Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zaczęło się w Tirschtiegel

Dariusz Brożek 0 95 742 16 83 [email protected]
Autor tego zdjęcia sfotografował zbiórkę, która odbyła się w międzyrzeckich koszarach 1 października 1939 r. Doskonale widać ustawione w tzw. kozły karabinki mauser.
Autor tego zdjęcia sfotografował zbiórkę, która odbyła się w międzyrzeckich koszarach 1 października 1939 r. Doskonale widać ustawione w tzw. kozły karabinki mauser.
Po pierwszej wojnie światowej polsko-niemiecka granica podzieliła Trzciel na dwie części. Przecięła pola, ogrody i zabudowania. Nocami forsowali ją przemytnicy, a w drugiej połowie lat 30. również szpiedzy i dywersanci.

WERSALSKI SŁUP GRANICZNY

WERSALSKI SŁUP GRANICZNY

Po traktacie wersalskim wzdłuż polsko-niemieckiej granicy ustawiono kamienne słupy z napisem Versailles (Wersal) i datą jego zawarcia (28 czerwca 1919). Niektóre miały tylko wykutą literę V i rok 1919. Od zachodniej strony były wyryte litery D, oznaczające Niemcy (Deustschland), natomiast od wschodniej znajdowały się litery P. Ten słup stał na granicy dawnych powiatów międzyrzeckiego i skwierzyńskiego.

Po klęsce Prus pod koniec 1918 r. Polacy z Trzciela (niem. nazwa Tirschtiegel) liczyli, że miasto zostanie przyłączone do odradzającego się właśnie państwa polskiego. Wielu walczyło o to z bronią w ręku podczas powstania wielkopolskiego. Niemcy zdołali jednak zatrzymać ich oddziały w okolicach Miedzichowa. O losie miasta zdecydowali więc politycy, którzy negocjując traktat wersalski w czerwcu 1919 r. wytyczyli granicę wzdłuż wschodnich rogatek Trzciela.

- Większa cześć miasta po lewej stronie Obry przyłączona została do Niemiec, a mniejszą przydzielono Polsce - opowiada Jan Kaczmarek, który przed wybuchem wojny mieszkał w pobliskiej Prądówce po polskiej stronie granicy.

Francuscy i angielscy politycy wytyczyli granicę z linijką w ręku wzdłuż linii kolejowej. Prosto przez pola, ogrody i domy. Rozdzieliła sąsiadów, a nawet rodziny mieszkające w tym samym budynku. Przykładem jest dom i warsztat mistrza wikliniarskiego Alberta Konopki.
- W okresie międzywojennym Niemcy wydali serię propagandowych widokówek ze zdjęciem tego budynku - opowiada miejscowa regionalistka Jadwiga Szylar, która jest moją przewodniczką po Trzcielu i jego historii.

W jedną noc zbijali fortuny

Zaraz po pierwszej wojnie strażników było niewielu i mieszkańcy bez większych przeszkód przechodzili na drugą stronę granicy, co sprzyjało rozwojowi kontrabandy. Polacy szmuglowali do Niemiec mięso, smalec i jaja, nocami pędzili tam całe stada gęsi. Na naszą stronę przerzucano worki z wyrobami przemysłowymi, żyletkami, mydłem i kamieniami do zapalniczek. Trzciel stał się stolicą przemytników, którzy po nocach zbijali fortuny, by następnie tracić je w podejrzanych spelunkach.

Po dojściu Hitlera do władzy Niemcy zaczęli uszczelniać granicę. W lasach od Trzciela po Pszczew (Betsche) wybudowali dziesiątki kilometrów okopów i liczne stanowiska ogniowe. Z wydeptanych przez przemytników szlaków coraz częściej korzystali szpiedzy i dywersanci.

Strażnice jak bunkry

Dom i warsztat wikliniarski Alberta Konopki z Trzciela. W okresie międzywojennym przecinała go na pół polsko-niemiecka granica.
Dom i warsztat wikliniarski Alberta Konopki z Trzciela. W okresie międzywojennym przecinała go na pół polsko-niemiecka granica.

Niemiecka propagandowa pocztówka z listopada 1939 r. Mieszkańcy Międzyrzecza żegnają żołnierzy 122. granicznego pułku piechoty, których skierowano na Linię Zygfryda.

Razem z Szylar jedziemy wzdłuż trzecielskiego odcinka dawnej granicy. Naszym pierwszym przystankiem jest skrzyżowanie lokalnych dróg przed cmentarzem. Do 1 września 1939 r. właśnie w tym miejscu znajdowała się niemiecka wartownia graniczna na drodze z Poznania do Berlina. Zachowały się jeszcze betonowe podpory szlabanów. I piętrowy budynek dawnej strażnicy, w której obecnie mieszka kilka rodzin.
Podobną warownię wybudowano przed wojną w Borowym Młynie przy drodze do Pszczewa. To nasz kolejny przystanek. Budynek ma solidne stropy i ściany. Militarny rodowód potwierdza wylana betonem podłoga i okna w kształcie strzelnic.

- Te obiekty były przygotowane do prowadzenia walki. Po dojściu Hitlera do władzy Niemcy zaczęli fortyfikować granicę - wyjaśnia Tomasz Czabański ze stowarzyszenia Pomost, które zajmuje się poszukiwaniem i ekshumacją ciał niemieckich żołnierzy na dawnym polsko-niemieckim pograniczu. Jest także autorem wielu publikacji na temat działań wojennych na tym terenie.

Pierwszy pomruk wojny

Niemieckie i polskie strażnice na dawnej granicy w Trzcielu. Droga na wprost prowadzi do Poznania, natomiast skręcając w prawo, dojedziemy do Prądow
Niemieckie i polskie strażnice na dawnej granicy w Trzcielu. Droga na wprost prowadzi do Poznania, natomiast skręcając w prawo, dojedziemy do Prądowki.

Dom i warsztat wikliniarski Alberta Konopki z Trzciela. W okresie międzywojennym przecinała go na pół polsko-niemiecka granica.

Pierwszym pomrukiem zbliżającej się wojny były fortyfikacje polowe, wybudowane przez Niemców między Trzcielem i Pszczewem w latach 1935-38. To tzw. Trzcielska Pozycja Przesłaniania (Tirschtiegel Riegel), która miała zabezpieczać główny odcinek Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego (Die Festungsfront Oder-Warthe-Bogen).

Niemcy bardzo sprytnie kamuflowali umocnienia, bo międzynarodowe traktaty zabraniały im budowy obiektów militarnych przy granicy. - Często maskowali je sianem albo obudowywali deskami. Dlatego bunkry i stanowiska ogniowe wyglądały jak snopy zboża lub stodoły - dodaje Czabański.

Polowych umocnień wzdłuż granicy miał bronić m.in. 122. graniczny pułk piechoty z Międzyrzecza, czyli z ówczesnego Meseritz. Żołnierze stacjonowali w koszarach wybudowanych w 1935 r. Identyczne obiekty powstały wtedy w Skwierzynie (Schwerin an der Warthe) i w Krośnie Odrzańskim (Crossen an der Oder).

- To pierwsze na świecie koszary typu pawilonowego Były nowoczesne, ale przede wszystkim doskonale zaprojektowane i solidnie wykonane. Jak Niemcy wstawiali drzwi, to z dwucalowych desek, bo liczyli się z tym, że wojskowi będą je otwierali kopniakami. A schody budowali z granitu, bo wiedzieli, że muszą wytrzymać uderzenia tysięcy żołnierskich nóg obutych w podkute buty - zaznacza Andrzej Lisiecki, emerytowany oficer i przewodnik z Międzyrzecza.

A granica została

Niemieckie i polskie strażnice na dawnej granicy w Trzcielu. Droga na wprost prowadzi do Poznania, natomiast skręcając w prawo, dojedziemy do Prądowki.

Jedziemy drogą z Pszczewa do Szarcza i Stołunia. Samochód podskakuje na betonowych płytach. To kolejny ślad niemieckich przygotowań do wojny. Tuż przed atakiem na Polskę Niemcy wstrzymali prace przy rozbudowie bunkrów i zabrali się za modernizację dróg w strefie przygranicznej. Jak zaznacza Lisiecki, gęsta sieć komunikacyjna miała ułatwić im błyskawiczne przerzucenie zmotoryzowanych oddziałów wojska i atak w kierunku Wielkopolski.

Żołnierze z międzyrzeckiej jednostki nie wzięli udziału w kampanii wrześniowej. W listopadzie 1939 r. przerzucono ich na Linię Zygfryda, która miała chronić III Rzeszę przed atakiem Francuzów. Potem pułk został rozformowany. W czasie wojny w Międzyrzeczu stacjonował natomiast 477. zapasowy batalion piechoty.

Reliktem podpisanego 90 lat temu traktatu wersalskiego i dawnej granicy państwa jest obecny podział administracyjny. Jej trzcielski odcinek pokrywa się z granicą woj. wielkopolskiego i lubuskiego. Właściciele gospodarstw za cmentarzem są już Wielkopolanami, choć do centrum Trzciela mają niespełna dwa kilometry.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska