Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Esy floresy, czyli dlaczego brać sprawy w swoje ręce

Jarosław Miłkowski, 95 722 57 72, [email protected]
- Na klatkę w Metalowcu przykro było patrzeć. Postanowiliśmy ją pomalować - mówi Dariusz Zdrodowski, mieszkaniec hotelu.
- Na klatkę w Metalowcu przykro było patrzeć. Postanowiliśmy ją pomalować - mówi Dariusz Zdrodowski, mieszkaniec hotelu. Archiwum
Mieszkańcy hotelu Metalowiec mieli dość widoku obskurnej klatki schodowej. Postanowili ją odnowić. To nie jedyni w mieście społecznicy. O życie w ładnym otoczeniu dbają też inni. Jak? Poczytajcie.

- Po pożarze, który wybuchł w hotelu dwa lata temu, klatka schodowa w budynku wyglądała okropnie. Korytarze odnowiono, ale ona dalej straszyła. Była obskurna. Postanowiliśmy coś z nią zrobić - opowiadają nam Dariusz Zdrodowski i Marek Bylicki. Około 50-letni mężczyźni mieszkają w hotelu Metalowiec. Denerwowało ich to, że codziennie muszą patrzeć na zaniedbaną klatkę. - Przychodzący do nas goście też dziwili się, gdzie my mieszkamy. Ściany były okopcone, pełno było też na nich graffiti. Musieliśmy więc wziąć sprawy w swoje ręce - wyjaśniają mężczyźni. Kilkupiętrową klatkę schodową postanowili pomalować.

Wspierał ich w tym kierownik ADM Damian Madaliński. Pomógł zorganizować materiały do odnowienia klatki. W odświeżeniu ścian przy schodach brało udział kilkunastu mieszkańców. Sąsiedzi z Metalowca szpachlowali ściany, malowali je na biało. Rzecz dokończyli plastycy z BWA, którzy wraz z dziećmi dołączyli do malowania wzorów na ścianach. - Powstały na nim dziecięce postacie oraz różne esy floresy - opowiada Bylicki. W sumie koszt odnowienia klatki wyniósł nie więcej jak 3 tys. zł. - Wspólne odnawianie części hotelu, w której są mieszkania socjalne, połączyło nas pokoleniowo - dodaje kolejny z mieszkańców Metalowca 30-letni Łukasz Dziengo, podobnie jak sąsiedzi budowlaniec-samouk. Efekty przeprowadzonej na przełomie sierpnia i września akcji mieszkańcy poczuli od razu. - Teraz jest o wiele milej, nikt po ścianach już nie maluje, a i dzieci będą miały przyjemniejsze miejsce do zabawy. Do miasta i rozrywek mamy przecież daleko, a autobusy też rzadko tutaj jeżdżą - mówią mężczyźni.
W swoje ręce sprawy biorą też inni mieszkańcy Gorzowa. O społeczniku Robercie Kowalskim, który akcją "Odkupmy Gorzów" walczy z psimi odchodami, piszemy w "Gazecie Lubuskiej". Pochodzący z Krakowa gorzowianin od czerwca tego roku stara się przekonać innych mieszkańców miasta do sprzątania po swoich pupilach. Aby dbanie o porządek im ułatwić, przekonuje też magistrat i spółdzielnie mieszkaniowe do stawiania większej liczby koszy.

Z psim problemem postanowili też walczyć mieszkańcy bloku przy ul. Kaziemierza Wielkiego na osiedlu Piaski. Emerytowany wojskowy Karol Grzybowski wraz kilkoma innymi sąsiadami postanowił uporządkować teren wokół bloku. Posadzili krzewy, dbają o zieleń, a dla czworonogów wytyczyli specjalną aleję. Wzdłuż niej stoją kamienie i paliki, na które pieski moją podnieść za potrzebą łapę, a na samym końcu jest placyk, w którym czworonogi mogą zrobić coś więcej. Na trawniku mieszkańcy postawili też śmietnik w kształcie psa, do którego wrzuca się odchody. - Początkowo ludzie podchodzili do tego sceptycznie, myśleli, że będzie śmierdziało, ale szybko przekonali się do pomysłu przekonali, bo wokół bloku jest czyściej - mówi Grzybowski.

Do społecznych inicjatyw przekonali się też mieszkańcy innej części Piasków. - Dołączyli do nas ci, którzy wcześniej nas nawet wyśmiewali - mówi Bronisław Mierzwa. On z kolei sześć lat temu postanowił wraz z innymi mieszkańcami przy pomocy ,,GL'' uporządkować nieckę przy ul. Muśnickiego, nieopodal SP nr 21. - Na Piaskach nie mieliśmy miejsca do rekreacji. Teren pomiędzy drogą do szkoły, a sklepem Intermache był jedynym, który nadawał się do zagospodarowania. Leżały tam tony gruzu, my to uporządkowaliśmy, a dzięki pomocy miejskich radnych udało się tam postawić wiatę i teraz mamy idealny teren do wypoczynku, który idealnie nadaje się do spotkań i chociażby zrobienia grilla - mówi Mierzwa. Podkreśla, że wcale nie jest trudno mu być społecznikiem. - To, co robię, robię przecież dla siebie, dla swoich dzieci, wnuków. Działalności społecznej nie prowadzę dla splendoru - mówi.

Takich jak on jest w Gorzowie dużo więcej. Tereny wokół swoich bloków upiększają też. m.in. mieszkańcy wspólnot przy ul. Wróblewskiego czy Stilonowej. Robią to z prostego powodu. Chcą żyć w przyjemnym otoczeniu.
A Wy znacie kogoś takiego? Pochwalcie się. Chętnie o tym napiszemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska