższej Szkoły Inżynierskiej), to uniwersytet stał się dziś już czymś naturalnym i utożsamianym z miastem.
Kojarzą z kabaretami
Socjolodzy przeprowadzili nawet badania: jak zielonogórzanie odbierają uniwersytet? Ze względu na poziom kształcenia zdecydowana większość ocenia go bardzo dobrze i dobrze. Dla ponad połowy z badanych 493 osób powyżej 18 roku życia - zielonogórska uczelnia zajmuje środkowe miejsce wśród polskich uniwersytetów. I że UZ jest wizytówką miasta, więc władze powinny wspierać jego rozwój. Bo lepszy, nowocześniejszy uniwersytet, to także lepsze życie zielonogórzan, którzy także zarabiają na studentach. Wynajmują pokoje i mieszkania. To żacy są klientami ich sklepów, pubów, kin.
- Według 71 proc. badanych, za 10 lat poziom kształcenia na uniwersytecie będzie lepszy i raczej lepszy - podczas debaty o roli UZ wyniki przedstawiał dr Krzysztof Lisowski z Instytutu Socjologii.
Zielonogórzanie nie dostrzegają niedogodności związanych z funkcjonowaniem uczelni. Nie narzekają na studentów. Żałują tylko, że większość po studiach wyjeżdża z miasta. A z jakimi imprezami kulturalnymi kojarzy im się UZ? Z kabaretami, Bachanaliami i Festiwalem Nauki.
Coraz więcej rodzynek
Mimo pięciu lat istnienia uniwersytetu wciąż jeszcze jest on mało znany. I to zarówno wśród mieszkańców miasta, regionu, jak i wśród samych pracowników uczelni, którzy nie bardzo są zorientowani, czym może pochwalić się sąsiedni wydział - tak uważa red. Konrad Stanglewicz, autor wielu rozmów z naukowcami. - I więcej przeprowadzałem wywiadów, tym bardziej przekonywałem się, że uczelnia ma się czym chwalić. Że tych fantastycznych rodzynków w cieście jest coraz więcej... Naukowcy wygrywają granty na przeprowadzanie znaczących badań, organizują znane w Polsce imprezy jak np. Kepleriada, są autorami książek i laureatami nagród. Trzeba się teraz zastanowić, jak te pojedyncze sukcesy połączyć w całość? Jak zlikwidować deficyt niewiedzy o swoich sukcesach na innych wydziałach? Uczelnia musi bardziej się promować. Na zewnątrz i wewnątrz.
Szczodre miasto
Nieźle wychodzi uczelni promocja miasta. A ono zdaje sobie sprawę, że UZ to wizytówka Zielonej Góry, więc wspomaga rozwój uczelni jak może.
- Dwa lata temu było to 1,4 mln zł, później 3,5 mln zł, a w tym roku 9,5 mln zł
- wylicza Stanisław Szymkowiak z Urzędu Miasta.
- 500 tys. zł daliśmy na Akademicki Inkubator Przedsiębiorczości, dzięki któremu młodzi, zdolni ludzie będą mogli rozwinąć własny interes w naszym mieście. 3 mln zł przeznaczyliśmy na remont byłej siedziby SP-6, gdzie będzie rektorat uczelni. A w przyszłości kino Wenus (jak w Polskiej Wełnie powstanie multikino), może stać się uniwersytecką aulą. 6 mln zł przekazaliśmy na nową bibliotekę, która jest uczelni i miastu potrzebna.
S. Szymkowiak mocno podkreślał, że to dzięki UZ w naszym mieście mamy najniższe w województwie bezrobocie. W maju wyniosło ono 11,3 proc., a w okolicy znacznie więcej (w Sulechowie - 25 proc, w Nowej Soli i Krośnie - powyżej 30 proc.).
Znamy swoje słabości
Nie tylko miasto, ale i województwo powinno być wdzięczne uniwersytetowi. Bo jak mówił wojewoda Marek Ast, gdyby nie było akademickiej Zielonej Góry z dwoma wyższymi uczelniami, województwa lubuskiego mogłoby nie być. Ten argument, kiedy ważyły się losy Lubuskiego, był bardzo ważny.
- Szkoda jedynie, że nie udało się stworzyć wydziału prawa, ale mam nadzieję, że będzie to możliwe - dodał. - Przyszedł czas na spłacenie długu przez województwo.
Wojewoda obiecał pieniądze na budowę biblioteki uniwersyteckiej, której projekt przygotowała jeszcze WSP.
Rozmówcom przysłuchiwał się bacznie rektor UZ prof. Czesław Osękowski, który stwierdził: - Obok bardzo pozytywnych rzeczy mamy świadomość swoich słabości: od spraw organizacyjnych, kadrowych, poprzez poziom kształcenia. Nie zachłystujemy się opiniami zielonogórzan, choć są one dla nas przyjemne. Zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy najmniejszym miastem uniwersyteckim w Polsce. Ostatnio utworzono uniwersytet w Bydgoszczy, która liczy 300 tys. a nie jak Zielona Góra 120 tys. mieszkańców. W dużym mieście łatwiej jest zgromadzić rzeszę profesorów niż u nas. A jednak potencjał naukowy mamy wyższy niż w powstałe w ostatnich latach uniwersytety czy nawet Uniwersytet Szczecińskim.
Marnujemy szanse
- Naszą słabą stroną jest znajomość języków obcych. Nasi pracownicy niechętnie jeżdżą na zagraniczne staże czy hospitacje
- podkreślał prof. Zdzisław Wołk.
Ale i to ma się wkrótce zmienić. Jak podkreślał rektor: - Nie będziemy zatrudniać asystentów czy adiunktów bez dobrej znajomości języków obcych. Obecną kadrę obowiązywał będzie czteroletni program nauki języków obcych.
Zdaniem gospodarza UZ, czas na zmiany, na przejście z ilości w jakość. W różnych dziedzinach. Także domów studenckich.
- Nie będziemy budować nowych, stare trzeba tak zmodernizować, by wszystkie pokoje były dwuosobowe z łazienką i dostępem do internetu. Dziś to żaden luksus, to standard.
Nie ze wszystkim uczelnia sama sobie poradzi. Już dziś wiele ciekawych inicjatyw omija ją z daleka, bo np. w mieście nie można zorganizować dużej, międzynarodowej konferencji. Zwrócił na to uwagę prof. Zbigniew Izdebski. W mieście nie ma odpowiedniej bazy: dużych nowoczesnych sal konferencyjnych, wysokiej klasy hotelu. O basenie i zapleczu rekreacyjnym nie wspominając.
- A moglibyśmy wykorzystać nasze przygraniczne położenie - dodał prof. Izdebski. - Duże konferencje przygotowuje się w perspektywie 4-8 lat. Trzeba tylko pokazać, że za te cztery lata będzie u nas bardzo nowoczesna baza...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?