MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Cecylia Ślusarska: - Oddałabym złoto żeby Tadziu żył

Artur Matyszczyk 0 68 324 88 20 [email protected]
Cecylia Ślusarska ma 82 lata, mieszka w Żarach. W wolnych chwilach najchętniej pracuje w ogrodzie. Lubi też przejażdżki rowerowe.
Cecylia Ślusarska ma 82 lata, mieszka w Żarach. W wolnych chwilach najchętniej pracuje w ogrodzie. Lubi też przejażdżki rowerowe. fot. Paweł Janczaruk
Rozmowa z Cecylią Ślusarską, matką Tadeusza Ślusarskiego, mistrza olimpijskiego, który zginął w wypadku samochodowym 11 lat temu.

WIELKI MISTRZ

WIELKI MISTRZ

Tadeusz Ślusarski urodził się 19 maja 1950 r. w Żarach. Ukończył tamtejsze technikum samochodowe, a następnie Akademię Wychowania Fizycznego w Poznaniu. Jako lekkoatleta reprezentował Polskę w skoku o tyczce. Zdobył złoty medal na igrzyskach olimpijskich w Montrealu (1976) i srebrny w Moskwie (1980).

Był wielokrotnym mistrzem Polski (w hali i na stadionie), czterokrotnym rekordzistą kraju, halowym rekordzistą Europy i świata. Rekord życiowy: 5,70. W 1998 r. zginął w wypadku samochodowym pod Ostromicami (woj. zachodniopomorskie), wraz z innym mistrzem olimpijskim, kulomiotem Władysławem Komarem.

- Pamięta pani chwilę, w której dowiedziała się o śmierci syna?
- Tak i nigdy jej nie zapomnę. Oglądałam Teleexpress. Spiker powiedział, że zginęło dwóch olimpijczyków. Najpierw pokazali zdjęcie Władka Komara. Serce zatrzepotało mi w piersi. A później zobaczyłam Tadzia. Zaczęłam krzyczeć. Cała ulica się zleciała... Pytali, co się dzieje. Tadek nie żyje...

- Często pani go wspomina?
- Mój Boże, codziennie.

- A w jakich chwilach obrazy z przeszłości przychodzą najczęściej?
- Kiedy kładę się spać. Patrzę sobie na jego zdjęcie, które stoi na szafie. Zawsze myślę o synu...

- Częściej powraca obraz Tadka-dziecka czy Tadeusza-sportowca?
- Dziecka. Jako mały chłopczyk był strasznie żywy, wesoły, ale nigdy złośliwy, tak jak niektórzy mali sąsiedzi. Tadziu nikomu na złość nie robił. Lubiał się bawić, poskakać. Na rowerze jeździł, a jeszcze do siodła nie sięgał. Mam nawet takie zdjęcie.

- Już wtedy było widać, że zostanie sportowcem?
- Oj, on faktycznie od maleńkiego taki skoczek był. Do ogrodu się go posyłało, to mu się nie chciało furtki otwierać i przez płot fruwał. Hyc i już był w środku. Ale tej karierze sportowca to ja byłam bardzo przeciwna.

- Dlaczego?
- Mówiłam mu cały czas: najpierw nauka. Wyucz się, później sobie trenuj. Skończysz szkołę, może robić, co chcesz. Chciałam, żeby się w lekcjach nie opuszczał. W samochodówce to już go nauczyciele sami namawiali do sportu. Dyrektor powtarzał: skacz chłopcze, skacz - sport krzywdy ci nie zrobi. Ech, i na co to?... Po wypadku to już się wszystko dla mnie załamało.

- Które chwile po śmierci syna były dla pani najtrudniejsze?
- Jezus Maria... Wciąż to widzę... Jak żeśmy na ten pogrzeb jechali. To były wielkie uroczystości. Nie wszystko pamiętam. Bo to tak nagle się stało. Co my wszyscy wtedy przeżyliśmy, to jeden pan Bóg wie. To już 11 lat minęło, ale człowiek jeszcze rozpamiętuje. Po co w sporcie siedział? A może jakby nie to, że musiał jechać, to by tu z nami jeszcze był? I cierpiałam, że dzieci małe zostawił same.

- Tadeusz znany był z tego, że uwielbiał spotkania z młodzieżą.
- To prawda, on podejście do dzieci miał, jak mało kto. A przy końcu, jak uczył w Otwocku, to za nim przepadali.

- Syn wbrew pani zdecydował, że zostanie sportowcem. Śledziła pani w telewizji jego występy?
- Tak. Pamiętam pierwszy złoty medal na olimpiadzie w Montrealu. W nocy się to wtedy wszystko działo. Cała rodzina nie spała, tylko żeśmy patrzyli, jak Tadziu skacze. Wszyscy już poodpadali, a on... Wygrał.

- Tadeusz często odwiedzał rodzinne Żary?
- Oczywiście. Zawsze, jak z zagranicy wracał, to zaglądał. Miał tu przecież wielu przyjaciół i kolegów.

- Jednym z najbliższych był Władysław Komar. Znała go pani?
- Całkiem dobrze. Był tu kiedyś, w Żarach, z Tadziem, jak z Niemiec wracali. Władek był chrzestny Tadzia córki. Dobrze się przyjaźnili. Teraz razem sobie leżą na Powązkach.

- W poniedziałek Gimnazjum nr 4 w Zielonej Górze przyjęło jako patrona pani syna.
- To wzruszające. Cieszę się bardzo, bo mam świadectwo tego, że ludzie o nim pamiętają. A Tadziu już jest patronem szkoły w Czarnogłowie, Otwocku, ta będzie trzecia.

- Jest pani w zaszczytnym gronie matek polskich mistrzów olimpijskich...
- Ja bym te wszystkie medale i puchary zamieniła, żeby tylko Tadziu jeszcze żył.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska