- Jak się czuje gorzowianin w Zielonej Górze?
W porządku. Jest sympatycznie. Świetnie przyjął mnie tu mój brat i za to mu dziękuję.
- Mieszkacie razem i pewnie będziecie sobie nawzajem kibicowali
- Oczywiście, że tak.
A jak wypadnie, że będziecie grali o tej samej porze? Może być problem
Myślę, że godziny naszych spotkań nałożą się bardzo rzadko, więc damy radę. Zresztą ja już mu cały czas kibicuję.
- Był pan na ostatnim meczu Zastalu z Czarnymi Energą? Co pan powie?
Nie jestem od oceniania. Cieszyłem się, że brat jest na boisku i wrócił do domu zdrowy. Grając w ekstraklasie spełnia swoje marzenia, z czego bardzo się cieszę.
- Jesień spędził pan w Pogoni Skwierzyna. Czwarta liga wystarczyła?
- W sumie byłem na rozdrożu. Obraziłem się na piłkę. Już nie dawała mi takiej radości jak kiedyś. Chciałem wrócić do domu, bo grałem wcześniej w Lublinie. Myślałem czy nie dać sobie spokój z futbolem. Ale kolega jest prezesem Pogoni i wiedząc o moich rozterkach namówił do powrotu na boisko.
Dobrze zrobił?
- To się dopiero okaże, ale chyba tak.
- Nie bał się pan Lechii? Wiadomo: kłopoty, brak kasy...
- Nie. Wyzwania to dla mnie nic nowego. Ale jestem niepoprawnym optymistą. Wierzę, że zła karta się odwróci. Zadzwonił do mnie Krzysiu Stacewicz i szybko podjąłem decyzję. Jest tu mój brat. Długo grał poza Gorzowem, gdy ja byłem na miejscu. Teraz jest okazja, żeby odrobić zaległości. Jako dzieciaki zawsze marzyliśmy, żeby występować w jednym mieście I wyszło, że to Zielona Góra. Ciekawa historia, prawda?
- Grał pan w sparingu przeciwko swoim kolegom z GKP. Niewielu ich zostało z czasów, kiedy pan występował w gorzowskim zespole?
- To prawda, niewielu. Większość to młodzi, z którymi nie występowałem na boisku. W końcu od dawna nie ma mnie w tej drużynie.
- Zaczęliście spotkanie dość bojaźliwe. Potem było już lepiej...
- Tak. Na początku było trochę nerwówki, ale wraz z upływem czasu graliśmy coraz lepiej. Było kilka fajnych akcji.
- Dobrze pan kierował obroną.
- Nie mnie to oceniać, ale cieszę się że pan to zauważył. Robimy wszystko, by grać najlepiej i myślę, że do pierwszego meczu ligowego będziemy się dobrze rozumieć.
- Ma pan jeszcze żal do GKP?
- Już nie. Stało się jak się stało. Nie ma co grzebać w trupach. Żyję dalej...
- Pewnie obserwuje pan sytuację w gorzowskim zespole?
- Tak, jestem na bieżąco. Mam niebieską krew i zawsze będę ją miał, obojętnie gdzie bym nie grał. Stilon jest w moim sercu. Najbardziej mi żal tych fantastycznych kibiców. Oni zasługują na to, by tam była pierwsza liga.
- Co będzie dalej?
- Liczę, że lepiej. Jakoś ten zespół się utrzyma. Coś da miasto, a prezes Komisarek sięgnie do swojej magicznej kieszeni. I sobie poradzą.
- Jak pan sądzi, czy nasze zespoły powinny się opierać o miejscowych zawodników?
- Myślę, że tak. Przyjezdni powinni być tylko uzupełnieniem, Drużynę powinni scalać ludzie z miasta czy regionu. To daje chemię w zespole. Tacy zawodnicy zawsze walczą do końca. Miejscowi powinni robić atmosferę w szatni i dobrze przyjmować tych z zewnątrz. Tak jak mnie chłopaki w Zielonej Górze. I bardzo im za to dziękuję
Nie bali się pana?
- Pewnie trochę tak, Myślę, że nasłuchali się o mnie różnych historii jaki to jestem straszny. Ale to mity. Wcale nie jestem taki straszny. Na razie wszystko się układa. Dobrze się w zespole dogadujemy.
- Lechia utrzyma się w drugiej lidze?
- Zrobię wszystko, by tak się stało. Wierzę, że się utrzymamy, a za rok powalczymy o coś więcej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?