MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Do auta i w góry!

Renata Ochwat
Cała wycieczka już w autobusie, gotowa do wyjazdu. Na pierwszy planie, z kaledndarzem, Czesława Klisowska, organizatorka i jednocześnie przewodniczka.
Cała wycieczka już w autobusie, gotowa do wyjazdu. Na pierwszy planie, z kaledndarzem, Czesława Klisowska, organizatorka i jednocześnie przewodniczka. fot. Kazimierz Ligocki
Grupa gorzowian sama organizuje sobie noclegi i układa trasy. Od dziesięciu lat dwa razy do roku jeździ w góry.

- Zaczęło się ponad dziesięć lat temu. Pojechaliśmy na wycieczkę w góry z grupą nauczycieli. Następną już urządziliśmy sami - wyjaśnia Czesława Klisowska. Jest głównym organizatorem wyjazdów i przewodnikiem. Grupa ma też swego lekarza - Genowefę Przybylak.

Nie lubią się nudzić

Miejscem zbiórki przed wyjazdem na pierwszy z długich majowych weekendów był parking koło hali przy Czereśniowej. Pierwsi uczestnicy wycieczki pojawili się na nim długo przed godziną wyjazdu.

- Mamy wspólne zainteresowania. Lubimy chodzić po górach, lubimy razem pośpiewać - mówi Krystyna Bossa, prowadzi w Gorzowie własną firmę. - Nikomu do głowy nie przyjdzie, żeby siedzieć w pensjonacie, kiedy reszta idzie w góry. Ale jak się ktoś uprze, to ostatecznie może zostać - dodaje emerytka Zdzisława Rystał.

Na szlaku każdy idzie własnym tempem, spotykają się tylko w wyznaczonych punktach. - Przecież ludzie nie muszą się forsować. Trasa ma być przyjemnością - tłumaczy Józef Łukaszewicz. Dodaje, że w wędrówkach nie przeszkadzają deszcz czy mgła. I nawet to, że gorzowianie chodzą po tych samych szlakach, bo jak wszyscy zgodnie tłumaczą - góry za każdym razem są inne.

Taaakie towarzystwo!

Choć średnia wieku w grupie jest dość wysoka, to nie brak tu bardzo młodych. Ola Wodkowska ma 19 lat. Studiuje budownictwo w Szczecinie. - Pierwszy raz pojechałam, kiedy miałam 10 albo 11 lat. Zabrała mnie babcia i tak już zostało - mówi. Dodaje, że w grupie zatrzymał ją niesamowity klimat. - Tu się wiek nie liczy. Jest super, jest dużo zabawy - chwali.

Wyjazd do Karpacza tym razem ominie Izę Milcarek. Świeżo upieczona pani magister złamała nogę. I nie na górskim szlaku, ale w domu, skacząc po schodach. Przyjechała jednak, żeby odprowadzić mamę Alicję.

Do podstawowego składu często dochodzą nowe osoby. - Koleżanka mnie zachęciła. Przekonałam się, że rzeczywiście to fajny sposób na spędzanie czasu i jadę już drugi raz - mówi Danuta Dudzik. Pierwszy raz jedzie Dorota Wach. - Namówili mnie znajomi - tłumaczy.

Jeden śpiewnik na dwie osoby

W tym roku już po raz dziesiąty jadą do tego samego pensjonatu w Karpaczu. Przygotowali nawet specjalny kalendarz, który zaczyna się maju, a kończy w kwietniu - bo to kalendarz ich wizyt. Opatrzony jest zdjęciami z poszczególnych wycieczek.

- To prezent dla właścicielki pensjonatu - tłumaczy Cz. Klisowska.
Na parking podjeżdża mały bus. Cała grupa sprawnie pakuje się do auta. Wszyscy mają buty do chodzenia po górach, plecaki, niektórzy - kije i owijacze chroniące przed deszczem. Każdy wyposażony jest w czerwony daszek przeciwsłoneczny z napisem "Polska". - No i mamy też śpiewniki. Po jednym na dwie osoby - mówią wycieczkowicze.

Do Karpacza ruszają punktualnie o 16.00. Wrócą, przepakują plecaki i znów w trasę - do Zakopanego - bo przecież mamy drugi w tym miesiącu długi weekend.
Jak długo mają zamiar tak wspólnie spędzać czas? - Jak Jurek Owsiak - do końca świata i jeden dzień dłużej - odpowiadają. Sezon wspólnych wyjazdów zamkną w Baczynie, w ogrodzie Cz. Klisowskiej. - To też taka nasza tradycja - mówią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska