Po telefonie od Czytelnika pojechaliśmy do Trzebicza Młynu, prosto do sołtysa. - Cała łąka zryta jak kartoflisko, jak na tym ma teraz wyrosnąć trawa? Gdzie będzie się paść bydło? Specjalnie w zeszłym roku kupiłem 50 hektarów łąki, żeby wykarmić 60 krów. Nie po to, żeby karmić dziki! - złości się Mariusz Faberski i prowadzi nas na łąkę. Faktycznie dziki zdarły niemal całą darń. - Pod same domy podchodzą, wyjadają zasiane zimą zboża, nie boją się nawet samochodów. Utrapienie! - dodaje żona sołtysa.
Ludzie ratują się jak mogą. Grodzą łąki i pola elektrycznymi pastuchami, najważniejsze uprawy obstawiają belami siana, przez które dziki nie powinny przejść. Ale jakimś cudem i tak dostają się na pola.
Marnym pocieszeniem dla rolników są odszkodowania, o które mogą się starać w kołach łowieckich. Dostają śmieszne pieniądze: kilkadziesiąt, rzadziej kilkaset złotych. - A żeby na takiej łące wyrównać zryty przez dziki teren, zapłacić za paliwo do maszyn, posiać trawę, trzeba jakieś 5 tysięcy. Nie ma wyjścia, trzeba płacić, bo najpóźniej pod koniec maja krowy powinny już paść się na łące - mówi Faberski.
Więcej przeczytasz w dzisiejszym, papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?