Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Do dziś ma te straszne wydarzenia przed oczami

Paweł Kozłowski 68 324 88 44 [email protected]
- Lubię i szanuję moje miasto, cenię przeżyte tu lata. Ale sercem jestem też w Głębokiem, gdzie się urodziłam – mówi Wanda Skorulska
- Lubię i szanuję moje miasto, cenię przeżyte tu lata. Ale sercem jestem też w Głębokiem, gdzie się urodziłam – mówi Wanda Skorulska Kacper Kubiak
- Tak byłam zżyta z babcią i ciotkami, które zostały w Głębokiem, że chciałam uciec. Byłam dzieckiem, więc wydawało mi się, że torami z powrotem dojdę do rodzinnego domu - opowiada pionierka Zielonej Góry Wanda Skorulska.

Rodzice 13-letniej Wandy - choć wiedzieli, że groźby córki są nierealne - przestraszyli się nie na żarty. Dlatego pilnowali ją, czy wraca ze szkoły. - Babcia wtedy była dla mnie wszystkim. Dopiero po roku, kiedy poszłam do szkoły, poznałam koleżanki i nauczycieli, zrezygnowałam z wyjazdu - przyznaje dziś z uśmiechem pani Wanda.

Pochodzi z Głębokiego, historycznego i przepięknego miasta z dawnego województwa wileńskiego (dziś to teren Białorusi). Po wojnie z tej miejscowości do Zielonej Góry przyjechało wiele rodzin, m.in. Juliana Stankiewicza, prezesa Stowarzyszenia Pionierów Zielonej Góry, którego członkinią jest też Wanda Skorulska. - Dotarliśmy ostatnim transportem, który wyruszył pod koniec maja 1946 roku - wspomina.

Głębokie opuszczali późno i z wielkim bólem ze względu na dom z okresu międzywojennego oraz pozostałych członków rodziny. - Tatuś był majstrem wędliniarskim. Mieliśmy sklep przy Zamkowej, centralnej ulicy w mieście. Z początkiem wojny wszystko legło w gruzach. Rodzice stracili sklep i wszystkie oszczędności. A jako "burżuje", byliśmy zagrożeni wywiezieniem na Syberię. Okupacja, najpierw sowiecka, a potem niemiecka, zamieniły Głębokie w Golgotę - opowiada pani Wanda. Dziewczynka była świadkiem, jak dewastowano miasto, mordowano Żydów z getta, słyszała, jak w pobliskim lesie nad jeziorem rozstrzeliwano jeńców. - Do tej pory mam te straszne wydarzenia przed oczami - mówi.

Rodzina Skorulskich do Zielonej Góry przyjechał wczesnym rankiem 9 czerwca 1946 r. Pustych mieszkań w mieście było już niewiele. W końcu dostali, jako rekompensatę za mienie pozostawiono na wschodzie, domek z ogródkiem przy ul. Krakusa. Murowany, ale letniskowy. Nie było światła, z pojedynczymi oknami i tylko piecem kaflowym do ogrzewania. W takich warunkach rozpoczynali życie na nowej ziemi. Pani Wanda skończyła Liceum Przemysłu Odzieżowego. Pracowała w Polskim Radiu, a następnie w zielonogórskim oddziale Naczelnej Organizacji Technicznej. Po 47 latach przeszła na emeryturę. - Przez ten czas zrosłam się z miastem - podkreśla.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska