MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Emerytura? Nie dożyjemy…

Opracowała: (kb)
Rząd robi, co zapowiedział: wydłuża wiek emerytalny do 67. roku życia. Zaprosiliśmy Czytelników do dyskusji na temat tej reformy. Odzew był niesamowity. - Ratunku, nie chcemy tak długo pracować! - alarmujecie.

"Do emerytury coraz dalej" informowaliśmy w Magazynie "GL" z 11/12 stycznia. Opisaliśmy plan rządu, który chce, żebyśmy pracowali do 67. urodzin. I zaprosiliśmy Was do dyskusji na temat planowanych zmian. Pytaliśmy: co o nich sądzicie, jakie macie własne pomysły na reformę? Efekt debaty przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. Kilkadziesiąt rozmów, telefonicznych i osobistych, wiele listów. Wszyscy mówicie jednym głosem: - Nie ma zgody na tak długą pracę, bo nie dożyjemy emerytury!
Dziś drukujemy część Waszych opinii, pozostałe będziemy publikować w rubryce "Listy od Czytelników".

Wiktor z Zielonej Góry: - Uszczelnijmy system podatkowy i ZUS-u. Bardzo wiele firm nie odprowadza wszystkich należnych składek. Jestem kierowcą ciężarówki i właśnie dostałem od pracodawcy PIT z kwotą 45 tys. zł brutto. Nie jestem hazardzistą, ale zaryzykuję i założę się, że nie ma kierowcy, który miałby odprowadzane składki od wszystkich zarobków. Wydłużenie wieku powinni zależeć od rodzaju zawodu. Pracuję od 15. roku życia i nie wyobrażam sobie, że do 67. urodzin będę skakał po plandece, sznurował ją i jeździł w trasy. Ktoś pomyślał, jak ta zmiana wpłynie choćby na bezpieczeństwo na drogach? Przecież 67-latek prowadzący 30-tonowy samochód, to realne zagrożenie!

Jolanta: - Ci, którzy stanowili prawo mówiące, że jeszcze niedawno można było pójść na emeryturę w wieku około 50 lat, niech teraz poniosą konsekwencje tych decyzji i popracują choćby do 100. urodzin. A jeśli któryś z nich jest już na emeryturze, niech mu ją zawieszą i do roboty! Jedną reformę emerytalną już przeżyłam - pod koniec lat 90. Utworzono indywidualne konta w ZUS-ie, zrobiono podział na trzy filary. Nie życzę sobie kolejnych zmian. Nieprzerwanie pracuję od 19. roku życia. Będę miała 60 lat i 40-letni staż zawodowy.
Pracy ciężkiej, stresującej, z bezpłatnymi nadgodzinami. Chciałabym więc, jeśli dożyję, spokojnie pożyć przez kilka czy kilkanaście lat. W końcu móc realizować zainteresowania, pasje, może udzielać się w jakimś wolontariacie. Bo obecnie, właśnie ze względu na pracę, nie mam jak. Nie czuję się odpowiedzialna za to, że społeczeństwo się starzeje. Urodziłam czworo dzieci. Ani dnia nie byłam na urlopie wychowawczym, zaraz po macierzyńskim wróciłam do pracy, nie biorę zwolnień lekarskich na dzieci. Wychowanie czworga to spory wysiłek. I pod względem finansowym (nie jeżdżę na zagraniczne wycieczki, nie kupuję perfum, nie robię paznokci u kosmetyczki, nie jeżdżę do SPA, a te przyjemności i inne byłyby dostępne, gdybym miała tylko jedno dziecko), i pod względem organizacyjnym. Wstawanie w nocy, pranie raz albo i dwa razy dziennie, odbieranie ze szkoły, przedszkola, wywiadówki, zebrania, dziecięce choroby, kłótnie między rodzeństwem, wychodzenie z nimi na spacer, ubieranie itp., itd.
Państwo chce mnie ukarać dłuższą pracą za to, że ktoś wcześniej wypuścił 50-latków na emeryturę. Że część małżeństw z premedytacją jest małodzietna, bezdzietna albo woli mieć psa czy kota niż dziecko. Jakieś kobiety chcą się realizować, robić karierę, szkoda im figury itd. - wiele jest powodów, aby nie rodzić. Odpowiedzialni za nasz stan demograficzny są ci wszyscy, którzy mają mniej niż troje dzieci. Pomijając poważne względy medyczne, żadne inne nie są wytłumaczeniem. Ani finanse, ani nic. Moja sześcioosobowa rodzina mieszka w dwupokojowym mieszkaniu; niecałe 42 mkw. I tak zostanie, bo nie stać nas na kredyt, aby kupić większe. Dziadkowie ani żadna ciocia nam nie pomagają, sami borykamy się z mężem z problemami dnia codziennego. Nie mamy zasiłku rodzinnego, bo przekraczamy kryterium dochodu. Ale to przez niego nie stać nas na ferie czy wakacje dla dzieci, a żaden bank nie chce rozmawiać o kredycie. Państwo nie dokłada się do kosztów związanych z wychowaniem potomstwa. Ulga rodzinna w podatku to kropla w morzu potrzeb, a był czas, że i jej nie mogłam wykorzystać. Dlaczego więc państwo chce mnie zmusić, abym to ja współfinansowała emerytury małodzietnych? Gdybym, wraz z innymi kobietami, które urodziły troje i więcej dzieci, wybrała samorealizację, to co? Premier wprowadziłby nakaz pracy do 70. albo 80. urodzin? A sam premier ile ma dzieci? Dlaczego jego pomysł na reformę emerytalną równo traktuje małodzietnych i takich jak ja? Tamci mogą sobie wykupić III filar i mieć względny spokój na emeryturze lub zaoszczędzić w inny sposób. Mnie na to zwyczajnie nie stać. Mimo że nie jestem klientem MOPS-u, żyję od pierwszego do pierwszego. Pracuję, a nie mogę nic odłożyć. Spłacam kredyt na pralkę, bo taki sprzęt szybciej się u nas zużywa.
W PRL-u był model rodziny 2+2, a obecnie bardziej popularny jest 2+1+1 (czyli pies). Ci wszyscy, którzy tak go lansowali, niech pracują nawet do końca życia. Milionom dzieci nie pozwolono się urodzić (tak normalnie, bo ustawa zezwalała), a dziś miałyby swoje dzieci, a nawet wnuki. Jaka byłaby demografia Polski, gdyby nie zbrodnicza ustawa o przerywaniu ciąży? Ktoś i za to odpowiedzialny!

60-letni pan Jan, bezrobotny: - Szkoda, że premier Tusk nie zapowiedział zmiany wieku emerytalnego przed wyborami. Zobaczyłby, co społeczeństwo o tym myśli. ZUS "kuleje" od przeszło 30 lat, a wybudował - za nasze składki - cholernie wysokie pałace. Reforma emerytalna powinna polegać na wprowadzenia nowych zasad wypłacania emerytur. Najwyższe nie mogłyby przekraczać średniej krajowej. Najniższe - dwukrotność składek po 10 latach pracy, trzykrotność po 15 latach, czterokrotność po 20 latach itd. Swoje niech odczują ci, którzy poszli na wcześniejsze emerytury. Powinno się policzyć, ile składek musieliby płacić do 67. roku życia, podzielić przez brakujące lata i odjąć od ogólnej kwoty świadczenia przynajmniej 50 proc. sumy.

Marzena z 33-letnim stażem pracy: - Emerytura powinna zależeć od przepracowanych lat. Teraz jestem bezrobotna, bo nikt nie chce zatrudnić chorej kobiety. A na rentę jestem za zdrowa, powiedziała lekarka. To pytam: co mam dalej robić? Ciężko pracowałam fizycznie przez 33 lata i mam już naprawdę dość. Ratunku, dajcie nam wybór!

Anna: - Podwyższenie i zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn jest bardzo krzywdzące i dla mnie, dla większości kobiet w moim wieku. Mam 54 lata i od ponad roku jestem bezrobotna. Bez żadnej nadziei na pracę. Nie wiem, jak dam sobie radę do 60. roku życia, a już zupełnie nie wyobrażam sobie szukania pracy w wieku 65 lat. Moja mama mając tyle, była już słaba, głucha i schorowana. Jaka ja będę? Nie wiem. Jedno wiem na pewno: dziesiątki wysłanych maili, osobiście składane oferty pracy, skierowania z urzędu pracy - bez rezultatów. Żeby nie powiedzieć: dołują, załamują psychicznie. Ostatnia dygresja pani "pośrednik pracy" przybiła gwóźdź do trumny. Cytat: "Pani po pięćdziesiątce już pracy na etat nie dostanie, bo wie pani: wiek, choroby, przywileje, pracodawca boi się takiego pracownika". Na pytanie co mi pozostaje, padła informacja: prace interwencyjne, użyteczne, staże, przyuczenia, a więc wszystko co chwilowe i niepewne. Może w przyszłości, jak ta reforma rozłoży się w latach, będą oferty dla 60-latków. Jednak w dzisiejszej dobie bezrobocia pracodawcy na widok takiej osoby po prostu reagują ironią. Tak wygląda szara rzeczywistość bezrobotnych 50-latków. Może dzisiejsi 20-, 30-latkowie inaczej zapatrują się w przyszłość.

53-letni elektryk na kolei: - Mam problemy z kręgosłupem i ze wzrokiem. Każde badanie okresowe to dla mnie stres, bo u nas są restrykcyjne wymogi. Trzeba być pierwszej kategorii zdrowia. Niestety, nie mamy żadnych przywilejów emerytalnych i musimy pracować do 65. roku życia, a wkrótce do 67. Jeśli więc kiedyś lekarz wyda mi drugą kategorię, zasilę rzeszę bezrobotnych, a potem bezdomnych. Bo na emeryturę będę za młody, a do pracy za chory. Osobiście nie znam 50-letniego człowieka, który nie miałby jakiegoś schorzenia, a co dopiero po 60.

Marek z Witnicy: - Reforma systemu emerytalnego nic nie da, jeśli państwo nie zacznie prowadzić polityki prorodzinnej. To jej brak powoduje, że dzieci stają się dobrem luksusowym. Mało kogo stać na dwoje, troje to już rzadkość. Przedszkola kosztują tyle, że są kobiety, które zrezygnowały z pracy, bo miały za godzinę 6-7 zł, a za pobyt dziecka płaciły więcej. U nas średnia pensja wynosi na rękę 1.200 zł. Tyle, co wynajęcie 40-metrowego mieszkania. A za co żyć, nie mówiąc o wychowaniu dzieci? Młodzi chcą je mieć, ale ich nie stać. A od państwa nie ma pomocy. Zasiłek rodzinny w Niemczech czy w Anglii zapewnia wygodne życie. W Polsce nawet na pieluchy nie wystarczy.

52-letnia Czytelniczka spod Żagania: Makabra. Chore to wszystko! 38 lat pracuję przy produkcji. To ciężka, fizyczna robota, często nocna. Podaję olbrzymie tafle szkła 20-latkom i już teraz mam problem, żeby za nimi nadążyć. Boję się, że nie dożyję nawet obecnego wieku emerytalnego. I jeszcze go wydłużać? Czy Tusk chciałby mieć 67-letnią asystentkę albo opiekunkę do wnuczka? Wątpię. Cale życie zap… i końca harówki nie widać!

Czytelnik: Nie chcę dłużej pracować, bo to mój czas, moje życie. Rozumiem: matematyka jest matematyką, ale ktoś za późno się obudził. Zezwalaliśmy na wcześniejsze emerytury, a teraz kolejne pokolenia mają płacić za tamte przywileje? Płacących składki i tak nie przybędzie, bo pracodawcy nie chcą zatrudniać starszych osób. Możemy wydłużać wiek emerytalny, ale nie tędy droga! W miarę uczciwym rozwiązaniem byłoby liczenie stażu pracy.

Pracownik fizyczny: - W tym roku pożegnałem trzech kolegów po fachu. Poszli do piachu mając 56, 58 i 60 lat. Mnie już teraz szef odstawia od cięższej roboty, żeby młodsi ją wykonali. Szybciej mnie zwolni, niż ja dopracuję albo dożyję emerytury!

Czytelniczka: - Jak rządzący wyobrażają sobie 67-latka, który po kilka godzin dziennie kładzie kafelki? Przecież jak on uklęknie, to nie będzie mógł wstać. Albo kobiety pracujące w fabrykach, po osiem godzin na nogach? Takich przykładów jest mnóstwo. Starzy będą pracować, a młodzi będą bez pracy. Tworząc ustawę, trzeba brać pod uwagę zwykłych ludzi, ciężko pracujących. Chciałam podkreślić, że 60-latek choruje. Pójdzie na chorobowe raz, drugi, trzeci i zostanie zwolniony. Będzie bez pracy i bez emerytury. Gwóźdź do trumny.

Czytelniczka: - Już teraz znaleźć pracę po 50. roku życia graniczy z cudem, a gdzie mając 60 lat? Dlaczego nie możemy przechodzić na emeryturę tak, jak proponuje SLD: kobiety po 35 latach pracy, mężczyźni po 40 latach? Owszem, jak ktoś chce i ma możliwość, niech pracuje. Jednak realia są takie, że jak mnie zwolnią po 50. roku życia, to zamiast wypracowywać swoją emeryturę, będę przymierać z głodu na zasiłkach z pomocy społecznej. Jeżeli je otrzymam. Premier i rząd ma gdzieś potrzeby zwykłych ludzi, tych biednych.

Pan Szymon: - Zmniejszymy liczbę posłów. Niech ich będzie stu, ale za to najwyższej klasy: prawnicy, ekonomiści. I niech nie dostają tyle pieniędzy, co teraz. Bo najedzony, nie rozumie głodnego. Połączmy KRUS i ZUS, zreorganizujmy te instytucje. W ten sposób zaoszczędzimy ogromne pieniądze, które można przeznaczyć na politykę prorodzinną, rozwój pediatrii i oświaty.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska