MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kobieta na wielkim statku

Alicja Rzepa
fot. Mariusz Kapała
Wybrała nietypowy zawód dla kobiety - wielomiesięczne rejsy na morzu i służbę oficera.

Dorota Radczyc z Zielonej Góry kilka dni temu znów wyruszyła w długą podróż. Tym razem z Pusan w Korei Południowej. Wróci do domu na początku grudnia.

Ukończyła w 2005 roku Akademię Morską w Szczecinie. Teraz jako oficer wachtowy pływa wielkimi kontenerowcami po całym świecie.- Jako dziecko tylko raz byłam na obozie żeglarskim. Nie marzyłam o zawodzie marynarza - wspomina.

Nie wiedziała, co ją czeka

Właściwie od zawsze ciągnęło ją do podróżowania i poznawania świata. Szukała, więc sposobu by to zrealizować. Po maturze złożyła dokumenty na nawigację morską i asekuracyjnie na informatykę. - Tak naprawdę nie miałam żadnego pojęcia, co mnie czeka. Studia okazały się niełatwe, wymagały pełnego zaangażowania i wiele nauki z różnych dziedzin.

Uczyła się na przykład: nawigacji, łączności, dużo zajęć było z przedmiotów ścisłych i typowo technicznych, związanych z budową różnych maszyn i urządzeń. Szlifowała języki obce, zwłaszcza język angielski, to główny język, którym posługują się na statkach. Ciągle jeszcze jest to nietypowy zawód dla kobiet, ale na statkach zaczynają się one już pojawiać, choć są to jak na razie 1-2 panie w 22 osobowej załodze.

Wysokie jak wieżowiec

- To praca jak każda inna - przekonuje pani Dorota. - Tylko nie trzeba do niej dojeżdżać.
Na statku codziennie wstaje o godzinie siódmej, potem śniadanie i wachta na mostku, gdzie przez 4 godziny pilnuje pozycji statku, sprawdza prognozy pogody, nieustannie prowadzi obserwację innych statków i ewentualnych zagrożeń by w porę zareagować i przepłynąć koło nich bezpiecznie. Między godziną 12.00 - 13.00 jest obiad, a potem ma osiem godzin wolnego czasu do wieczornej wachty.

Kontenerowce, którymi pływa, są ogromne. Aż trudno sobie wyobrazić - 280 m długości, 32 m szerokości i 40 m wysokości. Wożą po 5.000 kontenerów z różnymi towarami, które są załadowywane i rozładowywane w portach na całym świecie.

A co z kosmetyczką?

W porcie pani Dorota czuwa nad rozładunkiem i wszelkimi formalnościami z tym związanymi. Dobiła już do wielu portów: - Znam już większość portów europejskich, całe Chiny, Koreę, USA, Indonezję, Malezję, Australię i nie tęsknię za lądem, ponieważ co chwilę do jakiegoś dopływam.

Polskę opuszcza zwykle na około 6 miesięcy. Jak tu się zapakować na tyle czasu, skoro kobiecie na tydzień wyjazdu trudno przygotować walizkę? - Na statek biorę ze sobą osobiste rzeczy, strój do pracy mam już na miejscu. Niestety o fryzjerze i kosmetyczce mogę zapomnieć. Sama muszę zadbać o siebie przez te miesiące - mówi. - W jednym z portów przeszła mi przez głowę myśl, że mogę iść do fryzjera... Ale zrezygnowałam, bałam się ryzyka niewiadomej fryzury.

Zakupy w Shanghaju

- Gdy tylko jestem w nowym porcie zawsze zaglądam do tamtejszych sklepów. Jak każdą kobietę, ciekawi mnie co tam oferują - mówi pani Dorota.

Wspomina wypad do Shanghajskiego centrum handlowego. Zabawnym przeżyciem było również zwiedzanie chińskich supermarketów. Oglądanie owoców morza i ryb, pływających w akwariach i czekających, aż ktoś je wyłowi i kupi, albo jeszcze żywych krabów z przyczepionymi metkami poustawianymi w rządkach. - Większość zakupów robię w Polsce. No chyba, że naprawdę jakieś cacko wpadnie mi w ręce - uśmiecha się.

Nabiega się po piętrach

Na statku korzysta z basenu, kiedy tylko może. -W dużej mierze zależy to od tego czy jesteśmy gdzieś na ciepłych wodach (napełnia się go wodą z morza) i czy kadeci mają czas, aby go przygotować. Nie przepadam natomiast za ćwiczeniami na siłowni, ale często też chodzę na dziób pospacerować. W zależności od tego jak bardzo grzeje słońce, maszeruję tam dłużej lub krócej. Na brak ruchu w mojej pracy nie mogę narzekać. Samo przejście się po całym statku od dziobu do rufy i w górę i w dół (około 8 pięter), aby sprawdzić sprzęt, za który odpowiadam, pozwala na utrzymanie kondycji - opowiada.

Korzysta także z recreation room, miejsca spotkań załogi w wolnym czasie. Tu oglądanie telewizji jest bardzo urozmaicone. Niemal codziennie można obejrzeć kanały z innego kraju, który jest akurat mijany przez statek.

Jest duży plus pracy na statku. Odpada gotowanie. Posiłki są podane i dba o nie kucharz. Przynajmniej raz w miesiącu przygotowuje wraz z załogą grilla na pokładzie statku, na którym pieką złowione przez nich ryby. - Właśnie na statku pierwszy raz trzymałam w rękach małego rekinka - wspomina pani Dorota.

Tęsknię za morzem

Na morzu nie brakuje niespodzianek. Pewnego razu pani Dorota zauważyła ludzi płynących łodzią na otwartym morzu i wzywających pomocy. - Byli 15 mil morskich od Sycylii, to daleko od lądu. Zaczęliśmy akcję ratunkową, która trwała trzy godziny - opowiada. Później okazało się, że 19 Libańczyków w poszukiwaniu lepszego życia chciało dotrzeć do Europy.

Pani Dorota po dwóch miesiącach na lądzie, zaczyna tęsknić za statkiem i morzem. - Brakuje mi pięknych widoków i nowych lądów. Dopóki jestem młoda i niezależna, chcę pływać - mówi. - Później, gdy założę rodzinę, będę wypływać na krótsze rejsy, albo zacznę pracę na lądzie.

Swoim sposobem na życie i pasją zaraziła brata, który też pływa. - Marcin właśnie czeka na swój statek, który płynie z Brazylii, a ja przez najbliższe miesiące zwinę do wielu portów - mówi pani oficer.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska