Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Weteran stracił uprawnienia kombatanckie. "Nic, tylko mundur oddać"

Katarzyna Borek 68 324 88 37 [email protected]
- Przynieś mundur i beret, co ja na froncie nosił! - rozkazuje pan Jan. Chciał być w nim pochowany.
- Przynieś mundur i beret, co ja na froncie nosił! - rozkazuje pan Jan. Chciał być w nim pochowany. Mariusz Kapała
- Jak na psa napluli na mnie tym pismem. Komunistą mnie nazwali. A ja na swoim mundurze wojskowym sierpa i młota nie nosił. Orzełka polskiego ja nosił. Polskiego! - unosi się 91-letni pan Jan.

Jan Trubiłowicz. Lat 91. Z tego niemal 40 lat miał uprawnienia kombatanckie. Miał. - Zanim opowiem, córka, przynieś mi mój mundur i beret, co to ja go na froncie nosił! - rozkazuje pan Jan. - O, niech redaktorka zobaczy: co tu jest na czapce? Orzełek. Jaki? Polski. Bo ja w wojsku polskim był. Z Niemcami podczas wojny walczył. A po niej z tymi, co Polski nie chcieli. Żołnierzem ja był. A mnie teraz od komunistów wyzywają!
- Tato, nikt ciebie nie wyzywa - protestuje córka Zofia.
- Oficjalnie nie. Ale z tego pisma to wynika! Jak czytam je, to jakby kto mi w twarz dał. Napluli na mnie jak na psa. Ja w tym mundurze chciał być pochowany. A teraz to ja chyba go do Warszawy odeślę.
- Ty tata nie komunista. Ty ofiara historii - mówi gorzko syn Eugeniusz. W niego też jakby normalnie piorun strzelił, gdy do ojca przyszło to pismo. Od szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych. A w nim jak byk stało, że pozbawia on stronę uprawnień kombatanckich (a tym samym dodatku pieniężnego). Strona to właśnie pan Jan.

W 1976 roku uzyskał te uprawnienia za udział w walkach z Niemcami, od kwietnia do maja 1945, oraz z tytułu walki zbrojnej o utrwalanie władzy ludowej - w okresie od maja 1945 do kwietnia 1947. Utrwalanie władzy, która wówczas była oficjalnie jedyną słuszną. A teraz już nie. Urząd zabrał panu Janowi uprawnienia kombatanckie, bo nie miał innego wyjścia. Jako organ państwowy ma obowiązek realizować wolę ustawodawcy polskiego i działać na podstawie obowiązujących przepisów. A według nich pan Jan nie mógł zachować uprawnień z żadnego tytułu. Bo służąc w wojsku, był osobą związaną bezpośrednio ze zwalczaniem organizacji oraz osób działających na rzecz suwerenności i niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej. I nie ma znaczenia, że nie udowodniono mu dopuszczenia się żadnego konkretnego hańbiącego czynu. Brał udział w walkach z bandami reakcyjnego podziemia, jak je wówczas nazywano.

- Ja teraz czytam, że ja prawdziwych Polaków zwalczał. A ja to co? Farbowaniec? - pyta pan Jan. - Kazali nam, to jechali my walczyć z tymi, co nie chcieli Polski. Rozkazami rzucali nas, gdzie chcieli. Nic do powiedzenia my nie mieli. Czy to w wojsku można dyskutować? Między sobą to my mogli mówić, co myśleli. A głośno to, co było polityczne. Ale my wierzyli, że my zaprowadzamy porządek. Ostro my walczyli. Strzelali. Ale zginęło też wielu moich kolegów. Za Polskę, nie za Związek Radziecki. Ja też walczył i służył ojczyźnie. Za to uprawnienia i dodatek dostał. A potem zabrali mi 400 złotych miesięcznie. Nie pomyśleli, za co ja będę żył. Lekarstwa kupował. Zabrali i już. Tyle walk ja przeszedł. Zdrowie stracił. I za co oni mnie tak potraktowali? Nie wie ja. Ale ja wie jedno: ja Polak. Ja na mundurze sierpa i młota nie nosił!

- Tata tak ciągle powtarza. I o tym orzełku na czapce... - wzdycha córka. - Mówi, że pismo przyszło i pieniądze zabrali, godność zabrali, a przecież on walczył za Polskę. Gratulacje tyle lat zbierał za to, co zrobił. Jak się ustrój zmienił, też dodatek dostawał i uprawnienia miał. Porucznikiem w 2003 został. Kolejne gratulacje do domu przynosił. Nawet tuż przed tym, jak to pismo pocztą przyszło.
- Nic on z niego nie rozumie. My też nie - syn jeszcze raz czyta urzędową decyzję. - Ze dwadzieścia razy my ją analizowali i nic. Ni ząb nie rozumiemy. Mnóstwo paragrafów, wyroków sądów administracyjnych, wykładni. Mnóstwo historii. A tak mało człowieka.
- Nagrodę mi zabrali, co ja miał za walki! - powtarza pan Jan.
- Dziadek, to nie nagroda, a dodatek - kolejny raz poprawia go córka.
- ... a później wyszło, że ja walczył z patriotami... A mnie wojsko polskie powołało, nie radzieckie! O, proszę - kończy zdania pan Jan. Pokazuje dokumenty, które przechowuje w domu. A w nich czytamy na przykład, że dwudziestokilkuletni Jan Trubiłowicz, jako zastępca dowódcy plutonu, wywiązywał się ze swoich obowiązków dobrze, biorąc udział w operacjach przeciwko bandom. - A dziś bohaterom... - wzdycha syn. - Ale czy ci, co z nimi walczyli, wiedzieli, że tak po latach się ułoży? Przecież oni swoje, a nie cudze życie narażali. Wszystko to przekreślili, odbierając uprawnienia. Jak można tak zrobić?

- Tata nie był generałem, który decydował, gdzie jechać, z kim walczyć - dziwi się córka. - Chciał być w mundurze pochowany. A teraz mówi, żeby spakować go w paczkę i odesłać do Warszawy. Niewiele mu już tego życia zostało, a teraz czuje, jakby jego kawałek został mu odebrany. Szkoda gadać, w jakim my państwie żyjemy...
- Stary już ten mundur - ożywia się pan Jan. - Za darmo mi go nie dali. Mnie najwięcej to boli, serce boli, że mnie powiedzieli, że ja sierp i młot.
Odwołanie, jakie wysłali do urzędu kombatantów, nic nie dało. Decyzja dotycząca odebrania uprawnień musiała zostać utrzymana w mocy.
- Nic nie wskóramy, wiemy - mówi syn. - Historii nie odwrócimy. Historia już została odwrócona.

Przeczytaj też: Ludwik Konopacki, ostatni żyjący w powiecie nowosolskim Żołnierz Wyklęty, został uhonorowany

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska