MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Dzieciom sie tu nudzi

Anna Rimke
- Tu nie ma co robić - mówi młodzież ze "stałej” części wsi Natalia Chrząstek (od lewej), Angelika Piotrowska, Kamila Chrząstek, Klaudiusz Chrząstek i Julia Chomczyk.
- Tu nie ma co robić - mówi młodzież ze "stałej” części wsi Natalia Chrząstek (od lewej), Angelika Piotrowska, Kamila Chrząstek, Klaudiusz Chrząstek i Julia Chomczyk. fot. Krzysztof Tomicz
- Tylko sklep mamy a w nim chleb na zamówienie - mówią mieszkańcy "stałej" części Rybakowa.

Ci z "letniskowej" nie narzekają, ale do swojej wsi rzadko zaglądają. Wolą sklepy, bary i kościół w sąsiednim Santocznie.

Do Rybakowa najprościej dojechać ze Zdroiska. Kilka kilometrów dalej skręcamy na Santoczno i tuż za wsią wjeżdża się między malowniczo położone domki.

Głównie letniskowe, choć jak się im przyjrzeć, to większość z nich wygląda na piękne całoroczne posiadłości. - I w 70 proc. to są domy, w których ludzie odpoczywają co weekend, nie tylko w wakacje - tłumaczy Zbigniew Owczarek, który też mieszka pod lasem, tyle że z tej drugiej strony wsi. Tej, w której ludzie mieszkają na stałe i żyją na co dzień.

Nie przychodzą na mszę

W "stałej" części Rybakowa jest niespełna 70 gospodarstw. Mieszkańcy utrzymują się albo z pracy w mieście, albo, tak jak pan Zbigniew, z robót w lesie. Tu wychowują swoje dzieci, tu próbują rozwiązywać swoje problemy. - Ale to wieś zapomniana przez Boga i gminę. Nie jest łatwo - mówią.

W "letniskowej" domów jest ponad 200. Ich właściciele przyjeżdżają głównie na odpoczynek. I to nie tylko z Gorzowa. Można spotkać tu ludzi z całej Polski i zza granicy. Ci z Gorzowa przyjeżdżają latem co weekend, emeryci spędzają czas od wiosny do późnej jesieni. A ci z dalszych zakątków są przynajmniej przez dwa tygodnie w roku.

- Jak ktoś raz przyjedzie, to już chce mu się wracać. Tak tu pięknie - tłumaczy Halina Skowrońska aż z Bydgoszczy.

Żeby nie krążyć żwirowymi drogami między letnikami, do "stałej" części Rybakowa najlepiej dojechać kierując się prosto na Kłodawę. Główna asfaltówka skręca w prawo, a na wprost, trochę węższa szosa prowadzi między domami mieszkańców. Po prawej, za zabudowaniami jest las. Boisko do nogi. - Klepisko. Grać się nie da - mówią nastolatkowie siedzący na skwerku między drzewami nazywanymi parkiem.

Zadbane domki i ogrody z obu stron drogi. Niby podobnie, jak w tej "letniskowej" części. Tyle że budynki starsze, niektóre poniemieckie. W połowie wsi kościółek, a dokładniej mały ceglany budyneczek z krzyżem na dachu.

Gdyby nie krzyż, trudno byłoby się domyślić, że tu co niedzielę zbierają się mieszkańcy na modlitwę. - Ale ci z letniskowej części raczej nie przychodzą na mszę. Raz, że za ciasno, a dwa, że mają bliżej do Santoczna - tłumaczy Marek Piotrowski ze "starej części".

Tylko z bolączkami

We wsi jest też świetlica. - Teraz to możemy brać do niej klucz i grać w ping- ponga, bilarda. Od września maluchy, też będą mogły chodzić, bo wtedy jest opiekunka - tłumaczy piętnastoletnia Angelika Piotrowska.

Licealistki nudzące się pod świetlicą kręcą głowami niezadowolone. - Billrad jest, ale kijów nie ma. Muzykę możemy puszczać, ale tylko po cichu. Żadnej dyskoteki - mówią. - Kiedyś były choć festyny. A teraz nawet piasku na plażę nie możemy się doprosić - dodaje dwudziestodwuletni Damian Piotrowski. Podobnie mówią inni mieszkańcy.

- Tu naprawdę nie ma co robić. Dzieci mnóstwo, młodzieży też. I co? - mówią ludzie. - Tylko sklep czynny do 19.00, chleb na zamówienie... Nawet komórki nie działają, bo nie ma zasięgu - wylicza pan Marek. Może dlatego letnicy nie wiążą się zbyt z samym Rybakowem. Jeden z mieszkańców ul. Kwiatowej tak się rozpędził, że kiedy potrzebna była interwencja władz, to zwrócił się po pomoc do sołtysa właśnie Santoczna. - Dopiero ten mi wytłumaczył, że formalnie to jesteśmy w Rybakowie - śmieje się starszy mężczyzna.

Ale letnicy do pobliskiego Santoczna nie tylko chodzą na mszę. -Tam są dwa sklepy. Jest bar, gdzie można zjeść smaczny obiad. No i idzie się zaledwie 15 minut spacerkiem. Do naszej wsi jest dalej - przyznają Jan i Jadwiga Pawliszowie.

- Dokładnie tak jest - Bernard Zając, sołtys Rybakowa potwierdza ich słowa. Letnicy przychodzą do niego tylko z podatkami, albo z bolączkami - że latarnia nie działa, że drogę przydałoby się utwardzić. - Ale nawet na zabawy z okazji Dnia Dziecka wolą chodzić do Santoczna - mówi B. Zając. I nawet się temu nie dziwi. Bo choć w tej części są też domki całoroczne, to większość osób wpada tu tylko na wakacje.

Mają swoje sprawy

Coraz mniej jest takich jak Pawliszowie, którzy na stałe mieszkają w Gorzowie w wieżowcu przy ul. Pomorskiej. Ale w Rybakowie spędzają całe tygodnie od wiosny, do późnej jesieni. - Odkąd jesteśmy na emeryturze, to nawet za często nie musimy wracać do miasta - śmieje się Jan Pawlisz.

On i inni właściciele domków w "wypoczynkowej" części Rybakowa traktują tę miejscowość inaczej niż stali mieszkańcy. - Złodziejstwa nie ma. Spokojna okolica - chwali Rybakowo Z. Owczarek. A że z letnikami nie trzymają? - Z niektórymi się znamy. Utrzymujemy kontakty - tłumaczy pan Zbigniew. - Ale oni zbyt daleko mieszkają. Mają swoje sprawy. I nie zaglądają do nas - dodają inni mieszkańcy "starej" wsi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska