Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Polska uciszyła piekło irańskich trybun. Wracamy z Teheranu z tarczą (wideo)

AIP
Podczas niedzielnego meczu na Polaków nie było mocnych.
Podczas niedzielnego meczu na Polaków nie było mocnych. Sylwia Dąbrowska/PolskaPress
Polscy siatkarze po kapitalnym meczu pokonali w Teheranie Iran 3:1 i są już o krok od awansu do turnieju finałowego Ligi Światowej.

Niedzielne starcie było decydujące

Po sobotnim zwycięstwie Stanów Zjednoczonych w Kaliningradzie z Rosją 3:1 sytuacja siatkarzy Polski i Iranu była jasna - niedzielne starcie właściwie decydowało o awansie jednej lub drugiej drużyny do turnieju finałowego Ligi Światowej. Teoretycznie wprawdzie wszystko było jeszcze możliwe, ale trzeba pamiętać o jednym - Irańczycy fazę grupową zakończą meczami u siebie z najsłabszą w grupie Rosją, a biało-czerwoni walczyć będą w Krakowie z Amerykanami, zdecydowanymi liderami grupy.

Trener Stephane Antiga zdecydował się na rozpoczęcie meczu takim samym składem, jak w piątek. Wśród rezerwowych znów został Fabian Drzyzga, a grą drużyny kierował Grzegorz Łomacz. Sposób myślenia selekcjonera polskiej drużyny był oczywisty - na treningach Łomacz zdecydowanie częściej ćwiczył w parze z Jakubem Jaroszem, który musiał zastąpić kontuzjowanego Bartosza Kurka. O ile w pierwszym spotkaniu z Iranem Jarosz nie wypadł zbyt dobrze, o tyle wczoraj był czołową postacią polskiej drużyny. Ale Łomacz zagrał tylko pierwszego seta, bo po tym, jak w ostatniej akcji źle rozegrał piłkę Antiga zastąpił go Drzyzgą.

Szybko okazało się, że była to znakomita decyzja, bo po porażce w pierwszej partii biało-czerwoni w drugiej zagrali znakomicie. Inna sprawa, że swoje zachowanie opanowali wreszcie sędziowie, którzy tak w piątek, jak i w pierwszym secie niedzielnego meczu "mylili" się na korzyść drużyny Iranu. Swoje dokładały również osoby obsługujące system challenge, sprawiające wrażenie, jakby pierwszy raz obsługiwały komputer.

Atmosfera w teherańskiej hali była piekielna. Potrafiła zablokować zapały nawet najlepszych sportowców. Niektórzy z naszych korzystali ze stoperów w uszach!

Mecze w wypełnionej po brzegi niezwykle głośnymi kibicami hali Azadi Sport Complex w Teheranie można wygrać tylko wtedy, jeśli gra się dużo lepiej od gospodarzy. Atmosfera teherańskiej hali jest nieporównywalna do żadnego innego siatkarskiego obiektu na świecie. Potrafiła związać nogi nawet najlepszym graczom. Niektórzy z polskich siatkarzy podczas niedzielnego meczu korzystali ze stoperów w uszach, dzięki czemu doping irańskich kibiców nie robił na nich wrażenia. A i sędziowie mieli mniej okazji, by mylić się na naszą niekorzyść.

Od drugiego seta biało-czerwoni do niezłej gry w ataku dołączyli trudną zagrywkę, czym potrafili wypracować sobie przewagę. Wprawdzie gracze trenera Slobodana Kovaca zarówno w drugiej, jak i trzeciej partii kilkakrotnie zbliżyli się do Polaków, to jednak wygrać nie zdołali. Ba, Polacy potrafili doprowadzić do sytuacji, gdy w hali na moment robiło się cicho. To najlepiej pokazuje, że zagrali naprawdę dobrze.

Po drugim i trzecim secie biało-czerwoni wygrali 25:20 - było już jasne, że Irańczycy przed ostatnim weekendem Ligi Światowej nie wyprzedzą mistrzów świata w tabeli. Celem było jednak końcowe zwycięstwo, bo w tym sezonie o kolejności w tabeli decyduje liczba wygranych meczów, później punktów, a dalej stosunek setów, małych punktów i w końcu bezpośrednie spotkania. Liczba zwycięstw jest więc bezcenna.

Coraz mniejsza pewność siebie i nerwowość zgubiła gospodarzy.

Czwartego seta polski zespół rozpoczął znakomicie, który po dwóch blokach Jarosza i Mateusza Bieńka prowadził 4:1. Irańczycy zdołali się podnieść, jeszcze przed pierwszą przerwą techniczną wyszli nawet na jednopunktowe prowadzenie, ale coraz częściej było widać nerwowość w drużynie Kovaca, a Polacy grali niezwykle spokojnie. W najtrudniejszych momentach ciężar gry na własne barki brał kapitan zespołu Michał Kubiak, który - już to widać - stał się niezwykle ważnym elementem zespołu Stephane Antigi. Kubiak zawsze imponował charakterem i ambicją, ale teraz coraz częściej zaczyna do tego dokładać kapitalne wyszkolenie techniczne.

Na Polaków nie było mocnych. Między przerwami technicznymi zespół Antigi wypracował sobie nawet pięciopunktowe prowadzenie, a później powiększył je do sześciu punktów (18:12 po ataku Miki) i pewnie wygrali cały mecz 3:1.

W poniedziałek, 29 czerwca polski zespół wróci do kraju. Biało-czerwoni już o godz. 2 czasu polskiego musieli opuścić hotel. Po przylocie do Warszawy od razu pojadą autokarem do Krakowa, gdzie w piątek i sobotę o godz. 20.25 zmierzą się z Amerykanami. Do awansu do turnieju finałowego Ligi Światowej w Rio de Janeiro Polacy potrzebują dwóch punktów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska