MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Byli Pracownicy PGR-ów walczą o sprawiedliwość

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Krzysztof Kaźmierczak był kierownikiem zakładu rolnego w Myszęcinie, i Zenon Dziża w Borowie
Krzysztof Kaźmierczak był kierownikiem zakładu rolnego w Myszęcinie, i Zenon Dziża w Borowie Filip Pobihuszko
- Syndrom pegerowca długo pozostanie. Ale na razie mówimy o wyrównaniu krzywd. Zapisów Konstytucji winni przestrzegać wszyscy, a zwłaszcza organy państwa - mówią Krzysztof Kaźmierczak i Zenon Dziża ze Związku Byłych Pracowników PPGR.

- Dlaczego wciąż przypominacie o Państwowych Gospodarstwach Rolnych. Przecież to symbol spustoszeń, których "komuna" dokonała w rolnictwie?
Z.D.: - Nie chcemy wskrzeszać PGR, likwidacja ich była zasadna. Jednak powielane często koszmarne oceny są pozbawione podstaw. PGR-y nie odstawały od przedsiębiorstw innych branż pod względem gospodarności i efektów, chociaż działały w trudniejszych warunkach. Było wiele wzorowych gospodarstw, a niektóre, jak chociażby to w Osowej Sieni, nadal są własnością państwa. Jednak operację likwidacji dokonano jednym pociągnięciem pióra w 1991 roku, cały majątek przekazano Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Odtrąbiono sukces, ale nikt nie pochylił się nad ludźmi. Tymczasem pierwsi beneficjenci prywatyzacji okazali się często ludźmi nastawionymi na szybki zarobek. Dopiero obecni właściciele i dzierżawcy tego majątku to już prawdziwi rolnicy, którzy wiążą się z ziemią na pokolenia.
K.K.: - U nas, w powiecie świebodzińskim, próbowaliśmy ratować co lepsze gospodarstwa. Już na wstępie ucięto dyskusję mówiąc, że jesteśmy garbem komunizmu. I popełniono wiele kluczowych błędów. W sporej części obarczam odpowiedzialnością za nie ówczesne władze województwa. Już w Wielkopolsce operację przeprowadzono łagodniej, ułatwiano przejęcie gospodarstw przez załogi, życzliwiej spojrzano na ich zadłużenie. Nie znaczy oczywiście, że je darowano. W naszym województwie były PGR-y zadłużone, ale w stosunkowo niewielkim stopniu, a zobowiązania wynikały z tego, że były zaciągane na rozwój i budowę mieszkań dla pracowników.

- Dziś pegeerowiec to symbol człowieka niezaradnego. Z kolei w minionej epoce pracownik PGR "robił" za lenia i pasożyta pożywiającego się przy państwowym...
Z.D.: - Byłem kierownikiem zakładu w PGR Borów. I podobne oceny zarówno te dotyczące przeszłości, jak i teraźniejszości, to po prostu potwarz. Lenie i pijacy trafiali się i trafiają w każdej grupie zawodowej, podobnie jak osoby niezaradne życiowo. Jednak tę grupę ewidentnie skrzywdzono. Z dnia na dzień znaleźli się na bruku bez żadnego zabezpieczenia. Górnicy, przedstawiciele innych grup zawodowych w podobnej sytuacji byli objęci specjalnymi programami. Niezaradni? Pegeerowskie bloki budowano w odległych osadach, wśród pól. Gdzie szukać pracy? Niczym nieuzasadnione jest twierdzenie, że ludzie nie szukali pracy, nie chcieli jej podjąć...
K.K.: - Nie można zamieść tego tematu pod dywan. Wiele mówiono o podarowanych mieszkaniach. Owszem, ludzie ucieszyli się z tego, że mogli je kupić na własność. Zapłacili za lokale, które przedtem w strukturach PGR za swoje pieniądze wybudowali. Jednym słowem drugi raz zapłacili, tym razem z ulgami. I nie wszystkich stać było nawet na ten wykup. Niedawno byłem w okolicy Jeleniej Góry i tam niemal z każdego okna w takich budynkach wystawał prowizoryczny komin. Komornicy za długi zajęli kotłownie. Okazuje się, że znaczna część mieszkań obciążona jest wadami prawnymi, spółdzielnie się rozpadły, a zarządcy nieruchomości to wynajęci urzędnicy, którzy mają płacone od metra. I nie obchodzi ich specyfika tego środowiska.

- Wielu sąsiadów mówi o sprawiedliwości. Przez lata zazdrościli pegeerowcom deputatów, kolonii dla dzieci...
Z.D.: - Ale przez lata nasze zarobki były koszmarnie niskie. My powołujemy się na Konstytucję i właśnie sprawiedliwość. Część obywateli w ciągu ostatnich lat otrzymała jakby udział w wypracowanym majątku narodowego. A część nie. Występujemy w imieniu tej części, nie tylko byłych pracowników PGR.

- Ile zatem każdy z byłych pracowników powinien dostać, aby było sprawiedliwie? Przecież mówiono przez lata, że na polach PGR rosną jedynie długi...
Z.D.: - Trzeba znaleźć klucz, chociażby taki, jaki obowiązywał w przypadku górników. Należy wziąć pod uwagę na przykład staż pracy. Te pieniądze trafią przede wszystkim do pokolenia 50- i 60-latków, którzy może dzięki nim uporają się chociażby z długami. Jesteśmy w stanie zaproponować odpowiednie rozwiązania. Przez lata pracy w PGR pracownicy nie z takimi problemami sobie radzili.
K.K.: - Długi PGR-ów? A od kiedy praca kopalń jest dochodowa?

- Przyjdą pieniądze, pegeerowcy spłacą długi, inni wymalują mieszkania... A może kupią ziemię, złożą się na ciągnik?
K.K.: - Niewielu by ziemię kupiło, gdyż co lepsze grunty już dawno są sprzedane. Ciągnik? Na to byłych pracowników PGR już nie stać.
Z.D.: - Jak pokazują badania przeprowadzone w wybranych powiatach popegeerowskich, bezrobocie i niewielka aktywność nie dotyczą tylko pracowników PGR-ów i ich rodzin. Lata zaniedbań doprowadziły do zapuszczenia całych terenów, nie tylko konkretnej grupy społecznej. Zaniechania organów państwa dotyczą nie tylko środowisk popegerowskich, ale innych grup społecznych, zwłaszcza na wsi.

- Czyli walka związku zakończy się wraz z wypłaceniem pieniędzy... I to rozwiąże popegeerowskie problemy?
Z.D.: - Wiemy doskonale, że nie. Ale konieczne jest naprawienie krzywd już wyrządzonych. W tym środowisku bieda przechodzi już z pokolenia na pokolenie. Syndrom pegerowca długo pozostanie. Ale na razie mówimy o wyrównaniu krzywd. Zapisów Konstytucji winni przestrzegać wszyscy, a zwłaszcza organy państwa.
K.K.: - Jednak nie ma sensu tworzyć specjalnych programów dotyczących tylko środowiska popegeerowskiego. W ciągu ostatnich dwudziestu lat przekonaliśmy się, że nie są one skuteczne. Podobnie jak przekonaliśmy się, ile warte są kolejne deklaracje, kolejnych polityków. Musimy tworzyć lobby, które spowoduje stworzenie jednej strategii postępowania wobec wsi.

- Czytałem już kilka takich programów.
K.K.: - My także. Jednak w praktyce były bezużyteczne. Na przykład okazuje się, że na potrzeby naszego środowiska nie można wydać pieniędzy unijnych przeznaczonych na rewitalizację i modernizację terenów wiejskich. Gminy wykorzystują fundusze, ale spółdzielnie mieszkaniowe, wspólnoty mieszkaniowe w osiedlach popegeerowskich już tego zrobić nie mogą.
Z.D.: - I byłoby to możliwe, ale gminy musiałyby mieć opracowane programy rewitalizacji obejmujące cały swój teren. W naszym województwie nie ma takich gmin. Ale najważniejsze jest to, żebyśmy urzędnikom, politykom uprzytomnić, że mimo mijających lat problem środowiska popegeerowskiego wcale nie zniknął, wręcz przeciwnie, jest coraz bardziej dotkliwy, mimo że coraz mniej o nim mówimy. Nie chcemy żadnych przywilejów tylko tego, co nam się należy. Postulaty mamy ujęte w sześciu punktach i są one znane politykom, posłom. I muszą one być rozpatrzone w krótkim czasie.

- Dlaczego akurat wasze postulaty są tak pilne? Swoje mają pielęgniarki, górnicy, służby mundurowe, nauczyciele...
K.K.: - Bo dziś ludzie z naszego środowiska żyją w często w beznadziejnych warunkach z dojmującym uczuciem beznadziei. Zdławionych przez poczucie bezsilności i całkowitego braku wiary w przyszłość. Proszę sobie wyobrazić, że dzieci w szkole wstydzą się przyznać, że są z popegeerowskiej rodziny, miejscowości...

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska