(fot. Tomasz Czyżniewski)
- Panie redaktorze, chce pan zobaczyć prawdziwy syf? - zadzwonił Czytelnik.
- To znaczy??? - pytam ostrożnie.
- Proszę pojechać na zarośnięta łączkę koło wiaduktu na al. Zjednoczenia. Tam płynie strumyk zawalony starymi lodówkami i telewizorami.
Jadę na miejsce. Dramat! Już wiem, co miał na myśli dzwoniący Czytelnik. Po okolicy walają się resztki lodówek i monitorów komputerowych. Ktoś tutaj obdziera je z metali kolorowych, które zanosi na pobliski skup złomu, a resztę zostawia gdzie popadnie. Cały teren jest zaśmiecony plastikowymi torebkami, butelkami, puszkami po farbie. Leżą resztki innych opakowań i urządzeń. Po przejściu ponad 100 metrów dochodzę do czyściejszej strefy. To boczna uliczka Składowa.
- Panie, to przez tych cholernych złomiarzy - komentuje dwóch mężczyzn stojących przy płocie. Nie chcą podać swoich nazwisk.
- Później mi szyby w domu wybiją - tłumaczy starszy mężczyzna.
- Jak zwróciłem im uwagę, to usłyszałem, żebym się nie wpie….ał - dodaje pan Zbigniew. - Ciągną tutaj różny złom i kable. Opalają je i metal sprzątają, a reszta zostaje. A jak pan pójdzie pod płot, to jeszcze strzykawki się znajdą. Kiedyś przyjechał tu spychacz i trochę posprzątali, ale nie na długo to starczyło.
Wracam ścieżką przez chaszcze. Zaglądam do odkrytego włazu, lekko się ślizgając na betonie. To kolektor ściekowy. Ponad półtora metra średnicy. Wolę nie myśleć, co by się działo, gdyby wpadło tutaj dziecko.
Dzwonię do straży miejskiej. - Patrol będzie za chwilę na miejscu - zarządza komendant Sławomir Nowak. Umawiamy się na pobliskim parkingu.
Razem ze strażnikami Przemysławem Kuleszą i Sebastianem Buldykiem sprawdzamy teren. Funkcjonariusze notują i robią zdjęcia.
Dochodzimy do kolektora. - Musimy to natychmiast ogrodzić - decydują. P. Kulesza przynosi z samochody biało-czerwoną taśmę, którą rozpinają wokół uszkodzonego włazu. Strażnicy odjeżdżają szukać właściciela. Po godzinie dyżurny straży Grzegorz Graczyk informuje "GL", że to teren miejski. - Przekazaliśmy dokładne dane ZGKiM i wodociągom - tłumaczy.
- Takie studzienki na uboczu nie mają żeliwnych klap, bo je kradziono. To zmora. Dlatego wykorzystujemy ciężkie płyty z betonu. Nie mam pojęcia, po co ją ktoś rozbił - mówi wiceprezes Zielonogórskich Wodociągów i Kanalizacji Jan Markowski. - Na miejsce już pojechała nasza ekipa. Położyliśmy nową płytę i na wszelki wypadek oblaliśmy ją betonem. Nikt do kanału nie wpadnie.
A co ze śmieciami? - Takich zgłoszeń mamy kilkadziesiąt. Znam to miejsce. Sprawdzimy, co trzeba zrobić i ustalimy termin sprzątania. Na razie walczymy ze śmieciami w centrum miasta - odpowiada Wanda Bołbot z ZGKiM-u.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?