Smażenie powideł to święto w międzychodzkim trójmieście, czyli w sąsiadujących ze sobą niewielkich wsiach Mniszki, Mnichy i Tuczępy. A ogromne gary, w których się smażą śliwki, to relikwie przekazywane z pokolenia na pokolenie. Będąc małą dziewczynką Violetta Przekora z Mnich podpatrywała, jak jej babcia smaży śliwki na powidła. Niecierpliwie czekała aż skończy, bo po zapeklowaniu słodkości w słoiki mogła wybierać palcami ich resztki z ogromnego gara. Do dziś pamięta ten smak, choć minęło już sporo lat. I sama robi powidła.
Nigdy jednak nie miała tylu kibiców, co podczas ostatniego festynu w skansenie w Mniszkach. Smażenie śliwek i pokazy rękodzielników niczym magnes przyciągnęły tam tłumy mieszczuchów. Przez kilka godzin wianuszek ciekawskich otaczał ogromny gar, w którym gospodyni mieszała powidła ogromną drewnianą chochlą. Tą samą, którą kiedyś babcia odganiała ją od smażących się pyszności. Cierpliwość popłaca, gdyż w nagrodę widzowie mogli skosztować tego specjału. Dla wszystkich jednak nie starczyło, choć gospodyni zużyło 50 kilogramów śliwek.
- Zaczęłam dzień wcześniej, bo powidła muszą się smażyć przez kilkanaście godzin - opowiada.
Chochla jak młyński kamień
Dzień przed festynem gospodyni obmyła 50 kg ociekających od soku śliwek i wydrylowała je z pestek. Potem naszykowała spory stos drewna i zabrała się za czyszczenie miedzianego kotła. Tak dużego, że z powodzeniem można w nim ugotować prosiaka, czy barana. Na koniec wysmarowała go smalcem. - Żeby powidła się nie przypalały - tłumaczy.
Kolejny etap to przygotowanie paleniska z cegieł, na którym V. Przekora ustawiła kocioł. Wsypała do niego owoce, po czym dolała trochę wody i rozpaliła ogień. Smażenie śliwek to ciężka robota. Trzeba je cały czas mieszać, żeby się nie przypalały. W miarę upływu czasu powidła robią się coraz bardziej gęste, a chochla zaczyna ciążyć w dłoniach niczym młyński kamień. Dlatego gospodyni pomagał Sebastian Więckowski.
- Czym dłużej się smażą, tym są lepsze. Można też dodać trochę cukru. Zwłaszcza, jak kto chce zapeklować powidła w słoiki. Ja na 50 kilo śliwek dałam niecały kilogram i wyszły bardzo słodkie - mówi.
Korbole ożywiają skansen
Po kilkunastu godzinach smażenia powidła były już gęste jak smoła. A widzom ciekła ślinka. Słodki przysmak ze śliwek wychwalała m.in. Maria Rychlewska z Międzychodu. - Sama smażę powidła, ale te są znacznie lepsze - zapewnia.
Skansen w Mniszkach powstał w folwarku rodu von Unruh z XIX w. Jego kierownik Jacek Kaczmarek zaznacza, że oprócz dawnych narzędzi i sprzętów rolniczych można tam poznać zanikające już zwyczaje ludowe i tajniki tradycyjnej, wielkopolskiej kuchni. Np. zobaczyć jak się robi masło z mleka, albo smaży powidła ze śliwek lub z dyń, zwanych z poznańska korbolami. - Chcemy w ten sposób ożywić skansen i przyciągnąć gości. Dla mieszczuchów to nie lada gratka I dla wielu z nas to powrót do lat dzieciństwa - podkreśla.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?