Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Inwalida z Międzyrzecza walczy o medale

Dariusz Brożek
Dla niepełnosprawnego sportowca podporą jest rodzina; narzeczona Monika oraz córki Agnieszka i Natalia.
Dla niepełnosprawnego sportowca podporą jest rodzina; narzeczona Monika oraz córki Agnieszka i Natalia. fot. Dariusz Brożek
Dziesięć lat temu Leszek Ćmikiewicz stracił lewą nogę. Teraz mówi, że tragedia wyprostowała jego pokręcone życie. Ustanowił kilka rekordów kraju i dwukrotnie reprezentował Polskę na igrzyskach paraolimpijskich.

W 1999 r. międzyrzeczanin miał 25 lat i jak prawie każdy w jego wieku wierzył, że jest nieśmiertelny. Był królem życia, przyszłością się nie martwił. Imał się dorywczych zajęć, a zarobione pieniądze trwonił na zakrapianych baletach. Takich jak urodzinowe przyjęcie, które zorganizował dla ziomali i ich panienek na początku czerwca w Gorzycy pod Międzyrzeczem. Była gorzałka i zabawa do białego świtu. A rano trzeba było jakoś wrócić do domu.

Zabrali się na stopa. Osiem osób w oplu. Przejechali niecałe dwa kilometry. Licznik zatrzymał się na 200 km, kiedy na zakręcie wyrzuciło ich na pobocze. Samochód uderzył w drzewo, przekoziołkował i roztrzaskał się na następnym. Na miejscu zginął kolega solenizanta, potem w szpitalu zmarła dziewczyna, którą zabrali po drodze. L. Ćmikiewicz stracił zaś nogę. Ale nie od razu.

- Miałem strzaskaną kość. Noga latała mi na wszystkie strony. Bólu jednak nie czułem. W szpitalu wdało się zakażenie i lekarze musieli ją amputować. Pamiętam tylko, że bardzo chciałem żyć - wspomina.

Miał apetyt na podium

Podczas rehabilitacji międzyrzeczanin spotkał się z Maćkiem Koniecznym, który kilka lat wcześniej złamał kręgosłup podczas skoku do wody i teraz jeździ na wózku inwalidzkim. Dowiedział się od niego o gorzowskim klubie Start, w którym trenują niepełnosprawni. Do Gorzowa zawiózł go skwierzyński inwalida Mieczysław Śmigielski. I tak L. Ćmikiewicz został sportowcem.

- Początkowo trenowałem rzuty oszczepem, dyskiem i pchnięcie kulą. Potem zabrałem się za skoki w wzwyż, a teraz wróciłem do dysku i kuli - opowiada.

W 2000 r. L. Ćmikiewicz zdobył trzy medale na mistrzostwach Polski; złote w oszczepie i skokach, a do tego brąz w kuli. Potem ustanowił trzy rekordy kraju, został mistrzem Europy i w 2004 r. pojechał na paraolimpiadę do Aten. Był piąty w skoku w wzwyż. Jesienią ub.r. pojechał na kolejne igrzyska niepełnosprawnych. Tym razem do Pekinu. Rzucił dyskiem na 37 m. i zajął dziewiąte miejsce. Nie kryje, że miał apetyt na podium.

- Podczas treningu dwa dni wcześniej rzuciłem dyskiem ponad 44 metry. Gdybym powtórzył ten wynik w czasie zawodów, to do Międzyrzecza wróciłbym ze srebrnym medalem - wspomina.

Robi 70 pompek

Międzyrzeczanin trenuje siedem razy w tygodniu. Jego szkoleniowcem jest Zbigniew Lewkowicz. Przed kilkoma dniami obaj zostali laureatami lokalnego plebiscytu na najlepszego sportowca powiatu międzyrzeckiego. Z. Lewkowicz został honorowym trenerem roku, natomiast Leszek wygrał plebiscyt, choć jego konkurentami byli znani w międzyrzeckim środowisku zawodnicy. Np. siatkarz Wojciech Wesołowski czy piłkarz Mateusz Konefał.

- Nie mam nogi i nie mogę na przykład rywalizować w biegach ze zdrowymi zawodnikami. To fakt. Ale drażni mnie określenie niepełnosprawny sportowiec. Przecież robię 70 pompek, wyciskam na sztandze 135 kilo, a w wzwyż skaczę prawie metr siedemdziesiąt. To całkiem nieźle jak na 35-letniego faceta - mówi.

Ćwiczy w sypialni

Jak idzie na deszcz, L. Ćmikiewicza rwie lewa stopa. Akurat ta, którą stracił dziesięć lat temu. Często czuje w niej mrowienie, niekiedy zaczyna go parzyć. Od lekarza się dowiedział, że tak zwane bóle fantomowe.

- Wiele myślałem o wypadku. Nogi żal, ale lepiej jest żyć z jedną, niż gnić w trumnie z dwiema. Teraz, z perspektywy tych dziesięciu lat dochodzę do wniosku, że wypadek uratował mi życie. A na pewno je wyprostował. Gdyby nie ta tragedia, to może teraz bym siedział w pierdlu - mówi.

Olimpijczyka dopingują dwie córki; trzyletnia Agnieszka i roczna Natalia. - Poznaliśmy się cztery lata temu na prywatce. W naszym życiu są dobre chwile i są te gorsze - opowiada jego partnerka Monika Łunkiewicz.

Czteroosobowa rodzina mieszka w lokalu socjalnym. Mają jeden pokój. W nocy to ich sypialnia, a za dnia bawialnia i kuchnia. I jeszcze sala treningowa, gdyż w jeden z kątów zajmuje ławeczka ze sztangą.

- Sporo ćwiczę. Przygotowuje się już do paraolimpiady, która odbędzie się za trzy lata w Londynie. Chciałbym tam usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego. To moje marzenie - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska