Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jaki był początek wielkiego pomidorowego imperium?

Aleksandra Gajewska-Ruc
Bernadeta i Stanisław na jednym ze swoich pól.
Bernadeta i Stanisław na jednym ze swoich pól. Aleksandra Gajewska-Ruc
Stanisław Pietrzak jest jednym z pomysłodawców corocznej pomidorowej bitwy, z której słynie niewielka Przytoczna. - Chcieliśmy zrobić coś, czego jeszcze nie było - opowiada rolnik.

Przyszłość rolnika wywróżył czteroletniemu Stasiowi Pietrzakowi ojciec.
Któregoś dnia zabrał synów na pole. - Dał każdemu lejce, bat, bez tłumaczenia wskazał na konie i kazał jechać. Po chwili stwierdził, że to ja właśnie zostanę rolnikiem. Później powiedział nam dlaczego. Ja trzymałem bat prawidłowo, do góry, a starszy brat w dół - opowiada z uśmiechem pan Stanisław, który jest dziś jednym z największych w okolicy plantatorów pomidorów.

Mały skrawek ziemi

Pola Pietrzaków to dziś blisko 100 hektarów, a wszystko zaczęło się od kawałka ziemi podarowanej młodemu chłopakowi przez ojca.

- Tata miał 10 ha ziemi. Dał mi 40 arów trawy. Przez dwa lata kosiłem ją kosą od 4 rano, razem z sąsiadem. Trud się opłacił, bo kupiłem pierwszy samochód, dacię - opowiada Stanisław, który był najmłodszym z pięciorga rodzeństwa. Mieszkali w małej wsi oddalonej od Przytocznej o kilka kilometrów, Nowej Niedrzwicy.

Stanisław miał 24 lata, gdy ojciec zmarł. - Nikt z rodzeństwa nie chciał gospodarzyć. Ja pracowałem już jako kierownik suszarni w Przytocznej, w ogóle nie wiązałem przyszłości z rolą - wspomina. Najwidoczniej jednak, to ziemia ojca związała swoją przyszłość z nim.

- Codziennie dojeżdżając do suszarni, mijałem pole ojca. Któregoś dnia zatrzymałem się, spojrzałem na tę ziemię i łzy wzruszenia popłynęły mi po policzkach. Wtedy wiedziałem już, że wezmę te pola - mówi.

Pierwsze lata gospodarzenia nie były łatwe. Stanisław pracował za dwóch - na etacie, a jednocześnie zajmował się ziemią.
- Razem z sołtysem złożyliśmy się i kupiliśmy ciągnik - wspomina. Po kilku latach całkowicie poświęcił się pracy na roli. Hodował nutrie, opłaciła mi się też uprawa wczesnych ziemniaków. - Ciężko pracowałem, a miałem i siły, i czas na trenowanie piłki nożnej, zabawy. To były najpiękniejsze lata - mówi.

W tych najpiękniejszych latach właśnie w życiu Stanisława pojawiła się piękna kobieta.
- Gdy ją pierwszy raz zobaczyłem, miała na sobie śliczny niebieski dres. Od razu się zakochałem - wspomina.

Miłością od pierwszego wejrzenia nazwać można także pomidory. - Sąsiad był z Międzychodu, miał kontrakt z przetwórnią, ale nie miał ziemi. Zawsze sobie pomagaliśmy, pożyczałem od niego żuka. Zrobił mnie wspólnikiem i pomidory uprawialiśmy na moich polach. Wciągnęło mnie - opowiada Stanisław, który od tamtej pory co roku powiększał swoje pomidorowe imperium.

Grunt to rodzina

Żony Stanisława nigdy nie ciągnęło do pracy na roli, ale zawsze była wielkim wsparciem dla męża.
- Wuj męża, rolnik, na naszym weselu powiedział, że Stanisław będzie miał ze mną ciężko, bo ja to w pole nigdy nie pójdę. Miał rację, nie poszłam. Nie znam nawet wszystkich naszych pól - śmieje się Bernadeta Pietrzak, która jako pielęgniarka kilkanaście lat przepracowała w miejscowym ośrodku zdrowia, a dziś zajmuje się domem i „papierkową” stroną gospodarstwa. - Pójście w pole to tak naprawdę tylko część całej roboty. Zajęć nie brakuje, zawsze trzeba coś napisać, wysłać, odebrać - mówi.

W rodzinny interes zaangażowana jest również najmłodsza z trzech córek, Aneta. Na należącej do niej ziemi także uprawiane są słynne przytoczniańskie pomidory. - Może to dlatego, że miała być chłopcem - żartują rodzice. - Lekarz mi obiecywał, miał być chłopak na sto procent. Dzisiaj wcale nie żałuję, że to nie syn. Nie raz brałem córki do ciągnika i jechałem z nimi na pole - dodaje Stanisław spoglądając z dumą na najmłodszą latorośl.

Największą niespodziankę córka sprawiła tacie, gdy urodziła synka o imieniu Stanisław. - Staś miał być dziewczynką. To było wielkie zaskoczenie i radość tak wielka, że dziadek obiecał rzucić palenie. I dotrzymał słowa - mówi Aneta.

Zgrana rodzina, dowodzona przez tandem Bernadety i Stanisława, ciągle idzie do przodu. Za pierwszą dotację, ponad dziesięć lat temu założyli sad owocowy. Stanisław sam pisał wszystkie wnioski i załatwiał formalności. Kolejna pomoc z unii pozwoliła mu zainwestować w ciągnik i pług oraz deszczownię i system nawadniania. - Dzięki temu susza nas nie dotknęła. Pomidory lubią słońce, a wodę muszą mieć, ale w ziemi, nie na liściach - mówi rolnik.

Oprócz ziemi, ważnym elementem życia całej rodziny jest sport. Pietrzakowie nie tylko kibicują, ale i trenują. Bernadeta uprawiała w młodości lekkoatletykę, a Stanisław nawet wybierał się na AWF. Największą miłością jest jednak piłka nożna i klub Zjednoczeni, którego jest prezesem. W barwach drużyny Stanisław zdobył wiele wyróżnień.

Obok sportowych pucharów, wśród pamiątek Stanisława jest wiele laurów zdobytych za działalność na rzecz lokalnej społeczności. To właśnie m. in. ten aspekt doceniła w tym roku kapituła „Gazety Lubuskiej”, przyznając rodzinie statuetkę Lubuskiego Złotego Kłosa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska