Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słowianka na prostej

Tomasz Rusek
Ewa Fiedorowicz, Anna Rogulska i Anna Głowiak bywają w Słowiance dwa razy w tygodniu. Studiują w Zamiejscowym Wydziale Kultury Fizycznej i mają zajęcia na basenie. Bardzo je sobie chwalą.
Ewa Fiedorowicz, Anna Rogulska i Anna Głowiak bywają w Słowiance dwa razy w tygodniu. Studiują w Zamiejscowym Wydziale Kultury Fizycznej i mają zajęcia na basenie. Bardzo je sobie chwalą. fot. Mateusz Kaźmierczak
Na początku ten kolos za 52 mln zł przynosił same straty. Dziś odchudzony i z pociętymi kosztami zaliczył nawet niewielki zysk.

Gdy niemal osiem lat temu ruszała budowa Słowianki, opozycja ostrzegała, że baseny nie będą rentowne.

Władze miasta uspokajały: od razu może nie, ale po kilku latach na pewno. Nic z tego nie wychodziło. Cały czas były straty. Rekordowa sięgnęła 2 mln zł. - Nie było kolorowo - przyznaje dziś Kułaczkowski. Do tego w 2004 r. wyszła afera z gronkowcem. - Wtedy wszyscy zaczęli w nas bić jak w bęben - mówi prezes.

Terapia wstrząsowa

Zaczęły się cięcia: zwolniono 30 pracowników, zmieniono umowy z solarium (zamiast dzierżawić łóżka i odpalać dolę właścicielowi, Słowianka kupiła je i brała cały zysk). To była terapia wstrząsowa. Skończyły się imprezy w stylu nocnych zjazdów prawników czy sylwestrów. Bo kosztowały, nie przynosiły zysków i angażowały całą załogę. Tymczasem zarząd pod wodzą Ryszarda Bronisza miał jeden cel: ciąć koszty, gdzie się da.

Dlatego zlikwidowano potężną restaurację na piętrze. - Taki wielki lokal nie zarabiał na siebie - mówi Kułaczkowski. Potem podziękowano dzierżawcom siłowni. Całą powierzchnię wydzierżawił klub Nautilus. I Słowianka zaczęła na tym nieźle zarabiać. Co prawda nadal była na minusie, ale w grę wchodziły już setki tysięcy złotych, a nie miliony.

I gdyby nie koszty amortyzacji, byłby czysty zysk! W końcu w styczniu tego roku miesięczny bilans wyszedł wreszcie na plus. Po sześciu latach działalności był maleńki zysk: 140 zł. - Ale pomimo tego rok najpewniej zamkniemy na minusie. Nie przeskoczymy milionowej amortyzacji - zastrzega Marek Sancewicz z zarządu spółki.

Trzeba iść do przodu

Teraz Słowianka chce zrobić potężny krok do przodu. Chce postawić hotel, połączony przejściem z centrum basenowym. Miasto da pod obiekt działkę. Pieniądze musi jednak znaleźć sama Słowianka.

- To chory układ. Powinniśmy zachęcić do budowy jakiś prywatny biznes. Miasto nie jest od tego, by budować hotele - mówili niedawno na sesji radni Mirosław Rawa z PiS i Artur Radziński z Forum dla Gorzowa. Kułaczkowski wyjaśnia. - Hotelu nie postawi miasto, tylko nasza spółka - ujawnia.

Słowianka jest już po pierwszych rozmowach z bankami. Okazuje się, że bez większych problemów dostanie 20 mln zł kredytu. To powinno wystarczyć na postawienie kilkupiętrowego budynku na 200 miejsc noclegowych z dużą bazą rehabilitacyjną.

- Co rok organizujemy 40 imprez ponadregionalnych, mamy setki zawodników, którzy śpią gdzieś na mieście. A tak zapłaciliby za nocleg nam. Wtedy na pewno będziemy zarabiać - mówi Kułaczkowski.

Hotel ma być gotowy w ciągu dwóch lat. Sprawdziliśmy: budowa ma sens. Podobnie rozwinęły się parki wodne w Lesznie, Polkowicach i Tarnowskich Górach. Układ basen - hotel zadziałał tam doskonale.

Stara ale dobra

Jedną z ważniejszych chwil w życiu Słowianki była niedawna podwyżka cen biletów - pierwsza w historii. Pomimo obaw, frekwencja wciąż dopisuje, choć nie ma już takich rekordów jak zaraz po otwarciu, gdy dziennie basen ,,przerabiał'' po 3 tys. osób. - Dziś miesięcznie mamy około 30-40 tys. klientów. Wielu z nich to stali bywalcy - mówi prezes.

Przyznaje, że jest coś takiego jak drugie życie Słowianki. Wraz z modą na zdrowy styl życia wielu gorzowian na nowo odkryło, co ma pod nosem: pełnowymiarowy basen. - Dziś w dobrym tonie jest powiedzieć, że zaczyna się dzień od kilkunastu długości kraulem - dodaje M. Sancewicz.

Zadowolonych z centrum sportowo - rehabilitacyjnego znaleźć łatwo. - Gdy studiowałem w Poznaniu, strasznie mi brakowało Słowianki. Teraz wpadam tu dwa razy w tygodniu na godzinę. Myślę też o karnecie do Nautilusa. Chodzi tam wielu moich kumpli - mówi Jarosław Głowacki z centrum Gorzowa. Inni też sobie chwalą baseny.

Choć sobotnia wizyta pięcioosobowej rodziny to wydatek kilkudziesięciu złotych. - Dla mnie rachunek jest prosty. Tyle samo zapłaciłbym za siedzenie w kinie. Wole więc zabrać synów i pościgać się na zjeżdżalniach - tłumaczy Grzegorz Jackowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska