W piekarni przy Armii Krajowej roznosi się zapach świeżego pieczywa. Krzysztof Włodarczyk wyjmuje z pieca kolejną szuflę z bochnami. Cieplutki, pachnący chleb wędruje od razu do sklepiku. Kolejne bochenki żytniego formują z ciasta Paweł Kamecki i Tomasz Rogowicz. A Łukasz Wychowaniak pilnuje, by w wielkiej kadzi ciasto nabrało odpowiednią konsystencję. Gorąco tu, trudno oddychać. - Na jednej zmianie wypiekamy dziennie do 150 sztuk chleba i ponad 600 bułek dużych i małych - zmianowy Paweł Kamecki wprawnie układa na stole kolejne bochenki. - To dużo mniej niż kiedyś.
Piekarze szukają pracy
Kiedyś czyli 12 lat temu. Paweł pamięta, jak wypiekali wówczas na zmianie po 800 bochenków. Rozchodziły się jak świeże bułeczki. - A teraz? Szkoda gadać - macha ręką. - Pobudowały się markety i one są dla nas największą konkurencją. Chleb mają gorszy, ale za to tańszy. Ludzie pieniędzy nie mają, więc zaczynają oszczędzać na pieczywie.
Magazynierka Janina Śliwa (18 lat w piekarni) tylko kiwa głową. - To prawda - wzdycha. - Ludzie coraz mniej kupują u nas, a coraz częściej w marketach.
Halina Walas, właścicielka piekarni i cukierni przyznaje: tak źle jeszcze nigdy nie było. - A kryzys dopiero nadciąga, aż boję się myśleć, co będzie dalej - mówi. - Jeszcze w lecie zeszłego roku brakowało mi piekarzy, bo wyjechali za granicę. Teraz wracają, dzwonią do mnie i pytają, czy jest dla nich praca. A ja się boję, czy z powodu kryzysu nie będę musiała zwalniać ludzi. Produkcja w styczniu spadła, zwłaszcza w pieczywie słodkim. Klienci nie kupują pączków i ciastek, bo nie mają za co. A z samego chleba piekarnia przecież nie wyżyje.
Rachunki coraz większe
Dla małych firm nadeszły ciężkie czasy. Podrożał gaz i prąd, przedsiębiorcy liczą złotówki. Piekarnia Walas też boryka się z nowymi opłatami. - Do tej pory za ogrzewanie budynku płaciłam średnio 1.300 zł miesięcznie, a teraz przyszedł rachunek na 2.600 zł. To o sto procent drożej! - denerwuje się szefowa piekarni. - Podrożała woda, ścieki, a rachunek za prąd zwiększył się w styczniu z 2.500 zł do 3.500 zł. Jak tak dalej będzie, to wszyscy pójdziemy z torbami.
Wzrost opłat to wzrost kosztów utrzymania firmy. - Na razie czekam, co będzie dalej - dodaje H. Walas. - Ale jeśli te rachunki nadal będą tak wysokie, to będę musiała od marca podnieść ceny chleba i bułek. Średnio o pięć procent.
W tej chwili półkilogramowy razowy kosztuje od 2,40 zł do 2,80, po podwyżce może zdrożeć nawet do 3 zł. Bułki duże z 70 groszy za sztukę mogą podrożeć do 75 gr. Dla kieszeni klienta to spore obciążenie. - Będę szukać różnych rozwiązań, by tych podwyżek jednak nie było, ale nie wiem, czy mi się uda - dodaje właścicielka piekarni.
Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?