Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak na Bliskim Wschodzie

Krzysztof Fedorowicz
- Takie życie to gorsze od śmierci - zauważa Antonina Cichocka. - Mam 75 lat i wożę taczką drewno, by opalić mieszkanie w bloku. Nie mamy tu ani ciepłej wody, ani gazu, więc czuję się jak na wojnie.
- Takie życie to gorsze od śmierci - zauważa Antonina Cichocka. - Mam 75 lat i wożę taczką drewno, by opalić mieszkanie w bloku. Nie mamy tu ani ciepłej wody, ani gazu, więc czuję się jak na wojnie.
Mieszkańcy Długiego Irak odmieniają przez wszystkie przypadki. Czy dlatego, że kilka lat temu ktoś naniósł nazwę tego kraju na tablicę z nazwą miejscowości?

- "IRAK"... To jest ciekawa sprawa - przyznaje Janusz Rajszys. - Ludzie mieszkają tutaj prawie jak tam. I nawet chodzą w takich chałatach. Ale przed tym napisem był inny: "SAJGON". Pojawił się, gdy upadł PGR. Ktoś "SAJGON" zamienił na "IRAK", gdy wybuchła wojna na Bliskim Wschodzie. Bo taka jest rzeczy kolej. Przynajmniej tutaj. W Długiem.

Długie to duża popegeerowska wieś w gminie Szprotawa. Jest pałac i wielkie poniemieckie domy. Na podstawie przedwojennych budowli można ocenić, że kiedyś ludziom wiodło się tutaj dobrze.

Ale tamte czasy pamiętają już tylko mury. Znak tych nowych zawiera się w całkiem współczesnej nazwie. Ludzie przyzwyczaili się do "IRAKU" i zaczęli znajdować w nim sens i metaforę swojego losu.

- Jak piszą "IRAK" to chyba coś jest na rzeczy - zauważa Janusz Krupiński. - To przez to bezrobocie i biedę.

Ten Irak to smutna historia

- Takie życie to gorsze od śmierci - zauważa Antonina Cichocka. - Mam 75 lat i wożę taczką drewno, by opalić mieszkanie w bloku. Nie mamy tu ani ciepłej wody, ani gazu, więc czuję się jak na wojnie.

- Na tej wsi dzieje się bardzo źle i niedobrze - martwi się Mieczysław Radomski, emerytowany strażak. - Wszędzie stąd daleko i coraz dalej, i nic nie widać. Kiedyś wszystko było jasne i przewidywalne. Dziś człowiek budzi się rano i nie wie, co będzie. Czeka, lecz nie wiadomo na co...

Tylko młodzi zarzekają się, że nie mają nic wspólnego z "IRAKIEM". Michała i Grzegorza spotkaliśmy pod blokiem. - Gdzie my i "IRAK"! - śmieje się Michał. - Co prawda wojsko jeszcze przed nami. Ale jeśli zechcą, bym pojechał do Iraku, to odmówię.

- Tylko że wtedy nie będzie można zostać w wojsku na zawodowca - zauważa ze smutkiem Grzegorz.

Młodzi mężczyźni w Długiem albo nie mają pracy, albo pracują jako kierowcy ciężarówek, albo są w... Iraku.

Janusz Rajszys chodzi w wojskowej bluzie. Dostał ją w Belgii od miejscowych żołnierzy. Pracował tam kilka lat. Przyjechał oplem calibrą i za odłożone pieniądze wyremontował dom.

- A ten Irak to smutna historia - opowiada pan Janusz z bólem. - Syn wyjechał tam jakiś miesiąc temu. Jest dowódcą czołgu. Ma Leoparda. To, że się nie boi, to nieprawda. Boi się jak każdy...

W Iraku był też kuzyn Rajszysa. Misję zakończył jakieś półtora roku temu. Wrócił cały i zdrowy. A Rajszysowi podarował 250 irackich dinarów. Z wizerunkiem samego Saddama. - To tylko pamiątka. Syn będzie tam pół roku - niepokoi się mieszkaniec Długiego.

Irak i taki przeklęty trójkąt...

Miejscem spotkań mieszkańców jest sklep przy blokach.

- Takie życie to gorsze od śmierci - spiera się Antonina Cichocka. - Mam 75 lat i wożę taczką drewno, by opalić mieszkanie w bloku. Nie mamy tu ani ciepłej wody, ani gazu, więc czuję się jak na wojnie.

- Służby drogowe chyba też przywykły do "IRAKU", bo jakoś nie kwapią się do przywrócenia starej tablicy - zauważa Krupiński. - Najbardziej doskwiera to, że pracy nie ma i wszędzie daleko.

- Pierwszy raz słyszę, że to "IRAK". Może dlatego, że tutaj mają szparagi... I to na eksport idzie! - zastanawia się Cichocka. - Przyjechałam do tej wsi w 1972 roku. Za pracą. Do PGR-u. Aż z Białegostoku. Urodziłam sześcioro dzieci. Dziś jestem sama z synem. Mąż zmarł w zeszłym roku, a młody chłop był.

- To Irak i taki przeklęty trójkąt - ciągnie Krupiński. - Do Szprotawy 20 kilometrów, do Przemkowa 20, do Kożuchowa 20... A Długie w środku... Mam szczęście, bo pracuję. W Kożuchowie, za jedyne 800 zł. I jak za te pieniądze wyżyć? Opłacę dojazd i mieszkanie i na życie nie starcza. Ojciec mieszka ze mną, emeryturę ma, to pomaga.

- Do Szprotawy nie 20, lecz 13 km! - wtrąca Jadwiga Homa.
- Od nas 20 - mówi Janina Opaluch. - Od bloków znaczy. Bo wieś ma 7 km długości. A od was właśnie 13.

- Ale tak naprawdę w dni wolne odległość nie ma znaczenia - stwierdza Renata Marczenia. - Bo nie kursują tu żadne autobusy. Ani ze Szprotawy, ani z Kożuchowa.
- Dobrze, że póki co wojny nie ma - rzuca Zbigniew Bazal.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska