Andrzej Chimko pochodzi z Żagania i gdy nie wypływa w morze, tu mieszka. - Marynarską pasją zaraził mnie kapitan Eugeniusz Chodań, który namówił wiele osób z naszego miasta do pływania - tłumaczy.
Po liceum ogólnokształcącym, przyszła więc kolej na Wyższą Szkołę Morską w Szczecinie (dziś Akademia Morska). W pierwszy poważny rejs żaganianin wyruszył w 2001 roku. - To była praktyka. Potem jeszcze blisko sześć miesięcy przepłynąłem jako zwykły marynarz i zacząłem pracować w zawodzie, w którym jestem do dziś. Jestem nawigatorem - opowiada A. Chimko.
Uwaga na piratów
Żaganianin od początku pływa w marynarce handlowej. - Niektórzy myślą, że jak mamy mundury, to oznacza, że jesteśmy żołnierzami, ale to nieprawda - wyjaśnia.
Pod polską banderą żeglował krótko. Z resztą tak wygląda marynarski świat. Pływa się pod banderami tylko kilku krajów. Tam gdzie armator ma bardziej dogodne warunki do funkcjonowania firmy. - Obecnie pływam u cypryjskiego pracodawcy. Ale rejsy odbywam głównie po morzach Bałtyckim i Północnym - mówi.
Życie marynarza nieco się już zmieniło w porównaniu z dawnymi czasami. - Można nawet powiedzieć, że teraz więcej się lata niż pływa - śmieje się żaganianin. - Bo czasami jest tak, że armator decyduje, że wymiana załóg jest np. w Skandynawii, czy Ameryce Południowej i trzeba tam dolecieć.
Teraz już nie pływa się po osiem, dziesięć miesięcy, a częściej po trzy, cztery miesiące. Pływanie po Europie jest bezpieczniejsze. - Podczas kursów przez Atlantyk spotyka się dwa, trzy statki na tydzień. Przepływając przez cieśniny duńskie ruch jest przeogromny - opowiada A. Chimko. - Co do bezpieczeństwa, najgorsze są rejsy w okolice Afryki, Azji i Ameryki Południowej.
Wszystko ze względu na piratów, którzy mają najnowocześniejszy sprzęt i jak przed laty lubują się w okradaniu statków handlowych.
Sylwester przez lornetkę
Już dwukrotnie A. Chimko zdarzyło się spędzić na morzu Boże Narodzenie i sylwestra. Po raz pierwszy w w2003 roku na Morzu Północnym. - Normalnie święta na statku to dni wolne, choć oczywiście, jak jest praca to nie możemy jej zostawić - tłumaczy.
Trzy lata temu w wigilię o godz. 18.00 A. Chimko wraz z siedmioma kolegami z załogi wypłynął z francuskiego portu, po rozładunku zboża. - Do 21.00 myliśmy statek, a potem siedliśmy do wspólnej kolacji. Załogę stanowili sami Polacy, było więc w miarę świątecznie. Opłatek, gitara, dzięki której pośpiewaliśmy kolędy - opowiada. - Następnego dnia dopłynęliśmy do Rotterdamu i jako, że port nie pracował mieliśmy dwa dni wolnego. Sylwestra spędziliśmy natomiast już w angielskim porcie.
Ubiegłoroczne święta przyszło mieszkańcowi Żagania spędzić w cieplejszym klimacie - na Morzu Śródziemnym - podczas rejsu kontenerowcem. - Liczyłem, że będzie spokojniej, ale nękał nas sztorm. Sylwestra natomiast przeżywaliśmy oglądając przez lornetkę zabawę na Akropolu, stojąc sześć kilometrów od brzegu Aten - tłumaczy.
Marynarze, szczególnie kucharz, specjalnie przygotowują się do świąt. - Jeżeli wiedzą, że wypływamy w grudniowy rejs, często przywożą z Polski odpowiednie jedzenie, które do świąt czeka na nas w chłodni - wyjaśnia A. Chimko.
Mimo tych wszystkich działań, nie zawsze są powody do radowania się. - Rodzina jest daleko. Na lądzie zostają rodzice, żona. Często więc człowiek tęskni - mówi.
Są jednak milsze chwile. - W ostatnie wakacje mogłem w rejs zabrać żonę Annę. Wtedy pracuje się zupełnie inaczej, gdy ten czas na morzu możemy spędzić razem - kończy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?