MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Czy w kopalniach miedzi będzie bezpieczniej?

Dorota Nyk [email protected]
- Wstrząsy to nic nadzwyczajnego w górnictwie - uspokajał dziś na konferencji dyrektor Marek Cypko (po lewej) (fot. Dorota Nyk)
- Wstrząsy to nic nadzwyczajnego w górnictwie - uspokajał dziś na konferencji dyrektor Marek Cypko (po lewej) (fot. Dorota Nyk)
Górnik, który w poniedziałek był przez pięć godzin uwięziony w maszynie, pod ziemią w kopalni Polkowice-Sieroszowice, to 49-letni głogowianin. Po wyciągnięciu na powierzchnię był w szoku, ale fizycznie nic mu się nie stało.

Ostatnio w kopalniach KGHM potężnie zatrzęsło trzy razy, właśnie w ZG Polkowice-Sieroszowice oraz na Rudnej. Na szczęście nic poważnego nikomu się nie stało.

Kilku górników zostało lekko rannych, jeden ma złamaną nogę. Ale wraz z tymi zdarzeniami, pojawia się pytanie. Czy dalej będzie trzęsło?

- Wstrząsy w górnictwie to nic nadzwyczajnego - uspokajał dzisiaj na konferencji prasowej Marek Cypko, dyrektor generalny ds. górnictwa. - To jest to, co próbujemy zwalczać, ale niestety się nie da. To natura. Prowadzimy obserwacje, badania, współpracujemy z naukowcami, obserwujemy zachowanie się górotworu, w kopalniach mamy stacje sejsmiczne. Są strzelania odprężające.

Jak poinformował, w tym roku pod ziemią w kopalniach było o około 10 proc. mniej wstrząsów niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Lecz energia, siła tych wstrząsów była dwukrotnie większa. Największa w Zakładach Górniczych Rudna w Polkowicach.

W tym roku było także o 21 wypadków mniej pod ziemią niż rok wcześniej. W zeszłym roku do maja mieliśmy już trzy wypadki śmiertelne, w tym tylko jeden.

- Nie mamy czarodziejskiej kuli i nie wiemy, czy tąpnięcia w najbliższym czasie nadal będą - mówi wiceprezes KGHM Herbert Wirth. - Ale jeśli długo nie ma tąpnięć, to też jest niebezpieczne. Tąpnięcia bez szkód są pożądane.

Jak mówi, jego koncern robi wszystko, by praca w kopalni była coraz bardziej bezpieczna. Efektem tych działań był choćby ostatni wypadek, w którym operator maszyny został uwięziony 900 metrów pod ziemią i nie zginął.

- To że nie został przygnieciony, a przeżył, to sprawa techniki i technologii. Przecież nad nim leżało ponad 500 ton skał - mówi dyrektor ZG Polkowice-Sieroszowice Paweł Markowski. - Jeszcze kilka lat temu taka maszyna by nie wytrzymała. Teraz mamy maszyny specjalnej konstrukcji, które mają kabiny kapsułowe.

Górnik już w poniedziałek wrócił do domu. Nic mu się nie stało, oprócz tego, że przeżył gehennę. Pod ziemią została jeszcze maszyna, która go uratowała.

 

 

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska