Pana problemy zaczęły się od tego, jak został pan złapany na gorącym uczynku w nocy z 12-letnim chłopcem w zielonogórskim hotelu.
Nie na gorącym uczynku! Gdy policjanci weszli do pokoju, ja siedziałem ubrany na fotelu, piłem kawę, chłopak był w łazience. Aresztowano mnie, bo w moim telefonie znajdowało się kilka zdjęć, które zrobiłem 12 lat temu w ośrodku, na samym początku mojej pracy. Wychowawczyni przyprowadziła do mnie chłopca. Miał rodzaj egzemy, był potwornie brudny, ona sama była w rękawiczkach. Byłem wtedy jedynym mężczyzną - opiekunem w internacie. Stwierdziła, że to będzie moje zadanie. Miał się rozebrać, a ja miałem go nauczyć pielęgnacji i smarować go specjalną maścią, przepisaną przez lekarza. Początkowo nie wierzyłem, że tego ode mnie wymagają. Dopiero co skończyłem studia. Zaproponowała, bym zrobił mu zdjęcie i opisał po kolei terapię. Już wtedy zastanawiałem się, że to może kiedyś obrócić się przeciwko mnie. Robiłem te zdjęcia. I rzeczywiście, coś, co miało być w przyszłości moim alibi, stało się gwoździem do trumny.
Ktoś może to potwierdzić?
Pielęgniarka, niestety, już nie żyje, a pracownicy ośrodka byli w tej sprawie przesłuchiwani, czytałem zeznania i część potwierdziła. Nowa pielęgniarka i wychowawczyni grup chłopięcych też wiedziała, że gdy na przykład któryś z chłopców został na boisku uderzony w krocze, to ja, jako przeszkolony ratownik, miałem oglądać, czy nic mu nie jest. Robiłem to w pokojach i na korytarzach, gdzie są kamery. Okazało się jednak, gdy chciałem to odtworzyć, że obrazy po jakimś czasie są kasowane. Zostały zdjęcia w moim telefonie, ale czy miały one charakter pornografii, powinien ocenić biegły. W ośrodku przebywały też upośledzone dzieci. Zdarzało się, że któryś z chłopców włożył sobie w penisa wkład od długopisu. Ja miałem mu go usunąć. Żeby tę moją historię zrozumieć, trzeba znać specyfikę pracy w takim ośrodku. To rodzaj misji. Do ośrodka trafiają dzieci z różnymi upośledzeniami. Niektóre były bardzo zaniedbane, mieszkające w fatalnych warunkach. Moim zdaniem nie zrozumiała tego pani prokurator. Jej drobiazgowość i rodzaj fanatyzmu doprowadziły do mojego skazania. Zarzuty miały 40 stron, były takie, że gdybym rzeczywiście miał to zrobić, sam siebie spaliłbym w piecu...
Całą rozmowę przeczytasz w sobotnio-niedzielnym, 29-30 sierpnia papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?