Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W katastrofie pod Smoleńskiem zginęli gorzowianie. Babcia z wnuczkiem.

Aleksandra Szymańska
O pani Annie wszyscy mówią, że energii mógł jej pozazdrościć niejeden młody człowiek
O pani Annie wszyscy mówią, że energii mógł jej pozazdrościć niejeden młody człowiek Archiwum rodzinne
Pani Danuta mówi, że cierpi jako matka i jako Polka. 70 lat temu w Katyniu zginął dziadek jej męża, a teraz jej syn i teściowa. Gorzowianie Anna Borowska z wnukiem Bartoszem Borowskim lecieli razem z prezydentem.

- Babcia chciała jeszcze raz uczcić pamięć swojego ojca. Mówiła, że ma przecież 83 lata i nie wiadomo, co to będzie za dzień, miesiąc. Bartosz bardzo chciał jej towarzyszyć... Dobrze, że w tym samolocie nie było więcej miejsc, bo jeszcze i młodszy syn... - tu pani Danucie głos się łamie. W czasie naszej godzinnej rozmowy załamie się jeszcze może dwa - trzy razy, ale nie więcej. Ból jest w środku, a nie na zewnątrz. Na zewnątrz są tylko zaczerwienione oczy. - Bartuś był taki sam. Bardzo spokojny, skryty. Żeby się z kimś zaprzyjaźnić, potrzebował czasu. Nigdy pierwszy nie zrobił gestu, czekał. Dlatego miał bardzo wąskie grono znajomych, ale za to takich na całe życie. Nawet teraz przyszedł do nas kolega Bartosza jeszcze z podstawówki - mówi matka tragicznie zmarłego 32-latka.

Rozmawiamy w niedzielne popołudnie. Państwo Borowscy godzą się na spotkanie, bo, jak mówią, w ten sposób mogą uczcić pamięć o swoich bliskich. Są wdzięczni za wyrazy współczucia, które przekazujemy im od naszych Czytelników. Gdy na naszej stronie internetowej podaliśmy tragiczną wiadomość, od razu zapłonęły wirtualne znicze, pojawiły się wyrazy współczucia. Znicz, całkiem prawdziwy, pali się też przed blokiem, w którym mieszka rodzina. - Nie chce się w to wierzyć, prawie mi serce stanęło - komentuje Tadeusz Kapuściński, sąsiad Anny Borowskiej.

O pani Annie wszyscy mówią, że energii mógł jej pozazdrościć niejeden młody człowiek. - Działała w Rodzinach Katyńskich, w Sybirakach, w Apostolacie Maryjnym - mówi syn zmarłej Franciszek Borowski. Historię mamy i jej rodzeństwa zna na pamięć. - W dzieciństwie opowiadała mi ją babcia, a potem moja mama opowiadała moim synom - dodaje gorzowianin.

Anna Borowska była jedną z czwórki dzieci przedwojennego oficera korpusu ochrony pogranicza Franciszka Popławskiego. Aresztowany 17 września 1939 r. trafił do Kozielska, a rok później został zamordowany w Katyniu. Pani Anna z matką i rodzeństwem została wywieziona na Sybir. - Wyjechała jako 11-latka, wróciła mając lat 17. Zabrano jej najpiękniejszy czas - mówi Danuta Borowska.
Po wojnie, już razem z mężem, pani Anna ciężko pracowała, ale, jak mówią jej bliscy, nigdy nie brakowało jej siły i energii. - I była patriotką, ale ten patriotyzm rozumiała inaczej niż większość ludzi teraz. Nie mogło jej zabraknąć na żadnej uroczystości, rocznicy, w poczcie sztandarowym - wyjaśnia synowa.

Bartosz Borowski długo był jedynakiem i oczkiem w głowie babci Anny. Przez całe dzieciństwo słuchał o dziadku. Gdy nadarzyła się okazja, żeby odwiedzić ziemię, na której zginął, Bartosz nie chciał zrezygnować. Pani Danuta ostatni raz widziała syna w czwartek. Potem jeszcze do siebie dzwonili, a w sobotę już nie żył. Razem z żoną Eweliną mieli mnóstwo planów. Myśleli o dziecku. Bartosz miał jeszcze zrobić studia magisterskie, bo inżynierskie już miał. - I chcieliśmy pojechać razem na jakieś wakacje do ciepłych krajów. A tu wszystko tak nagle się skończyło...
Wczoraj brat Bartosza Kamil i żona zmarłego Ewelina pojechali do Warszawy. Wojewoda Helena Hatka przysłała samochód. Stamtąd Gorzowianie polecą do Moskwy - po najbliższych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska