BEATA IGIELSKA 0 603 83 42 47 [email protected]
Aktualizacja:
JÓZEF SZULCZEWSKI Ma 54 lata. Żonaty, ojciec jednego syna. Pracuje w firmie ochroniarskiej w Skwierzynie. Jest krwiodawcą. Lubi spacery z psem i jazdę na rowerze. ©Beata Igielska
- Oj, zupełnie inaczej niż dzisiaj! Wtedy każdy miał gospodarstwo i z tego żył. Potem powstał PGR, który zatrudniał ponad 50 osób. Zakład zajmował się hodowlą świń i krów oraz produkcją ziemniaków i buraków. Gdy rozwiązano go w połowie lat 90., w wielu rodzinach zaczęły się problemy ze znalezieniem pracy. Dziś we wsi jest tylko kilku rolników z prawdziwego zdarzenia. Tylko jeden z nich trzyma konia. Gdy byłem mały, w każdym obejściu były konie, trzoda, bydło, drób…
- Jak zmieniła się zabudowa?
- Niewiele. Przybyło kilka nowych budynków, a w latach 70. wybudowano bloki i stadion.
- Co jeszcze wspomina pan z sentymentem?
- Zabawy z dzieciństwa. Wykorzystywaliśmy na nie każdą chwilę po szkole i pracy w rodzinnym gospodarstwie. Z kolegami wciąż bawiliśmy się w podchody i jeździliśmy rowerami do lasów koło Starego Dworku. Tam zapuszczaliśmy się w okolice bunkrów. Baliśmy się tych miejsc, ale bardzo nas pociągały. To była nasza tajemnica, bo rodzice zabraniali nam tam bywać. Niezapomniane były też wykopki. W latach 70. i 80 przyjeżdżało na nie wojsko i uczniowie z okolicznych szkół. Pracowałem wtedy w PGR. Wspólnie jadaliśmy posiłki i żartowaliśmy. Młodzież rywalizowała w …obijaniu się, ale cieszyła się, że nie ma lekcji. To były czasy! Trochę ich żal…
- Dziękuję.
Czytaj treści premium w Gazecie Lubuskiej Plus
Nielimitowany dostęp do wszystkich treści, bez inwazyjnych reklam.