Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Dziekanowski: W piłkę grają wszyscy

Andrzej Flügel
Dziekanowski ma 53 lata. W reprezentacji narodowej rozegrał 63 spotkania, w których strzelił 20 bramek.
Dziekanowski ma 53 lata. W reprezentacji narodowej rozegrał 63 spotkania, w których strzelił 20 bramek. Bartek Syta
- Myślę, że pomysł, o którym słyszałem, czyli połączenie sił żużla i futbolu jest dobry - mówi były reprezentant Polski Dariusz Dziekanowski

- Co pan robi w Zielonej Górze?
- Przyjechałem na mecz żużlowy Falubazu z Unią Leszno. Od dawna miałem zaproszenie, ale nie mogłem skorzystać, bo ciągle coś mi wypadało. Wreszcie się udało. Jeżdżą tu znakomici zawodnicy, których warto obejrzeć.

- Pan, człowiek futbolu, na żużlu?
- Czemu nie? Lubię ten sport. Jestem pod wrażeniem umiejętności zawodników. To bardzo trudna dyscyplina, w której trzeba być bardzo odważnym i co chwilę ryzykować. Zresztą speedway i futbol mają wiele wspólnego, choćby z tego powodu, że na boisku i na torze trzeba szybko podejmować decyzję.

- Za panem udana kariera piłkarska...
- Napisałem o tym książkę "Dziekan". Jest tam o wielu sprawach, także tych trudnych i niekoniecznie związanych z boiskiem. Zresztą kariera, tak w żużlu jak i w futbolu, ma różne zakręty. Wywrotki mają nie tylko żużlowcy

- Jest w książce o tych 21 milionach, jakie za pana zapłacił Widzew, o czym mówiła kiedyś cała Polska?
- Oczywiście. Napisałem, gdzie je wtedy ulokowałem, a nawet gdzie teraz się znajdują.

- To jeszcze są?
- Oczywiście, jest też tam o procencie, jaki narósł przez te wszystkie lata. Ciekawe rzeczy.

- Na Ziemi Lubuskiej bywa pan bardzo rzadko...
- Niestety, tak. O ile pamiętam, grałem w Nowej Soli w barwach Gwardii Warszawa przeciwko Dozametowi w drugiej lidze. Z kolei w Zielonej Górze spędziłem kilka dni. Byłem tu jako trener kadry U-14. Graliśmy eliminacje do mistrzostw Europy. Z mojej kadry ze znanych dziś zawodników występowali wtedy Grzegorz Krychowiak, Maciej Rybus i Michał Janota. Zajęliśmy wtedy drugie miejsce, za Belgią. Miło wspominam ten pobyt. Było to kilkanaście lat temu i wasz stadion dysponował boiskiem ze sztuczną nawierzchnią, co wówczas było rzadkością.

- Pewnie patrzy pan na nas z wysokości Warszawy i wielkiej piłki. Jak pan ocenia, czemu jesteśmy futbolową pustynią?
- Zdolnych, młodych zawodników nigdy u was nie brakowało. Myślę, że u was piłce ciężko wygrać z żużlem, na którym koncentruje się zainteresowanie kibiców, ale też sponsorów i decydentów. Myślę, że pomysł, o którym usłyszałem, czyli połączenie sił żużla z futbolem jest dobry. Jeśli jeszcze wspomogą ten projekt władze miasta, to może się udać. Na piłkę jest zapotrzebowanie zawsze i wszędzie. To sport masowy, wszyscy w nią grali albo grają lub będą grać. To powinno się wykorzystać. Przecież Falubaz to znana marka, a skoro ludzie, którzy pracowali na nią, chcą przenieść swoje umiejętności na futbol, to jest szansa na sukces.

- Jeśli działacze zwrócą się do pana o jakąś pomoc, to nie odmówi pan?
- Oczywiście, że nie odmówię. Pierwsze rozmowy były już dzisiaj.

- Miał pan znakomitą technikę, w jednym meczu pucharowym strzelił pan cztery gole, grał pan w reprezentacji. Patrząc za siebie, to czy nie myśl pan, że można było jeszcze więcej osiągnąć?
- Ta niezła technika, rzeczywiście była moim znakiem firmowym. Nie miałem takiej szybkości, jaką na prostej rozwijają Hampel czy Protasiewicz, ale rzeczywiście rywala potrafiłem minąć. Każdy zawodnik po zakończeniu kariery ocenia czy nie mógł osiągnąć czegoś jeszcze i zdecydowana większość dochodzi do wniosku, że tak. U mnie jest podobnie.

- Miał pan w karierze kilka zakrętów, był pan krytykowany...
- To prawda. Dziś na to patrzę z innej perspektywy. Często złościłem się na nagabujących mnie dziennikarzy po jakichś wydarzeniach z moim udziałem. Dziś pewnie reagowałbym inaczej. Do dziennikarzy, podobnie jak do rywali na boisku, trzeba podchodzić z odpowiednią techniką. Nie ma sensu walić głową w mur. Media potrzebują sportowców, ale oni też potrzebują przychylności prasy.

- Był pan zawodnikiem Legii. Obroni tytuł?
- Boję się, że nie, ale coś się jeszcze może zdarzyć, przecież czasem wszystko rozstrzyga się w ostatniej chwili. Legia była po jesieni za pewna. Wiosnę ma, moim zdaniem, fatalną. Nie ma swojego stylu, zawodnicy, których wartość dla zespołu powinna wzrastać, obniżyli loty. Nie rozumiem, czemu taki napastnik jak Orlando Sa jest rezerwowym. Gdyby grał regularnie, przecież tych goli dla Legii byłoby więcej! Dziwna była ta polityka kadrowa. Czasem trenerzy chcą udowodnić za wszelką cenę, że mają rację. Tak jest z Legią.

- O naszą reprezentację chyba wreszcie możemy być spokojni?
- Jeśli wygramy z Gruzją, a jestem o tym przekonany, będziemy w komfortowej sytuacji. Stworzył się nam zespół, a przełomowym momentem było zwycięstwo z Niemcami. Wielu zawodników poczuło, że tytułów i zaszczytów nie zdobywa się tylko w klubie, a świetnym miejscem do tego jest reprezentacja.

- Co pan teraz porabia?
- Żyję ciągle z tych 21 milionów. To oczywiście żart. Jestem delegatem UEFA, przewodniczącym Klubu Wybitnego Reprezentanta. Ostatni rok poświęciłem na napisanie książki. Mam pewien plan związany ściśle z futbolem, ale na razie wolę nie ujawniać, co to jest. Bo jak człowiek związał się z piłką, to całe życie ją kocha.

Wszystko o finale Ligi Mistrzów Juventus - Barcelona przeczytasz tutaj: Juventus - Barcelona live online

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska