Wojciech Dalkowski mieszkał wcześniej u brata, który jednak go wymeldował i wyrzucił z mieszkania. Bo nie podobało mu się to, że brat przygarnął sobie kobietę. - Brat Wojtka nękał nas od dwóch lat, w końcu wyrzucił nas. Musieliśmy iść na stancję, a wiadomo jakie są czynsze dzisiaj. Wojtek ma tylko 450 zł renty. A ja nie mam pracy, choć jestem zarejestrowana w pośredniaku - opowiada Katarzyna Kozłowska.
Spanie za kotarą
Nie wytrzymali długo na stancji, bo zabrakło im pieniędzy na życie. W styczniu stracili dach nad głową i poszli razem do noclegowni. Przetrwali tam zaledwie tydzień. - Tam nie ma warunków dla kobiet, tym bardziej ciężarnych. Na ogólnej sali mają łóżko za kotarą. To są warunki? A w dzień kiedy noclegownia jest zamknięta, trzeba łazić po ulicach - oburza się Wojciech.
Na początku lutego znajomy wynajął im mieszkanie przy ul. Moniuszki. Gołe ściany, bez mebli i sprzętu. Załatwili jedynie materac i pościel, żeby nie nocować na podłodze. Rychło się okazało, że znajomy nie miał żadnego prawa do lokalu, więc wynajmować go również nie mógł. -Pod koniec lutego przyszła pracownica z mieszkaniówki i spisała protokół. W ratuszu powiedziano mi, że mamy się natychmiast wyprowadzić, bo mieszkamy na dziko. Jak nie, to skierują sprawę do prokuratury - żali się Wojciech.
Po wszystkim para poszła do ośrodka opieki społecznej. - Chcieliśmy prosić o pomoc, ale odmówiono nam. Nikogo nasz los nie obchodzi, jak mamy się utrzymać z jednej renty? Jak wyrzucą nas z lokalu, to za co wynajmiemy inny. Zginiemy po prostu - podkreśla Katarzyna.
Nie tędy droga
Marianna Strzałka z wydziału spraw społecznych urzędu miejskiego tłumaczy, że znajomy pary nie miał prawa wynajmować im mieszkania. - Wolałabym, żeby dobrowolnie opuścili lokal, bo zajmują go bezprawnie. Odnoszę wrażenie, że oboje chcą wymusić na nas przyznania mieszkania, najlepiej tego, w którym są teraz. Ale nie tędy droga. Jest lista, są ludzie, którzy czekają długo i jeszcze nie dostali lokalu komunalnego. Jeżeli ci państwo nie opuszczą mieszkania, to zwrócę się do sądu - kończy urzędniczka.
- Wcale nie odmówiliśmy im pomocy - zapewnia Stefan Łyskawa, kierownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. - Po prostu pracownica chciała się umówić na wywiad środowiskowy z tym panem. Wyszło nieporozumienie. Ale już uzgodniono termin wizyty. Po zbadaniu warunków mieszkalnych i dochodów ustalimy jaką pomoc możemy im udzielić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?