Nikt nie powiedziałby o Romku: zwykły kierowca, choć za kółkiem autobusów i tirów przepracował całe życie. Zresztą wystarczyło tylko rzucić na niego okiem i od razu się wiedziało, że nie jest tuzinkowym człowiekiem. Był pełnoprawnym członkiem gorzowskiej bohemy, przyjacielem artystów. Ale wyglądał oryginalniej niż wielu z nich.
Uwierzycie, że nie miał żadnych wrogów? Znali go wszyscy, niektórzy tylko po ksywce Autobus. Ludzie lgnęli do niego, bo miał w sobie więcej ciepła niż kilka martenowskich pieców. Każdego, kogo spotkał, zarażał niepoprawnym optymizmem i miłością do życia.
Nie zabrakło mu ich nawet kilka miesięcy temu, gdy usłyszał wyrok: rak, zostało Ci już niewiele. Poza tym, że wymęczony kolejnymi chemiami i operacjami bardzo schudł i musiał bardziej na siebie uważać, żył, jakby jutro nie miało być jutra, pełną piersią, z dnia na dzień. Spotykał się z przyjaciółmi, żartował z nimi, pocieszał ich... Niektórzy mówili z niedowierzaniem, że takich ludzi po prostu nie ma albo zdarzają się niezwykle rzadko.
Walcząc z chorobą, jako stały Czytelnik naszej gazety, zaczął przynosić do redakcji zdjęcia starego Gorzowa. Oddając je do publikacji w popularnej rubryce, zwykł mówić, jak to on, pół żartem, pół serio: - Przynajmniej to po mnie zostanie.
Ale musiał przecież wiedzieć, że zostawi po sobie znacznie więcej: niezniszczalny ślad w sercach rzeszy przyjaciół.
Dobrze Cię było znać, Romku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?