- Piotr czy Elvis?
- Piotr. Elvisem jest tylko w czasie występów. Budzę się jako Piotr i do sklepu też idę jako Piotr. Ale nawet bez charakteryzacji też jestem trochę do niego podobny.
- Elvis żyje?
- Tak. Elvis żyje wśród takich jak ja, którzy wykonują jego piosenki czy wśród takich, którzy ich słuchają. Ta muzyka jest nieśmiertelna.
- Trudno być Elvisem?
- Bardzo trudno. Ja nie jestem tylko sobowtórem, który ma wyglądać, ale interpretatorem. To zupełnie coś innego. Mam cztery główne zadania do wykonania: śpiew, wygląd, ruch sceniczny i aktorstwo. Wszystkie elementy są tak samo trudne i nie można wyróżnić jednego. Elvis miał czarny pas w karate i na scenie wykorzystywał niektóre pozy. Muszę umieć je wykonywać. Do tego trzeba dołożyć południowoamerykański akcent i znać język angielski. Stroje też są bardzo drogie, bo pochodzą od firmy, która szyła dla samego Elvisa. Publiczność oczekuje ode mnie nie tylko śpiewu, ale całego wizerunku.
- Czego jeszcze brakuje do ideału?
- Elvis był tylko jeden, a ja po prostu staram się jak najlepiej jak umiem wykonywać swoją robotę. Jestem Polakiem i nie mam takiego akcentu, jak rodowity Amerykanin, ale staram się go cały czas ćwiczyć.
- Pan trenuje to "elvisowanie"?
- W pierwszej fazie to była bardzo ciężko sprawa. Wymagało to ode mnie masę czasu. A później to już jest tylko systematyczność. Czytam na temat Elvisa, słucham jego muzyki, oglądam koncerty. Znam też oczywiście jego biografię.
- Nie ma pan poczucia, że jest tylko kopią oryginału?
- Mnie to niczego nie ujmuje i w ogóle mi to nie przeszkadza. Trzeba być dojrzałym wokalistą do takiej pracy i nie każdy potrafiłby się zmierzyć z tym zadaniem.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?