Nikt nie zna rzeczywistej liczby pracujących nielegalnie. Przypuszcza się, że bez umów pracować może nawet połowa zarejestrowanych bezrobotnych. W Krośnie Odrzańskim na czarno zarabiają przede wszystkim mężczyźni. - Wpadają do urzędu z reguły z rana albo przed 15.00. Często przychodzą w roboczych ubraniach - mówi dyrektorka Powiatowego Urzędu Pracy Bolesława Zamorska-Puchta. Wielu z krośnieńskich bezrobotnych dorabia w Niemczech: mężczyźni remontują domy, kobiety sprzątają i opiekują się chorymi.
Po pracę nie przychodzą
W powiecie gorzowskim w szarej strefie pracuje około 40 proc. bezrobotnych, czyli 3,6 tys. osób. - Najlepiej widać to po giełdach pracy. Na 60 zaproszonych osób przychodzi 20. Pozostali wcześniej przynoszą zwolnienia, najczęściej na ten jeden dzień - tłumaczy wicedyrektorka PUP Jadwiga Konik. I dodaje, że z obecnych na giełdzie na pracę zgadzają się dwie, trzy osoby.
Nielegalnie zatrudnionych i ich pracodawców ścigają urzędnicy wojewody. W zeszłym roku wykryli 176 osób pracujących na lewo, w tym - blisko 100. - Najczęściej mówią, że pracują tylko jeden dzień. Różnie tłumaczą się pracodawcy. W jednym ze sklepów w powiecie strzelecko-drezdeneckim usłyszałam, że kobieta za ladą jest córką. Po sprawdzeniu dokumentów wyszło, że pracodawczyni kłamie - opowiada Alicja Klesa z Lubuskiego Urzędu Wojewódzkiego w Gorzowie.
Wyciekają miliardy
W kraju liczba pracujących nielegalnie przekracza 1 mln. Nie płacą podatków ani oni, ani ich pracodawcy, a dochodzi przecież ZUS. Skarbowi państwa uciekają miliardy złotych. Jeśli pracujący na czarno dostaje na rękę np. 1 tys. zł, do budżetu nie wpływa około 500 zł na miesiąc, czyli 6 tys. rocznie. Gdy pomnożyć to przez 1 mln wszystkich zarabiających nielegalnie, wyjdzie 6 mld zł. W Lubuskiem - 210 mln zł, za które można by zbudować cztery Słowianki albo pięć mostów.
Dlatego rząd chce wzmocnić służby kontrolujące legalność zatrudnienia. Od 1 stycznia zamierza przenieść je od wojewody do inspekcji pracy, zwiększy też kary dla nieuczciwych pracodawców. Wymierzają je sądy grodzkie: teraz to od 3 do 5 tys. zł, będzie - do 30 tys. - Liczymy, że wzrośnie świadomość ludzi, przecież te pieniądze odkładamy na przyszłe emerytury - mówi wiceminister Elżbieta Rafalska z resortu pracy. Wkrótce ma być wyłoniona firma, która zbada szarą strefę w Polsce i wskaże sposoby rozwiązania problemu. Badania potrwają rok i kosztować będą 3 mln zł.
- Nie ma cudownej recepty na szarą strefę. Może gdyby koszty pracy były niższe... - dodaje wiceminister Rafalska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?