Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak na polowaniu. "Al Kut. Ostatnia zmiana" - część XV

opr. (th)
Zagrożenie mogło czaić się wszędzie.
Zagrożenie mogło czaić się wszędzie. fot. 17 WBZ
Książki "Al. Kut. Ostatnia zmiana" nie kupicie nigdzie. Wydano ją w zaledwie 500 egzemplarzach. Możecie przeczytać ją na naszej stronie internetowej. Dziś kolejny odcinek poświęcony akcjom polskich żołnierzy w Iraku.

Któryś z kolei iracki wieczór, bezwietrzny, duszny, i jak wszystkie poprzednie, nieprzewidywalny. Kolejna służba. Przekazanie nastąpiło szybko. Ważne informacje z całego dnia, położenie patroli i innych elementów. Obsady przybijają piątki i nocna zmiana przejmuje władzę oraz monitoring sytuacji w prowincji.

Sprawdzili łączności, zarówno kablową, jak i radiową z punktami kontrolnymi na bramach i bezpośrednią z dowódcą QRF. W panujących tu temperaturach często zawodzą źródła zasilania, dlatego należało być na to wyczulonym. Od dobrej łączności może kiedyś zależeć czyjeś życie. Żołnierze porównali także książki ruchu elementów koalicyjnych - taki nieformalny dokument, w którym zapisuje się najważniejsze dane wszystkich jednostek wyjeżdżających z bazy i operujących w polskim rejonie odpowiedzialności. Pomagało to często w szybki sposób zweryfikować informacje w przypadku ataku na siły koalicji, wskazać konkretny pododdział oraz zaangażowane siły i środki.

Jak po maśle

Tego wieczoru na zewnątrz były dwa amerykańskie elementy BTT, jeden ukraiński i dwie grupy amerykańskiego pododdziału specjalnego ODA. Do tego towarzystwa w nocy miał dołączyć jeden z polskich plutonów.

Do godziny 21 szef zmiany TOC przygotował i wysłał do swojego odpowiednika w WD CP meldunek o działalności operacyjnej w ciągu ostatniej doby. W międzyczasie trzeba było przygotować wszystko do prowadzenia działań bieżących oraz zbierać dane do odprawy porannej. W tej prowadzonej w BGB uczestniczył Battle Captain nocnej zmiany, który zapoznaje kierowniczą kadrę oraz przedstawicieli poszczególnych koalicyjnych komponentów operujących z bieżącą sytuacją w rejonie odpowiedzialności, szczegółowo omawia ostatnie ważne wydarzenia i incydenty w strefie czy w końcu przedstawia zadania, jakie będą realizowane w kolejnej dobie. W tym samym czasie szef TOC uczestniczy w porannej odprawie dowódcy WD CP, któremu składa telefonicznie meldunek operacyjny.

Obsada zmiany musiała jeszcze nawiązać łączność z polskim plutonem o kryptonimie Falcon i ustalić zasady współdziałania oraz korespondencji, a także wprowadzić na dokumenty graficzne ewentualne poprawki w planie działania. Sprawdzenie statusu śmigłowcowej ewakuacji medycznej (Medevac), gotowości do działania pododdziału alarmowego (QRF) było już rutyną. Jeżeli którykolwiek z tych elementów byłby nieoperacyjny w danym momencie, Falcon nie wyjdzie na akcję. Bezpieczeństwo i życie ludzi jest zawsze priorytetem Warunki atmosferyczne potrafią zmienić się z minuty na minutę, w każdej chwili mogło powiać piaskiem z nad pustyni i śmigłowce nie będą mogły wystartować.

Wyróżniamy trzy stany gotowości, zarówno dla Medevac, jak i QRF. Status zielony oznacza, że element jest w pełni operacyjny i w każdej chwili może podjąć akcję. Kolor bursztynowy informuje nas, że siły nie są w pełni operacyjne, co oznacza, że jedynie w wyjątkowych sytuacjach są do użycia i w niepełnym wymiarze. Czerwony status unieruchamia wszystkich w bazie.

Tego wieczora było zielone światło od wszystkich dla wszystkich elementów. Porucznik Miler, dowódca Falcona, zameldował gotowość plutonu do wyjazdu. Wszystko szło jak po maśle, punkt po punkcie, zgodnie z procedurami. Sygnał "droga" dla Falcona i po chwili pięć pojazdów HUMMWV opuściło bazę. Pięć pojazdów i dwudziestu pięciu żołnierzy z etatowym uzbrojeniem, a dodatkowo wyposażonych w SPG-9 i dwa moździerze 60 mm LM-60D. Ruszyli pod osłoną nocy, bez świateł, wykorzystując urządzenia noktowizyjne.

Bez zbędnych słów

Jechali w rejon, z którego najprawdopodobniej w ciągu kilku ostatnich nocy terroryści odpalali rakiety, które eksplodowały w bazie Delta. Wprawdzie informacja nie była do końca sprawdzona, ale nie można było jej zlekceważyć. Bagatelizowanie tego typu wiadomości mogłoby doprowadzić do tragedii, ponieważ dałoby wolną rękę rebeliantom w przygotowaniu kolejnych ataków.

W radiostacji słychać było kolejne meldunki o sytuacji i położeniu Falcona. Asystent oficera operacyjnego wrysowywał przyjęte dane na mapę sytuacyjną. Zbliżali się do punktu oznaczonego na mapie literą "S". Po kilkunastu minutach, bez problemów dotarli do owego miejsca. Tym razem bez wybuchowych niespodzianek ustawionych przy drodze.

Na szczęście do tej pory obyło się bez ofiar. Miny pułapki eksplodowały między pojazdami i kończyło się na delikatnym stresie, podniesionej adrenalinie i ciśnieniu krwi, kilku mocnych słowach wypowiedzianych w kierunku niewidzialnego zagrożenia oraz na niewielkich uszkodzeniach sprzętu. Podczas jednego z patroli realizowanych wspólnie z amerykańskimi specjalsami, Polacy weszli w pułapkę ogniową. Doszło do ostrej wymiany ognia, w której Amerykanie stracili jeden pojazd trafiony granatem przeciwpancernym. Rebelianci strzelali z granatników, jeżdżąc na motorach, nie stanowili więc łatwego celu. Obyło się jednak bez strat w ludziach. Trzeba było być gotowym na każdą ewentualność. Teraz to jednak była przeszłość.

Żołnierze dojechali do północnej części Al-Kut, w rejon dzielnicy Damook. To żabi skok do Al Shuhada, dzielnicy, z której najczęściej wystrzeliwano do koalicjantów rakiety. Pięć drużyn sprawnie, bez zbędnych słów, zajęło wskazane przez dowódcę plutonu stanowiska, szybko skorygowane do rzeczywistego ukształtowania terenu i lokalnej zabudowy. Z wozu dowodzenia do TOC dotarły dokładne współrzędne z GPS i nastąpiła cisza.

Widzimy te wyrzutnie

Zagrożenie mogło czaić się wszędzie.
(fot. fot. 17 WBZ)

Wszyscy czekali na rozwój sytuacji. Rozpoczęło się polowanie. Klasyczna myśliwska zasiadka, tylko "zwierzyna" o wiele groźniejsza, a przede wszystkim uzbrojona. Tak jak wiele podobnych akcji, również ta może skończyć się fiaskiem, bo albo nie stwierdzi się aktywności potencjalnego przeciwnika w przewidywanym rejonie, albo zmieni on teren działania. Normalka. Zaczęło się odliczanie, od meldunku do meldunku. Spokojnie i cicho.

Ciszę przerwał charakterystyczny świst i po kilku sekundach żołnierzami wstrząsał potężny wybuch. Jeden, po chwili drugi i trzeci. Atak rakietowy. Trzeba było uruchomić system alarmowania. Kilka telefonów do głównych komponentów w bazie: - Blue, blue, blue, incoming. Po chwili słychać było już wycie syren w bazie Delta. Wszystko realizowane jest mechanicznie. Alarmowane są kolejne elementy w bazie, chociaż z pewnością dźwięk syreny dotarł już do wszystkich. Radiotelefonista wywołał Falcona.

W tym samy czasie salwadorski oficer łącznikowy zameldował, że jedna z rakiet eksplodowała tuż przy ich posterunku. Obyło się jednak bez ofiar. Asystent zebrał meldunki z posterunków obserwacyjnych. Ustalał skąd strzelano i gdzie eksplodowały pozostałe rakiety. Musiał też zebrać meldunki telefoniczne o stanie ludzi. Tymczasem zgłosił się Falcon i zameldował, że terroryści strzelali z rejonu "S".

- Wyraźnie widzieliśmy start rakiet, są wyrzutnie - około trzystu do czterystu metrów od naszych stanowisk, widzimy ich przez lornetki noktowizyjne - słychać w radiostacji. - Są w zasięgu naszego ognia, czekamy na decyzję - kontynuował głos w słuchawce.

Chwila zastanowienia, ocena sytuacji i ryzyka. Ilu ich może być i czym dysponują? Szef zmiany krótko zrelacjonował przebieg wydarzeń dowódcy BGB: - Proponuję otworzyć ogień z sześćdziesiątek i PK - podsumował meldunek. Z głośnika motoroli wyraźne było słychać: - Akceptuję, wykonać!

Strzeliliśmy 20 granatów

Kolejne komendy spływały już błyskawicznie do Falcona, a tam wszyscy czekali w gotowości. Po kilku minutach porucznik Miler meldował: - Strzeliliśmy 20 granatów, ogień z kaemów podzieliłem na zaobserwowane wyrzutnie. W tej chwili wszystko ucichło, nie obserwujemy żadnego ruchu w tym rejonie. Nie możemy tam wjechać, żeby sprawdzić, ciężki teren, pocięty kanałami, w dzień bym pokombinował, ale teraz nie ma szans. Nic nowego. Terroryści zawsze tak wybierają miejsce ustawienia wyrzutni lub moździerzy, żeby uniemożliwić lub maksymalnie utrudnić dostęp irackim siłom bezpieczeństwa lub żołnierzom jednostek koalicyjnych. Po chwili zapada decyzja o powrocie. Obsada TOC musiała odwołać alarm w bazie i bezpiecznie doprowadzić do niej "myśliwych". Więcej rakiet tamtej nocy nie spadło, chociaż ostatnio nie strzelali ich mniej jak sześć, czasem nawet osiem.

Po kilku miesiącach w rejonie działań, biorąc pod uwagę wszelkie statystyki i doświadczenia, śmiało można stwierdzić, że wiele wydarzeń czy działań wymagało podejmowania decyzji w krótkim czasie i TOC był najlepiej przygotowanym do tego, zarówno miejscem, jak i zespołem. Dzięki szybkiej reakcji wszelkie problemy mogły być rozwiązywane w krótkim czasie wewnątrz tego miniośrodka dowodzenia i kierowania.

Ataki przeciwko siłom koalicyjnym, stałe zagrożenia jak miny-pułapki IED przy drogach, samochody-pułapki VBIED, ewakuacja medyczna, zarówno lądowa, jak i powietrzna, wzmocnienie pododdziałów operujących poza bazą przez siły szybkiego reagowania QRF oraz wiele innych przypadków na co dzień rozwiązywane były właśnie przez TOC - najczęściej z doskonałymi rezultatami.

Już w sobotę kolejny odcinek książki "Al Kut. Ostatnia zmiana". Zapraszamy do lektury!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska