Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ast i Dajczak, Polak i Sługocki. Prawdziwi liderzy i ich cienie

Robert Bagiński
Czołowi kandydaci Prawa i Sprawiedliwości oraz Koalicji Obywatelskiej, są jak awers i rewers tej samej monety: każda patrzy w inną stronę. Każdy ma inny sposób na funkcjonowanie w polityce, a obie partie dzieli w tym zakresie przepaść.

Amerykański wynalazca, Thomas Edison, powiedział kiedyś, że „geniusz to w 1 proc. dar, a w 99% pot”. Nie inaczej jest z byciem liderem politycznym. Latami twierdzono, że przywódców, na różnym szczeblu władzy i zarządzania, cechuje charyzma, którą się ma, albo się jej nie posiada. W obecnych czasach, myśli się już całkiem inaczej. Dobrze wiadomo, że bycie liderem, to nie jest wrodzony dar, lecz konsekwencja wysiłku włożonego w swoją pracę oraz rozwój.

Nie inaczej z byciem liderem listy wyborczej do parlamentu. Miejsce na niej, nie zawsze odzwierciedla realne dokonania, zaangażowanie, autorytet, a nawet wpływy polityczne. Ludzie określani mianem „lokomotyw wyborczych”, często wjeżdżają na główne tory polityki, tylko po to, aby później zaparkować na bocznicy. Szczególną rolę odgrywają liderzy partii oraz osoby piastujące najważniejsze funkcje w regionie. Lider, nigdy nie myśli tylko o sobie, a w jego centrum uwagi są inni.

Tak się złożyło, że liderami list wyborczych dwóch najważniejszych komitetów w Lubuskiem, są szefowie partii oraz wojewoda i marszałek województwa. Nie każda z tych osób, nawet jeśli formalnie pełni funkcję lub urząd, jest naturalnym liderem i cieszy się powszechnym szacunkiem w swoim środowisku.
Nawet, gdyby część wyborców uznała, że skoro rząd PiS zrealizował wszystkie obietnice, a oni już wszystko otrzymali, i chcieliby postawić na innych liderów, niż ci z partii rządzącej, to nie mają na kogo zagłosować. Nie każdy, kto ma pierwsze lub drugie miejsce na liście, jest prawdziwym liderem. Niektórzy są zaledwie cieniami - jeśli nie swojej dawnej świetności, to z pewnością swoich porażek.

Udźwignął rolę oraz wyzwania

Czasem spotyka się w polityce ludzi utalentowanych i doświadczonych, ale mało aktywnych. Bywają też ludzie niezwykle pracowici, ale bez błysku politycznego talentu. Na tym tle, najdłużej urzędujący w historii regionu wojewoda, Władysław Dajczak, to absolutny wyjątek. Posiada jedno i drugie: talent i predyspozycje, a także energię i determinację. Sam siebie, lubi przedstawiać jako człowieka czynu, który wyżej stawia konkretne działania, niż werbalne deklaracje.
Gdyby tylko chciał, mógł być posłem już cztery lata temu. Wszyscy byli przekonani, że po odejściu zasłużonej i popularnej minister Elżbiety Rafalskiej do Parlamentu Europejskiego, na Północy województwa upłynie wiele wody w Warcie, aż znajdzie się ktoś inny, chociaż trochę tak wyrazisty, jak „minister od 500+”. Wody nie upłynęło wiele, a Dajczaka poniosła fala społecznego zaufania do PiS. Od razu wszedł w dobrze mu pasujące buty lidera. Ponad 27 tysięcy głosów, które otrzymał w wyborach do Sejmu, to był czwarty wynik spośród wszystkich 120 kandydatów.

Posłem był tylko chwilę, bo na osobistą prośbę premiera Mateusza Morawieckiego, zgodził się kolejny raz objąć funkcję wojewody lubuskiego. -To był naturalny kandydat, nawet pomimo jego świetnego wyniku w wyborach do Sejmu. Mamy w szeregach partii mnóstwo uzdolnionych oraz kompetentnych ludzi, ale Władek wydawał się kimś trudnym do zastąpienia na stanowisku wojewody, a przy tym był kompromisem północno-południowym – zdradza jeden z ważnych samorządowców PiS. Wiadomo, że to m.in. dzięki temu, że nie odmówił premierowi, ostatnie cztery lata dla Lubuskiego, to nieustanny deszcz środków finansowych na inwestycje i wspieranie samorządów.
- Politycznie urósł bardzo mocno, a to dlatego, że okazał się niezwykle sprawczy i skuteczny – mówi europoseł Elżbieta Rafalska. - Pokazał, że nawet w obecnym systemie, wojewoda może być dla wszystkich punktem odniesienia i wsparciem w bieżącej pracy, a jego urząd miejscem, gdzie można uzyskać pomoc w kontaktach z administracją centralną – dodaje.

Gdy Polak sypała piach w szprychy, on robił swoje

Nie zawsze było łatwo, tak w tej kadencji, jak i w poprzedniej. Pokazał, że do tego, aby sprawować najważniejszą funkcję rządową w regionie, posiada odpowiednie doświadczenie i predyspozycje. To by jednak nie wystarczyło w czasach trudnych i skomplikowanych, które wymagały od niego pracowitości, a także ponadstandardowego zaangażowania.
Ptasia grypa, pandemia Covid-19, kryzys uchodźczy w związku z wojną w Ukrainie, katastrofa ekologiczna na Odrze oraz po pożarze w Przylepie, a także dziesiątki innych sytuacji, zweryfikowały „dwójkę” na liście wyborczej PiS do Sejmu, jak mało kogo. Niemal w każdym z tych kryzysów, musiał stawić czoła przeszkadzającej mu, i robiącej wokół spraw nienależących do jej kompetencji dużo medialnego szumu, marszałek Elżbiecie Polak. Ich wzajemne relacje, przy naprawdę dużej dozie dobrej woli ze strony Dajczaka, można porównać do tych opisanych przez Aleksandra Fredrę w wierszowanej bajce „Paweł i Gaweł”.
– Władek urósł na kryzysach z którymi poradził sobie wzorowo i bez popełnienia najmniejszych błędów. To był odpowiedni człowiek na tak trudne czasy – ocenia Rafalska.

Obiecał mi to i dotrzymał słowa

Znakiem rozpoznawczym Dajczaka, pozostaną ogromne środki na inwestycje. Tych, na których są odciski jego palców, jest w regionie bardzo dużo. To w sumie 3,5 miliarda złotych, które popłynęły do lubuskich miast i gmin. Nie tylko do Gorzowa i Zielonej Góry, ponieważ Dajczak dbał o to, aby rozwijały się także mniejsze ośrodki. – Powiem wprost, że tak otwartego i zaangażowanego we współpracę z samorządami wojewody, jeszcze nie było w historii. Mógłbym godzinami wymieniać, w czym mi pomógł, ponieważ go o to prosiłem, albo do czego mnie zmobilizował, aby Rzepin mógł się rozwijać jeszcze bardziej - komplementuje burmistrz Rzepina, Sławomir Dudzis.

Nie on jeden. O obwodnicach, włodarze takich miast jak Strzelce Krajeńskie, Drezdenko, Dobiegniew czy Przytoczna, za rządów PO-PSL mogli tylko marzyć. W ostatnich czterech latach rozpoczęła się ich realizacja. W tym obszarze, nie zwalnia nawet w czasie kampanii. W środę w Ministerstwie Infrastruktury pojawił się w obecności burmistrza Mariusza Olejniczaka. Podpisali umowę, która rozpoczyna proces planistyczny budowy obwodnicy Słubic. – Obiecał mi to i dotrzymał słowa – mówi burmistrz.

Miało być zielono i nowocześnie, a jest tylko tęczowo

Zawrót głowy od sukcesów, nie grozi raczej marszałek Elżbiecie Polak z PO. Tych w samorządzie województwa trzeba szukać ze świeczką, za to afer, skandali i opisywanych przez media nieprawidłowości, jest bez liku. Dlatego liczy na transfer do Sejmu, skąd trudniej będzie ją oceniać za to, co pozostawi po 13 latach sprawowania funkcji marszałka województwa.
Zamiast „zielonej krainy nowoczesnych technologii”, co było sztandarowym hasłem jej rządów, Lubuszanie otrzymali tęczową instalację pod urzędem marszałkowskim i niezliczoną ilość promocyjnych eventów. Służbowych delegacji, nie w temacie województwa, ale mających na celu budować jej osobistą pozycję, było tak dużo i kosztowały tak wiele, że Urząd Marszałkowski postanowił informacje na ich temat ukryć i nie udostępniać ich nawet w trybie informacji publicznej.
- Ta ziemia, piękna rzeczywiście, mająca wiele wspaniałych walorów i wspaniałych ludzi, którzy przyjechali ze Wschodu, a którzy mogliby zdziałać tu bardzo dużo, jest na 11. pozycji spośród wszystkich województw pod względem PKB na głowę – powiedział przebywający w Gorzowie, wicepremier i lider PiS, Jarosław Kaczyński. Jak podkreślił, jest to wina złych rządów Platformy Obywatelskiej i osobiście Polak. - Mają tą panią marszałek o błędnym nazwisku. Całkiem inaczej powinna się nazywać – zażartował.

Wszystko leciało jej z rąk

Jej możliwości wpływania na region, były determinowane przez realną pozycję. O tym, jak „silną pozycję” miała marszałek Polak, świadczy wypowiedź przewodniczącego struktur lubuskiej PO, Waldemara Sługockiego, który podczas konferencji prasowej 1 marca 2021 roku, powiedział: „Gdybym chciał, to by pani marszałek nie była marszałkiem”. O tym, że oboje darli przysłowiowe koty, wiadomo było wszystkim. Sługocki, przy wszystkich swoich wadach, jest osobą wykształconą i inteligentną, ale wtrąca się w sprawy urzędu, Polak działa po omacku, irracjonalnie, mocno emocjonalnie i pod publikę, ale chciała uchodzić za kogoś samodzielnego.

Coraz bardziej było widać, że ten wizerunek do niej nie pasuje, a ona przypominała w swoich działaniach żonglera, któremu co chwilę wypadają z rąk rekwizyty. Nie panowała nad Urzędem Marszałkowskim, który stał się strefą wpływów koalicjantów. Bardzo emocjonalnie reagowała na kryzysy. Tak było w przypadku przekształcenia gorzowskiej lecznicy w spółkę, w trakcie negocjacji w sprawie podziału unijnych środków w ramach ZIT-ów, nieprawidłowości z Lubuskimi Bonami Wsparcia, afery „praca za seks” w gorzowskim WORD, w sprawie skandalu z bezprawnym odwołaniem dyrektora „Medyka”, dezinformacją na temat „rtęci w Odrze”, czy ostatnio, przy okazji pożaru w Przylepie.

Już dawno zmarnowała pozycję oraz społeczną energię, którą była obdarzana jeszcze kilka lat temu, gdy w wyniku spisku i nielojalności wobec Marcina Jabłońskiego, zajęła jego miejsce. Dzisiaj jest cieniem dawnych sukcesów, a start do parlamentu, to w rzeczywistości rejterada, po której odetchną nie tylko szeregowi urzędnicy, ale również jej współpracownicy z nadania PO.

Wszystko zmienił powrót Tuska

Pytani o współpracę z nią działacze partii, podkreślają, że przez cały czas sprawowania funkcji marszałka, Polak bała się spisków przeciwko sobie. – Dlatego zarządzała strachem, a sytuację w koalicji kontrolowała za pomocą wywoływanych przez siebie konfliktów poza urzędem - mówi jeden z nich. Coraz bardziej było widać, że koszty tej metody są destrukcyjne dla funkcjonowania administracji: to wszechobecny w Urzędzie Marszałkowskim oraz podległych mu instytucjach, chaos.

Rozmówcy GL podkreślają, że wszystko zmieniło się po powrocie do polskiej polityki Donalda Tuska. Zbiegł się on z aferą WORD oraz katastrofą ekologiczną na Odrze. W pierwszym przypadku Polak poległa na całej linii. Gdyby nie jej napastliwa postawa wobec dziennikarzy, sprawa nigdy nie nabrałaby charakteru ogólnopolskiego. – W tym sensie, ona nas pogrążyła i stała się kłopotem, ale broniła głównie siebie - mówi działacz PO.

Inaczej rozegrała sprawę skażonej rzeki. Robiła wszystko, nie wyłączając z tego autokompromitacji z „rtęcią w Odrze”, aby zostać zauważona i doceniona. Im częściej fotografowała się z Tuskiem i na partyjnych eventach, pokazywana była w mediach jako osoba kłótliwa, nieodpowiedzialna, niepotrafiąca współpracować z administracją rządową, a nawet samorządowcami w regionie, gdzie sprawowała urząd, tym bardziej jej się to podobało. Można odnieść wrażenie, że wypłynęła nie na sukcesach, których zbyt wielu nie ma, ale na rozgłosie wokół swojej osoby.

Dość przypomnieć, że początkowo chciała kandydować do Senatu, ale partyjni stratedzy wykoncypowali, że ciągnie się za nią tak wiele politycznego brudu, że w wyborach bezpośrednich, może być obciążeniem.

Ast ma strategię i zna się na kartach

Przez wiele lat był szefem lubuskich struktur PiS, gdzie dał się poznać jako skuteczny lider i polityk zaangażowany w wiele obszarów życia. Na tle liderów innych partii politycznych, jawił się jako polityk odpowiedzialny i nienarzucający się. – Zawsze, kiedy prosiłem go o opinię na jakiś temat, nie dbał o to, aby jego wypowiedź była efektowna, ale merytoryczna. To go odróżnia od innych – mówi jeden z byłych dziennikarzy, dzisiaj pracujący dla samorządów. – Ludziom to się chyba podoba, gdy lider nie plecie trzy po trzy – dodaje.

- To polityczny strateg, jakich w Polsce mało - tak o „jedynce” PiS, mówi europoseł Rafalska, która blisko współpracowała z nim w kadencji 2015-2019, gdy była ministrem. – Mało kto wie, że Marek jest też brydżystą, a więc wie w co gra, myśli logicznie i zanim wyłoży zwycięskie karty na stół, to musi upłynąć chwila. To nie jest ktoś, kto uwielbia media i potrafi odpowiadać na ich zapotrzebowanie. Absolutnie wyjątkowa i nietuzinkowa postać – dodaje.

Marek Ast, to lider kompletny. Pierwsze polityczne szlify zdobywał jeszcze w latach 90-ych, należąc do Porozumienia Centrum. Trzy dekady znajomości z Jarosławem Kaczyńskim procentują tym, że nie jest liderem malowanym i tylko z tytułu, lecz pozostał nim nawet po reorganizacji struktur i utworzeniu w Lubuskiem trzech niezależnych okręgów. W jego przypadku, nie można powiedzieć, że wypłynął przy jakiejś okazji. Kariera PiS-owskiej „jedynki” jest naturalna i miała swój początek ponad trzydzieści lat temu w samorządzie.

Lider z rekordem głosów

Zanim został radnym sejmiku, a później wojewodą lubuskim i posłem, przez 14 lat był burmistrzem Szlichtyngowej. O jego dorobku w tamtym regionie, najlepiej świadczą wyniki wyborcze. W wyborach parlamentarnych w 2019 roku, lista PiS otrzymała w Szlichtyngowej 48,17 proc. poparcia, przy 21, 08 proc. dla Koalicji Obywatelskiej. W całym powiecie, gdzie były burmistrz, a obecnie poseł Ast jest bardzo aktywny, PiS otrzymał aż 60,69 proc. poparcia, a KO jedynie 14,94 proc. Dla porównania, w rodzinnej miejscowości marszałek Polak, gdzie przez kilka lat była sekretarzem gminy, a później burmistrzem, KO przegrała z PiS-em, stosunkiem: 42,11 proc. do 21,53 proc.

W tych ostatnich wyborach, poseł Ast zdobył najlepszy indywidualny wynik w województwie. Zagłosowało na niego 31 087 Lubuszan, a tym samym, polityk pozostawił w tyle liderów PO i lewicy: Waldemara Sługockiego oraz Anitę Kucharską – Dziedzic.
Po wyborach został szefem jednej z najważniejszych sejmowych komisji: Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, która pełni kluczową rolę w procesie legislacyjnym. – Tam nie ma fajerwerków, ale ciężka praca w ciągłym sporze z opozycją, która stara się głównie przeszkadzać. Ale jego cechy osobiste sprawiają, że jest skuteczny – mówi poseł Elżbieta Płonka z Gorzowa.
- Jest naszym niekwestionowanym liderem, kimś z kim mamy szansę osiągnąć doskonały wynik wyborczy, a być może pobić ten sprzed czterech lat. Marek Ast jest doświadczonym politykiem i parlamentarzystą, osobą której ten region sporo zawdzięcza – uważa wojewoda Władysław Dajczak.

Lider PiS-owskiej listy, nigdy nie był odbierany jako polityczny drapieżnik, albo bezwzględny gracz, który tak długo będzie ściskał partnera, aż go udusi. Stawiał na współpracę i to pozwoliło zbudować w regionie synergię. – Nigdy mnie nie ustawiał, zawsze rozmawialiśmy, nawet o najbardziej trudnych sprawach, które mogły nas podzielić. Bardzo go za to szanuję – wspomina Rafalska. **Przy relacjach, które panują w lubuskiej PO, taka serdeczność i współpraca, wydają się czymś wręcz egzotycznym.

Tacy z nich liderzy

Polak i Sługocki, tak skupili się na realizowaniu interesów partyjnych i środowiskowych, a także na osobistych karierach, że nie zauważyli, jak bardzo wywoływane przez nich konflikty, nie służą interesowi regionu. Można zaryzykować tezę, że gdyby nie środki rządowe organizowane dla lubuskich samorządów przez wojewodę Dajczaka oraz lubuskich parlamentarzystów, w tym niezwykle wpływowego Marka Asta, większość miast i gmin regionu, wyglądałaby gorzej, niż obecnie.

- Okradziono nas! Konsekwencją decyzji marszałek Polak jest dziura w budżecie Zielonej Góry. Ja muszę łatać te dziury – tak o decyzjach polityków PO, mówił w listopadzie 2022 roku, prezydent Zielonej Góry, Janusz Kubicki. Ilustracją „współpracy” liderów listy KO do Sejmu z samorządowcami, jest konferencja prasowa tych polityków, na którą przyszedł prezydent Zielonej Góry. Wysłuchawszy wystąpień, chciał zadać kilka pytań, ale marszałek Polak zabrała mu mikrofon, a następnie nakazała wyłączenie prądu i światła. Kubicki został na sali prasowej sam z dziennikarzami.

Z przecieków dochodzących z niezbyt ostatnio szczelnych struktur PO, wynika, że po wyborach parlamentarnych, Sługocki zostanie zmarginalizowany. – Będą nowe wybory w których zapewne wystartuje nie tylko Ela Polak, ale również Marcin Jabłoński, który jest tu faworytem Tuska – mówi informator. Oznacza to, że dwójka liderów listy wyborczej do Sejmu jest przydatna na czas wyborów, ale nie jest ceniona przez władze partii. Taka sytuacja jest zapowiedzią konfliktów i nieporozumień, które nie będą służyć regionowi.

Polityczny narcyzm

W powszechnej opinii członków PO, Waldemar Sługocki to typ narcyza, który nie ma jednak potencjału do rozwijania partii. Robi dobre wrażenie na ekranie lub za prezydialnym stołem, ale już na poziomie mobilizowania i dyscyplinowania partyjnych struktur, wypada bardzo słabo. Nie brak w partii słów, że w roli przewodniczącego lubuskich struktur PO, bardzo się męczy. – To typ akademika, bo jak próbuje grać trybuna, to wypada bardzo śmiesznie – żartuje działacz partii, który szanuje Sługockiego „za osobistą przyzwoitość”.

Ta przyzwoitość została poddana próbie i wypadło średnio. Jego wizerunek, mocno nadszarpnął wypadek z 2022 roku, gdy jadąc samochodem, wykonał na drodze niewłaściwy manewr i uderzył w samochód, który jechał z naprzeciwka. Jak zeznali świadkowie, na miejscu Sługocki przyznał się do winy i przepraszał poszkodowanego. Jednak podczas składania zeznań, zasłaniał się niepamięcią. Prokuratura powołała biegłego, który miał ustalił przebieg zdarzenia, a jego ekspertyza nie pozostawiła wątpliwości, że wina była po stronie posła. W kwietniu br. sejmowa Komisja Regulaminowa, Spraw Poselskich i Immunitetowych, pozytywnie zaopiniowała sprawę jego immunitetu.

Liderem regionalnej PO został trochę przez przypadek. W 2016 roku, kiedy stery władzy w stronnictwie przejął Grzegorz Schetyna, po przeprowadzonym w lubuskich strukturach audycie, partia została rozwiązana. Tymczasowym komisarzem, a potem już przewodniczącym, został senator Waldemar Sługocki. Postawiono na niego, nie dlatego, że posiadał polityczne wpływy, szacunek działaczy lub szczególne cechy przywódcze, ale z powodu braku tych przymiotów. W skłóconej partii, wady okazały się atutami. Był gwarantem tego, że jego deficyty nie zostaną wykorzystane do wzmocnienia którejś z partyjnych frakcji w regionie.

Lider upokorzony trzykrotnie

Siedmioletnie „rządy” Sługockiego w PO nie wpuściły do partii świeżego powietrza. To był czas obnażania jego niemocy i braku politycznego zęba. Największą kompromitacją jest to, że najpierw nie udało mu się wywalczyć miejsca na liście do Parlamentu Europejskiego, a później musiał ustąpić „jedynkę” na rzecz nikomu nieznanego Tomasza Aniśko z Zielonych. Podobnego upokorzenia doświadczył w tym roku, tyle tylko, że teraz musiał się posunąć na rzecz Polak. – To i tak dobrze, bo jedna z pierwszych dyspozycji mówiła o tym, że ma kandydować do Senatu – mówi jeden z członków Rady Regionu PO.
Do wyborów idzie osamotniony, bo większość działaczy zorientowała się już na Polak i Jabłońskiego. Ten ostatni nie kandyduje, ale członkowie PO liczą się z tym, że po złożeniu dymisji przez obecną marszałek, uda się powołać zarząd województwa pod jego kierownictwem. Sługockiego w tej układance nie ma, ponieważ tak bardzo był zapatrzony w samego siebie, że nie zauważył, jak inni go ogrywają.

Ciekawostką jest to, że o aferze WORD został poinformowany już 17 maja 2022 roku, a więc na trzy tygodnie przed publikacjami GL i cały miesiąc przed tym, jeśli wierzyć tej wersji, zanim dowiedziała się o aferze marszałek Polak. Nie wiadomo, czy coś w tej sprawie zrobił, ale są dowody na to, że o niej wiedział. Czy nie poinformował o niej Polak, bo liczył na jej osłabienie? Tego pewnie się nie dowiemy. Pewne jest to, że bezhołowie w partii, miało swoje przełożenie na funkcjonowanie wielu jednostek administracji marszałkowskiej. Gdyby kontrolował sytuację, wielu afer nigdy by nie było.

Prawdziwy lider nigdy nie myśli o sobie

O identycznej ocenie liderów dwóch najważniejszych list wyborczych nie ma mowy. Czołowi kandydaci Prawa i Sprawiedliwości oraz Koalicji Obywatelskiej, są jak awers i rewers tej samej monety: każda patrzy w inną stronę. Ast i Dajczak, nie puszczają politycznych fajerwerków, potrafią się samoograniczyć, a efektywność ich pracy jest ważniejsza, niż jej efektowność. Polak i Sługocki, stawiają całkiem na coś innego, a motywacją ich działalności jest potrzeba bycia uznanym oraz zauważonym. Gdzieś w tym wszystkim zginęło Lubuskie. Prawdziwy lider, nigdy nie myśli o sobie. W centrum uwagi są inni.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska