Goście, szósty zespół poprzedniego sezonu, przyjechali do Gorzowa z trzema bramkarzami i... zaledwie dziewięcioma zawodnikami w polu. - No to nasi ich zabiegają! - przewidywali optymistycznie kibice AZS-u AWF-u. Skończyło się na pobożnych życzeniach, bo akademicy wciąż nie są drużyną w pełnym tego słowa znaczeniu.
W porównaniu do inauguracyjnego spotkania z Wisłą, trener Michał Kanowski desygnował do podstawowego składu aż pięciu nowych. Trafne okazało się tylko wystawienie na prawe skrzydło Jarosława Tomiaka. Grający po przeciwległej stronie boiska Mateusz Krzyżanowski w pierwszej połowie jedynie statystował, zaś rozgrywający - Filip Kliszczyk, Paweł Kaniowski i Jarosław Galus - rozpoczęli pojedynek od... trzech podań w ręce rywali. Efekt był taki, że w 12 min goście prowadzili 9:3.
AZS AWF GORZÓW - AZOTY PUŁAWY 22:29 (11:13)
AZS AWF GORZÓW - AZOTY PUŁAWY 22:29 (11:13)
AZS AWF: Szczęsny, Ł. Wasilek - Tomiak 6, Skoczylas 5, M. Krzyżanowski 3, Kliszczyk i Janiszewski po 2, T. Rafalski, Kaniowski, Galus i Klimczak po 1, A. Wasilek, Jankowski, Jagła.
AZOTY: Wyszomirski - Zydroń 9, Szyba 7, Pomiankiewicz 4, Buchwald 3, Kurowski i Płaczkowski po 2, Kandora i Witkowski po 1, Łukaszow.
Kary: 8 min - 10 min. Sędziowali: Włodzimierz Chmielecki (Kwidzyn) i Mirosław Majchrowski (Gdańsk). Widzów 700.
Szkoleniowiec gorzowian szybko poprosił o przerwę, po której rozgrywanie powierzył Marcinowi Skoczylasowi, Wojciechowi Klimczakowi i Tomaszowi Rafalskiemu. Pomogło, bo w 28 min przewaga przyjezdnych zmalała do jednego gola (12:11). Mogło być jeszcze radośniej dla miejscowych, ale Klimczak, Skoczylas i Kliszczyk zmarnowali trzy rzuty karne.
Po zmianie stron przez 17 minut trwał bój bramka za bramkę. Gorzowianie sześć razy zbliżali się do rywali na dystans jednego gola, aż ośmiokrotnie mieli szansę doprowadzić do wyrównania, lecz fatalnie pudłowali z dogodnych pozycji strzeleckich. Przełom nastąpił między 47 a 53 min. Bramkarz Azotów Piotr Wyszomirski kilka razy świetnie interweniował po rzutach akademików, a jego partnerzy z pola bezbłędnie zakończyli kontrataki. Nie pomogła nawet bardzo dobra gra bramkarza miejscowych Krzysztofa Szczęsnego. Siedem minut przed zakończeniem spotkania goście wygrywali 24:19 i tylko niezwykły splot wydarzeń mógł im odebrać zwycięstwo.
Do sportowego cudu nie doszło. W końcówce gole dla przyjezdnych zaczęli zdobywać Tomasz Pomiankiewicz i Sebastian Płaczkowski, zastępując w tych obowiązkach bardzo skutecznych przez większość pojedynku Wojciecha Zydronia oraz Michała Szybę. W 57 min czwartego karnego dla AZS AWF nie wykorzystał Klimczak. Od tego momentu gospodarze czekali już tylko na zakończenie pojedynku...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?