Stal przegrała kolejny mecz u siebie. Tym razem z tarczą wyjechali nie najsilniejsi przecież torunianie. Na domiar złego gorzowianie mają w perspektywie mecze w Zielonej Górze i Wrocławiu. Scenariusz pisze się niewesoły. Próżno było w niedzielnym meczu szukać choćby światełka w tunelu. Jest jak jest czyli Bartosz Zmarzlik, potem Niels Kristian Iversen i nikogo poza nimi. Słabo to wygląda. Daleki jestem od czarnowidztwa i podpisania się pod opinią, że mistrz może pożegnać się z ligą. Wygłaszanie takich sądów w połowie maja jest pozbawione sensu. Jeśli już jednak pomyśleć o obronie tytułu, to ta jest poważnie zagrożona. Bez awansu do czwórki to niemożliwe, a czołówka ma już kilkupunktową przewagę. Robi się podbramkowo i punkty potrzebne są od zaraz. Nerwy nie są dobrym doradcą, a przecież - tak bywa zawsze i wszędzie - mieszających w kotle nie brakuje. Raz po raz ktoś dorzuca do pieca i jeszcze wiele usłyszymy. Honorowo zachował się Piotr Paluch oddając się do dyspozycji zarządu. Co zrobi zarząd? Z pustego "Bolo" nie naleje i każdy inny też. W Gorzowie się dzieje i chyba pierwszy raz w historii lubuskie derby schodzą nad Wartą na dalszy plan.
Gorąco na północy, a na południu sielanka. Pretendent do mistrzowskiego tytułu zdał pierwszy wyjazdowy egzamin. Zwycięstwo we Wrocławiu ma swoją wartość, ale z popadaniem w samo zachwyt bym poczekał. Koncentracja musi być wzorcowa, bo w niedzielę przy W69 pojawi się rozdrażniony mistrz. Falubaz czeka kolejny test. Pozytywnie drugi wyjazdowy egzamin zaliczyła Unia, ta z Leszna. Też pretenduje i siłę wyliczoną na papierze potwierdza na torze. Duet zielonogórsko-leszczyński wyraźnie ucieka stawce. Póki co mamy jednak ligę dwóch prędkości. Najważniejsze, że ciekawą.
Tego nie można powiedzieć o cyklu Grand Prix. Po kompromitacji warszawskiej, mieliśmy fińską nudę. Puste trybuny, "śnieg" na płycie, o rywalizacji na torze nawet nie wspominam. Finom współczuję. Organizatorzy cyklu od kilkunastu lat przekonują, że robią wszystko, by promować dyscyplinę. Wizytami w Tampere robią coś zupełnie odwrotnego. Uparte trwanie przy dwunastu imprezach, z torami czasowymi, których nikt nie potrafi budować zabija żużel. Po co, na co i w imię czego, ja się pytam. Na Pragę też nie liczę, bo tam bez Polaków trybuny od dawna świecą pustkami, a na twardym torze Marketa - dbają o to promotorzy cyklu - ostatnią mijankę widziano w poprzednim stuleciu.
Praga ma jeden atut. Jest blisko. Z Tampere żużlowcy gonili na łeb na szyję, by zdążyć na ligę. Zdążyli. W kilku przypadkach - w sobotę mieliśmy jeszcze masę międzynarodowych eliminacji - nocne podróże wyraźnie odbiły się na dyspozycji zawodników. Szkoda. Miniona niedziela miała być wolna od ligi. Przeniesiona inauguracja te plany zweryfikowała. Takie jest życie żużlowca. Inaczej z działaczami. Dziesiątki z nich po takim turnieju odpoczywają, a dba o to żużlowa centrala. Przecież po Grand Prix w Warszawie ligowej kolejki nie było. Żużel na Narodowym to była udana impreza.
Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?