Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ten wtorek

DANUTA PIEKARSKA
Jolanta Zdrzalik, od ponad 40 lat związana z Zieloną Górą, przyjechała do nas rok po dyplomie w krakowskiej ASP. W tej pracowni oraz w ukochanym Łagowie powstawały piękne nostalgiczne obrazy o trwaniu i przemijaniu. Stąd trafiały na wystawy w kraju i na świecie.
Jolanta Zdrzalik, od ponad 40 lat związana z Zieloną Górą, przyjechała do nas rok po dyplomie w krakowskiej ASP. W tej pracowni oraz w ukochanym Łagowie powstawały piękne nostalgiczne obrazy o trwaniu i przemijaniu. Stąd trafiały na wystawy w kraju i na świecie. Tomasz Gawałkiewicz
Renata Bonczar z Katowic włączyła komórkę tuż po powrocie z Norymbergi, żeby odsłuchać wiadomości. Pierwsza była o pogrzebie.

- Pobiegłam na autobus. W Krakowie czekał Andrzej Borowski, z nim autem do Sieradza. Do Haliny Nowickiej i Tomasza Klimczyka.
O 7.00 z Haliną i Tomkiem ruszyli do Zielonej Góry. Niepokojąc się, czy zdążą.

Ten wtorek

O 12.50 przed kaplicą na cmentarzu przy Wrocławskiej wciąż przybywa ludzi. Ktoś zauważy delegację z Łagowa. I nieobecność gospodarzy Zielonej Góry.
Na grobie dużo wieńców i wiązanek; najwięcej - pojedynczych czerwonych róż i białych kwiatów.
Wtorkowego popołudnia, przed ośrodkiem Energetyki w Łagowie, gdzie artyści od lat spotykają się na plenerach, rząd samochodów. Pasażerowie siedzą w sali na dole. Oczy mają czerwone. Mówią, że z niewyspania.
Mówią o Joli. Muszą mówić. Żeby oswoić świat bez Niej. I nagle odmieniony Łagów.

Tamten czwartek

Plener w Łagowie jest czymś zwyczajnym. Ten zwyczajny nie był. Był nadzieją. Że wybuch życia w przyrodzie sprawi cud. Jola zawsze odżywała w Łagowie. Ostatniej zimy spędziła tu dwa tygodnie. W lutym mówiła o wyjeździe do Włoch. W środę, 5 maja rozpoczął się ostatni plener z Jolą. Miało być kameralnie. Z Bożeną. Agatą Buchalik-Drzyzgą, Basią Warzeńską ze Szczecina... Nie wszyscy zdążyli dojechać. Ona zdążyła pożegnać ,,swój'' Łagów. Odeszła w czwartek.

Apetyt na życie

- Zawsze na wszystko miała ochotę. Żeby pojechać do Włoch... Żeby wspiąć się do wodospadu w pantofelkach na obcasie... Żeby przejść przez płot, bo tylko stamtąd wyjdzie zdjęcie z widokiem, od którego dech zapiera - Wiktor Jędrzejak z Kalisza w zeszłym roku był z Jolą na plenerze w Poggio.
- Czasem wolałem patrzeć na nią, niż na obraz, którym się zachwycała w muzeum - Andrzej Borowski na łagowskich plenerach był z siedem razy. I bez tego wie: większość artystów to ludzie skupieni na sobie.
Jola była wyjątkiem. Traktowała artystów, jak najbliższą rodzinę. Nie tylko Edward Habdas z Łodzi czuł się w Łagowie, jak w domu.
- Coraz bardziej świadoma życia, wiedziała, czym się cieszyć, co odrzucać. Z pleneru na plener coraz bardziej zachłanna... na pogodę wręcz. Słońce świeciło, jak się cieszyła! Ta dziewczyna nas tak dźwigała... - Aleksandra Fichna-Chełkowska z Gościkowa nie zapomni zaproszenia na plener, które przyszło, jak ratunek.
Jola miała w sobie rzadką wrażliwość. Na piękno. Na drugiego człowieka.
- Uczyliśmy się od niej radości życia - mówią o koleżance, której udało się przenieść wrażliwość dziecka przez kalendarz doświadczeń.
- Dbała o przyjaźnie. Swoje. I między ludźmi.
- Nie znosiła przymusu. Zawsze wolna.
- Heroiczna. Ale bez narzekań.
- Wady?... - zalega cisza. - Miała jedną. Nie dbała o siebie.

Okno bez firanki

Z okna pokoju nr 1, Jej pokoju w Łagowie, widać przestrzeń, jakiej brak za oknami zielonogórskiej pracowni. - Kochała ten pokój, bo światło tam fantastyczne - mówi Aleksandra FichnaChełkowska.
- Nie znosiła firanek. Pierwsze, co robiła po wejściu, to odsłaniała okno - Halina Nowicka nie zapomni tego gestu.
- Lubiła otaczać się pięknymi przedmiotami - Basia wyciąga zdjęcia z pleneru w Buku. Na nich - panie, jakby wyjęte z dawnych czasów. Żeby się tak przebrać, nie sięgały do teatralnych rekwizytorni.
- Miała słabość do starej biżuterii. Ale kapelusze i buty, choć kupowane w sklepach, też były z duszą.
- Zawsze była damą.
Lubiła muzykę. Bacha, Chopina.
Kiejstut Bereźnicki na każdy plener spieszył z wynalezioną wśród muzyki poważnej kasetą. Tego wtorku nie ma go w Łagowie. I jest. Dzięki muzyce, którą przywoził dla Jej radości.
- Bo nikt nie umiał się cieszyć, jak Ona.
- Najważniejsza była sztuka. I ludzie z nią związani.
Śniadanie. Potem - kawa. Jola z radością zaciera ręce: - A teraz idziemy do pokojów malować!... I wszyscy szli.

Sztuka pleneru

Właściwie po co artystom plenery? - pyta jedyna w tym gronie nieartystka. - Żeby powstał obraz, starczy płótno i pędzel...
Teoretycznie - tak. Ale człowiek jest istotą społeczną. Lub - jeśli kto woli energią. Która czasem musi spotkać drugą, żeby z luźnych atomów coś wynikło.
Na plener - jeśli ma być udany - nie można zapraszać ludzi przypadkowych. Kiedy spędza się razem kilka tygodni, muszą się rozumieć, jak marynarze na pełnym morzu. Jola wiedziała, kto może popłynąć razem. A środowisko jest chimeryczne...
- Raz na jakiś czas zdarza się człowiek, który daje i bierze. Z wdzięcznością przyjmowała od nas drobnostki. Dawała nam rzecz bezcenną: poczucie bezpieczeństwa.

Toast w piżamie

Historię łagowskich plenerów jedni liczą od Złotego Grona, plastycznej imprezy, która przeszła do historii sztuki, inni...
- Paweł miał trzy lata - zielonogórska artystka, Bożena Cajdler-Gruszkiewicz zapamiętała syna w scenerii łagowskiego ośrodka ZMS. - Kika, córka Joli - mowa o dorosłej dziś Kindze - podczas polsko - radzieckiego bankietu (wtedy był to już Plener Przyjaźni) razem z Pawłem schodziła ze schodów podczas oficjalnego toastu. Dzieciaki były w piżamach...
Tego wtorku Bożena spyta Renatę Bonczar, co robi jej córka (jak większość rówieśników, kończy studia i wybiera się w świat).
Renata, przez wiele lat - komisarz plenerów w Mikołowie, policzyła: przez ,,jej'' plenery przewinęło się 150 osób. Do Mikołowa artyści jeżdżą od 13 lat, do Łagowa - od ponad trzydziestu.
Jola odgrywała w nim szczególną rolę. Honorowa obywatelka Łagowa - takich tytułów nie daje się bez powodu - miała rzadki dar skupiania ludzi wokół siebie.

Zakwitła

Jej malarstwo rozkwitło w ostatnich latach.
- Tak jest z artystami - mówi Aleksandra Fichna-Chełkowska. - Póki szuka i pałęta się po ścieżkach, są rozterki. Aż nagle otwiera się droga na wprost, pędzel sam ,,sznuruje''; takie szczęście niezwykłe... Człowiek przestaje się bać, zaczyna być pewien siebie wewnętrznie.
- Jej obrazy zawsze miała migoczące kolorami tła. Ostatnio w tle pojawiła się szarość. I to zaniepokoiło mnie naprawdę - mówi mieszkająca na wsi artystka.
To od niej m.in. Jola zwoziła kwiaty do ogrodu, który wspólnie z siostrą-bliźniaczką tworzyła w ukochanym miejscu na ziemi.
Ulubiony kwiat? - Odkąd pamiętam, Jola zawsze chodziła z badylami. Może orlik karpacki? Może kokoryczka wonna?
- Kokoryczka?... - Taka wysoka jest - pokazuje. - Na łodydze - listki, pod spodem - zielone sople. Niemcy mówią na to: pantofelki króla Salomona...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska