- Tam było piekło - mówi wójt Świdnicy Adam Jaskulski. Pierwsi na miejsce akcji dotarli ochotnicy z Koźli, potem ze Świdnicy. Niepełnosprawnego mężczyznę z domu wyprowadził sąsiad, który uratował mu życie.
Pożar wybuchł w poniedziałek, 1 czerwca po południu. Płomienie błyskawicznie zajęły budek. W środku byli dwaj bracia. Jeden z nich to osoba niepełnosprawna. - Niepełnosprawnego mężczyznę z płonącego domu wyprowadził sąsiad, ratując mu tym samym życie - mówi mł. bryg. Ryszard Gura, rzecznik zielonogórskich strażaków.
Można mówić o wielkim szczęściu. Chwilę później nie byłoby szans na ratunek. Drugi z braci sam wyszedł z płonącego domu.
Na miejsce pożaru pierwsi przyjechali ochotnicy z Koźli. Potem dotarło OSP Świdnica. - Ochotnicy spisali się doskonale zaczynając działania gaśnicze - mówi mł. bryg. Gura.
Na miejsce dotarli też strażacy zawodowi z Zielonej Góry. W sumie w akcji gaszenia płonącego domu udział wzięło aż 25 strażaków.
Sytuacja była tragiczna. - Tam było piekło - relacjonuje pożar Adam Jaskulski, wójt gminy Świdnica. Płomienie błyskawicznie zajęły dom oraz jego wnętrze. - Problemem było to, że ściany oraz sufity były wyłożone boazerią i kasetonami, które szybko zajmował rozprzestrzeniający ogień - mówi mł. bryg. Gura.
Sytuacja zrobiła się jeszcze bardziej groźna, kiedy strażacy natknęli się w domu na dwie ogromne butle z gazem. Gasząc dom nie wiedzieli o nich. - Gdyby doszło do wybuchu, dom rozleciałby się - mówi mł. bryg. Gura.
Pożar został szybko opanowany. Budynek nie nadaje się do zamieszkania. - Ranna osoba niepełnosprawna została przetransportowana do szpitala w Zielonej Górze - mówi mł. bryg. Gura. Drugi z braci, z mniejszymi obrażeniami został na miejscu.
Zobacz też: Pożar w Łężycy. Spaliło się pół dachu. Jedna osoba podtruła się dymem (zdjęcia)