Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co tydzień przebierają się za rycerzy i wyruszają po spacer po Łagowie! Migają białe płaszcze z czerwonymi krzyżami

Michał Olszański
Turyści chętnie fotografują się z Joannitami. I chętnie wrzucają do puszek
Turyści chętnie fotografują się z Joannitami. I chętnie wrzucają do puszek fot. Jacek Katos
Dorośli ludzie, a w zasadzie poważni ludzie w średnim wieku, co tydzień przebierają się za rycerzy i wyruszają na patrol po Łagowie. Nie są rekonstruktorami. Po prostu kochają to miejsce, chcą uatrakcyjnić pobyt turystom, a przy okazji kwestują dla potrzebujących. Jednak to dopiero początek. Bo jak twierdzą, Inicjatywa Aktywny Łagów dopiero zaczyna się rozkręcać

Sobota, późne popołudnie. Perła ziemi Lubuskiej. Łagów pełen jest ludzi. Dziś, obok „zwykłych” turystów zaczynają się zjeżdżać widzowie na koncert w amfiteatrze. Po jeziorach suną rowerki wodne, restauracyjne ogródki wypełnione są ludźmi. Przed stoiskami z goframi, lodami, przekąskami, poustawiały się kolejki. Ruch jest też przed wiejską biblioteką. Migają białe płaszcze z czerwonymi, joannickimi krzyżami. Ze środka wychodzi kobieta w stroju średniowiecznej mieszczki. Słychać śmiechy i pokrzykiwania: „Bracie Krzysztofie!”, „Bracie Robercie!”. To już ostatnie przygotowania.

Jeszcze ktoś poprawia rajtuzy, ktoś inny zakłada hełm. Brat Krzysztof rozdaje puszki., które przygotowała gmina. Dziś zbierać będą na pomoc pogorzelcom z poblis kiego Toporowa. Za chwilę w wakacyjną ciżbę wyruszy Patrol Joannicki.

***

- To jest coś fantastycznego, bo jesteśmy grupą ludzi o różnych profesjach, a powstał taki ruch, taka konsolidacja, takie szczęście, że z radością co tydzień wychodzimy na ulice i nie wiemy co nas spotka. Chodzić w rajtuzach? No niby słabo dla faceta. Ale my się nie wstydzimy. Na początku patrzyli na nas jak na szajbniętych, ale z czasem zaczął się poklask, akceptacja i deklaracje pomocy. No i za każdym razem jest to przygoda - mówi na odchodnym brat Waldek, w cywilu wrocławski prawnik po pięćdziesiątce.

- Dla jednych to są szmatki, dla innych nie - zaczyna filozoficznie brat Robert (na co dzień szycha w fabryce czekolady). - Jak tylko zadzwoni brat Krzysztof, że będzie patrol, a jestem na miejscu, to idę. Mam satysfakcję, że dajemy radość turystom. Ważne jest to, że po latach, patrząc na zdjęcia z nami, od razu uruchomi im się skojarzenie. „Aha! Joannici, czyli Łagów”.

- Mnóstwo ludzi się pyta, a kto to byli ci Joannici? A co to za stroje? Widać że się to się ludziom podoba - mówi Sylwia, pielęgniarka. Do Łagowa przyjeżdża od siedmiu lat, a do udziału w Patrolu namówił ją brat Krzysztof, mieszkający w sąsiedniej przyczepie na kampingu. Strój mieszczki kupiła sobie sama. - Oczywiście, z racji zawodu, mocno przemawia do mnie ta charytatywna strona Patrolu. A ludzie chętnie wrzucają do puszek Joannitów.

***

- Ty, patrz, rycerze!
- Nie to nie są rycerze, to Joannici!
- Można zrobić sobie z nimi zdjęcie?
- Nie wiem, zapytaj

Patrol wszedł właśnie do ogródka jednego z lokali. Przy stolikach zrobił się szum. Joannici nie zaczepiają nikogo, nie starają się być dodatkiem do kotleta. Rozkładają ulotki dotyczące zbiórki. Jeśli ktoś chce, chętnie pozują do zdjęcia. Po chwili wychodzą.

- No i co? Trzeba był sobie zrobić fotkę.
- Złapiemy ich nad jeziorem, będzie lepsze tło.

***

- Patrol zauważyłem w tym roku. Potem zadzwonił Krzysztof z propozycją dołączenia. Zapytałem, czy mogę wziąć żonę i córkę. Nie było problemu - mówi brat Krzysztof, czterdziestoparolatek, rodowity Łagowianin (zajmuje się serwisem opon). - Drażni mnie, że miejscowi to potrafią tylko narzekać, że nic się nie dzieje, ale sami dupy nie ruszą. Poszliśmy raz, drugi, no i wszyscy się wkręciliśmy. Żona jest tylko trochę zła, bo po pracy zamiast do domu, biegam do stolarni. Potrzebne są nam tarcze!

- Mój mąż to za dużo mówi - śmieje się Karina. - A mówiąc poważnie, fajne jest to, że rozwijamy się pod kątem charytatywnym. Mieszkam w Łagowie od 15 lat i dobrze jest też zrobić coś dla tego miejsca, dla ludzi. No i widzę, że sprawia to też przyjemność Amelce. Nikt jej nie każe chodzić z nami, a przebiera się i chodzi.

- Fajnie widzieć, że sprawiamy ludziom radość - przyznaje Amelia (10 lat). - No i prawda jest taka, że tak naprawdę jestem bardzo nieśmiała. A z nimi nie wstydzę się przebierać, pozować do zdjęć.

***

Alejka nad jeziorem w pobliżu słynnej łagowskiej bramy. Tu już nie ma przeproś. Joannici ustawiają się do zdjęć z kolejnymi osobami. Są starzy, młodzi, rodziny, dzieci. Właśnie jakiś emeryt podnosi dumnie plastikowy miecz. Po chwili kolejna osoba przejmuje oręż. Dwie dziewczyny obserwują zbiegowisko.

- Zrobimy sobie fotki? - pyta jedna.
- Nie chodźmy, widzisz że kolejka - odpowiada druga.

- Nie ma nieprzyjemnych uwag. A podpici młodzi ludzie nie dość że chętnie robią zdjęcia, to potrafią wrzucić do puszki i 50 zł - zauważa brat Waldek, który w Łagowie znalazł swoje miejsce na ziemi. - Ja po prostu rezonuję z tym miejscem - oświadcza. Zaczął przyjeżdżać do Łagowa w 2002. Na początku było to kilka weekendów w roku. W ostatnim policzył, że spędził w Łagowie ponad trzy miesiące.

- Czuję obowiązek asymilacji z miejscowymi. Przecież chodzę po ich ścieżkach, oddycham ich powietrzem. Dlatego mam poczucie że powinienem się w ten Łagów wkupić swoim zaangażowaniem. Rok temu poznałem Krzyśka, ale już od pięciu lat, raz w miesiącu biorę worek, obchodzę jezioro i zbieram śmieci. Czasem z córką, czasem z żoną. W ogóle najbardziej cieszę się z tego, że udało mi się przekonać do tego miejsca żonę - wyznaje. - A Joannici? Podróże kształcą i w wielu miejscach można spotkać takie atrakcje. Na przykład legionistów rzymskich pod Koloseum, z którymi można sobie pstryknąć focię. Tylko oni robią to zarobkowo, a my charytatywnie.

***

Siedzimy z bratem Krzysztofem (biznesmen po pięćdziesiątce z branży związanej z reklamą) na kampingu, na ławeczce nad jeziorem. Spokój, cisza, kaczki, jakiś perkoz podpłynie.

- No i jak nie kochać tego miejsca. Wystarczy odejść 100 metrów od zamku i jesteś w innym świecie - wzdycha. To on jest sprawcą i motorem joannickich patroli. Opowiada, że do Łagowa przyjeżdżał z rodzicami, potem na studiach bywał na Lubuskim Lecie Filmowym. Od dziesięciu lat jest już tu coraz bardziej na stałe. W ubiegłym roku był w Łagowie ok. 40 razy. Czasem na weekend, a czasem tylko na chwilę.

Zaczął czuć się tu u siebie, a co za tym idzie, zapragnął, by to miejsce było coraz lepsze.

- Zaczęło się od ptaków. Jest tu ich mnóstwo, podpływają do ludzi, a ci je karmią. Aż w końcu padł łabędź. Okazało się że powodem była kwasica. Poczytałem i zrobiłem tabliczki i plakaty, które informowały czym można karmić ptactwo - opowiada. - Zresztą sam popatrz.

Za kępą tataraku (a może to inna trzcina?) grupka dzieci karmi kaczki. Mozolnie rwą trawę i kępki podtykają ptakom pod dzioby. Kaczki jedzą ze smakiem.

- To jest naprawdę wielka satysfakcja - komentuje. Po kaczkach i łabędziach przyszedł czas na śmieci i tabliczki „Miałeś siłę przynieś pełne. Zabierz puste, są lżejsze”. No a w końcu przyszła pora na to, by w jakiś sposób rozruszać tą tubylczo-turystczną społeczność. Najpierw zaprosił do Łagowa dwójkę performerów ulicznych, którzy robili teatr ognia. Okazało się, że zebrali do kapelusza więcej niż w Międzyzdrojach. To dało mu do myślenia. Pamiętał, że w gminie są stroje Joannitów, zakupione przy okazji odbywającego się kilka lat temu Pikniku Joannickiego. Aneta Bączyk-Mazurkiewicz, dyrektor Gminnej Biblioteki Publicznej, okazała się osobą sprzyjającą oddolnym inicjatywom.

- Dwa lata temu skrzyknąłem znajomych i wzięliśmy udział, już jako Joannici, w akcji kwestowania na rzecz piętnastoletniej Wiktorii, która zachorowała na chłoniaka. Udało nam się zmobilizować wiele osób i spodobało nam się to - wspomina. - Spodobało nam się też to, że Wiktoria wyzdrowiała. Udało się zebrać sporo pieniędzy. No więc postanowiliśmy to kontynuować i zbierać na rzecz innych potrzebujących.

Ludzie skupieni wokół patrolu stanowią już sporą społeczność i nie zamierzają poprzestać na spacerowaniu w przebraniu po mieście. Nazwali się Inicjatywa Aktywny Łagów i dopiero zaczynają się rozkręcać.

- Na razie robimy trochę za takiego misia na Krupówkach, ale myślimy o założeniu stowarzyszenia. Gdy zaczęło się coś dziać, okazało się, ze pojawiają się nowe pomysły i jest ich coraz więcej - tłumaczy brat Krzysztof. - Są wśród nas ludzie związani ze sportem, z muzyką, sztuką, a łączy nas miłość do Łagowa. Chodzi nam po głowach coraz więcej rzeczy, od plenerów malarskich, rzeźbiarskich, po koncerty i inne aktywności. To jest dopiero początek.

od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska