Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Carrington, czyli smutny koniec Króla Spirytusu

Dariusz Chajewski
Wprawdzie kojarzony był głównie z Dolnym Śląskiem Carrington, jeden z najbardziej znanych polskich gangsterów, zasługuje na miejsce w galerii lubuskich przestępców. Jest bowiem autorem jednego z najbardziej znanych przemytów i stawał przed sądami w Krośnie Odrz. i Zielonej Górze.

Wrzesień 1998 roku. Dziennikarze otrzymali pierwsze, szczątkowe informacje, że "coś" się dzieje w Sękowicach. Wówczas końca dobiegała budowa nowego mostu i terminalu granicznego w Sękowicach. Podobno właśnie z niego skorzystać mieli przemytnicy.

- Już od dawna mówimy policjantom i wopkom (funkcjonariusze straży granicznej - przyp. aut), że po nocy wielkie ciężarówki jeżdżą i jest jakieś zamieszanie - opowiadał wówczas "GL" jeden z mieszkańców Gubinka. Wtedy jednak okazało się, że to podwójne życie nie dotyczy budowanego mostu, a przeprawy technicznej, która służyła tylko podczas prac...

Podwójne życie mostu

26 września policjanci i pogranicznicy uderzyli. Nie było żadnego przypadku, właśnie odbywał się kolejny transport - przez Sękowice przejeżdżało kilka tirów wypełnionych spirytusem. I przejechały. Okazało się, że druga strona także była doskonale przygotowana, chociaż zgubiła ją pewność siebie. Z grupą współpracowali stróże pilnujący terenu przejścia oraz pięciu pograniczników.

Dzięki tym ostatnim przemytnicy znali wszystkie ruchy gangsterów. W zamian otrzymali od nich ponad 130 tys. zł. W dzień wielkiej wsypy twierdzili, że zostali przez przemytników... napadnięci. Grupa była doskonale zorganizowana - obstawa, ludzie podsłuchujący niemieckie i polskie służby graniczne. obserwatorzy na okolicznych wzgórzach, kierowcy, ludzie zajmujący się legalizacją alkoholu, praniem brudnych pieniędzy i... nielegalnymi zgonami.

Podczas tej obławy zatrzymano także Carringtona (pseudonim Zbigniewa M.). Niewiele brakowało, a i tym razem uniknąłby wpadki. Oto jeden z patroli zatrzymał jego samochód, gdy wraz ze wspólnikami konwojował przerzut. Odpytywany przez patrol udawał wielkie zaskoczenie całym zamieszaniem. I nagle odezwała się leżąca na tylnym siedzeniu krótkofalówka i rozległ się głos wspólnika informujący, że wszystko idzie zgodnie z planem...

Został aresztowany na trzy miesiące. Według ustaleń śledztwa Carrington zorganizował ponad 80 transportów z co najmniej 2 mln litrów spirytusu. "Procenty" pochodziły z Francji i Włoch. Transport to kilkaset tysięcy złotych do kieszeni gangu, gdyż spirytus w nielegalnych rozlewniach stawał się wódką. Zdaniem fiskusa skarb państwa stracił na działalności tej grupy co najmniej 155 mln zł.

Wojna zgorzelecka

W świecie przestępczym ten 32-letni wówczas absolwent zasadniczej szkoły zawodowej był już gwiazdą. A zaczynał od przemytu papierosów. Szybko jednak przekonał się, że alkohol jest znacznie bardziej dochodowy. Zasłynął pomysłowością i kreatywnością. Uważany był za lubuskiego i dolnośląskiego rezydenta siejącej wówczas postrach mafii pruszkowskiej, miał kontakty z "Wołominem" i słynnym Nikosiem. Nawiązując do postaci znanego wówczas tasiemcowego serialu zyskał miano Carrington (Carry), ale bardziej odpowiednio brzmiał inny pseudonim - "Król Spirytusu". W tym czasie oficjalnie był właścicielem kilku firm transportowych specjalizującej się w przewozach mebli. I... głównym celem zamachów.

W 1997 roku dwukrotnie do niego strzelano, a w sierpniu 1998 roku przed budynkiem, w którym mieszkał w Zawidowie, eksplodowała bomba. Gangster opłacił to wydarzenie bliznami na twarzy i... brakiem zaufania do otoczenia. Uzasadnionym. Wówczas też wybuchła krwawa wojna (tzw. wojna zgorzelecka), gdzie swoich ludzi do boju wiedli dwaj dawni wspólnicy - Carrington i Lelek. W 1998 roku zginęło kilkanaście osób.

O co ta strzelanina? Oczywiście o pieniądze i kanały przemytniczego przemytu. Sękowicki most techniczny odkrył rok wcześniej dla przemytniczych celów człowiek Lelka o pseudonimie Plomyk (wcześniej szmuglował samochody). Gdy próbował poza układem przerzucić jednego tira uszkodził dźwig i wówczas służby graniczne zaczęły przyglądać się baczniej mostowi. Sprawa przyschła, ale Carrington postanowił Plomyka wyrzucić, za tym ujął się Lelek...

W tej konfrontacji Carrington nie pozostawał dłużny. Wynajęci przez niego ludzie ostrzelali auto Lelka. W zasadzce zginął Płomyk z trzema kompanami. I tak wet za wet. Ostatnim akordem wojny była jatka w okolicy Leśnej, gdzie przypadkowo zginęło pięciu Białorusinów, którzy przyjechali do Polski kupić samochody, a wzięto ich za killerów.

Taki dziwny wypadek

I pewnie gdyby nie aresztowanie na granicy wojna trwałaby jeszcze długo. Nawiasem mówiąc obława była wynikiem informacji od kogoś "życzliwego". Wraz z Carringtonem zarzuty prokuratorskie usłyszało 27 osób. Gangster najpierw szedł w zaparte, ale gdy okazało się, że inni mówią dużo i raczej chętnie, postanowił wpadkę wykorzystać - wykończyć rywali i krwawe czasy spędzić w więzieniu. Zaczął opowiadać o szczegółach działalności.

Proces był pokazowy, zielonogórski sąd był chroniony jak Fort Knox, a oskarżonych trzeba było wozić autobusami. Gangsterzy z reguły przyznawali się do winy i otrzymywali niskie wyroki. Jednak sam Carrington, to był popis kruczków prawnych, nie odpowiadał. W 2000 roku opuścił areszt po wpłaceniu kaucji 200 tys. zł i... zniknął. Niestety dla niego nie dość starannie. Rok później miał przykry wypadek na rowerze (jazda na rowerze była jego pasją) - podobno jechał bez kasku... Jak mówi jednak mniej oficjalna wersja to był kij bejsbolowy, którym uderzył go ktoś z przejeżdżającego obok auta. Lekarze mówili o uszkodzeniu mózgu, stracił mowę, stał się inwalidą i... został ubezwłasnowolniony. Jego proces już się nie odbędzie.

- Niedawno widziałem Carringtona na ulicy w Zielonej Górze, ma tutaj rodzinę - opowiada jedna z osób śledzących dzieje Króla Spirytusu. - Wygląda strasznie...
Dziś mieszka z matką w Zgorzelcu, podobno jest w stanie wypowiedzieć tylko kilka prostych słów. Choć i tak są tacy, którzy uważają, że to jedna wielka mistyfikacja.

Wracał jak bumerang

Sprawa Carringtona wracała do nas jeszcze kilkakrotnie. Chociażby przy okazji wpadki grupy Arkadiusza K., Gargamela. Łupem przestępców padł wówczas towar wart ponad 1,2 mln zł, m.in. pieluchy, maszynki do golenia i kuchenki mikrofalowe. Posługując się podrobionymi dokumentami, członkowie gangu okradali hurtownie na Dolnym Śląsku, w Wielkopolsce i Warszawie. Przyjeżdżali tirami na fałszywych numerach, naczepy wypełniali towarem, a potem odjeżdżali i ślad się za nimi się urywał. Grupa fingowała także napady na ciężarówki. Policjanci wpadli na trop gangu gdy pod Świebodzinem upozorowali napad na tira z maszynkami do golenia. Znaczna część grupy pracowała wcześniej dla Zbigniewa M. Carringtona.

Wcześniej głośna była sprawa aresztowania zielonogórskiego mecenasa Edwarda R., któremu nadano nawet miano adwokata polskich mafiozów. Bronił m.in. Grubego Janka, Schwarzenegera, Azję (mlodszy brat Carringtona), Dzikiego i samego Carringtona. Ale to już całkiem inna historia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska