Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moim zdaniem: Przystawka i odtrutka

Andrzej Flügel
Andrzej Flügel
Andrzej Flügel Archiwum GL
Czym bliżej maja tym bardziej zbliżają się decydujące mecze w futbolu, ale też w koszykówce. Kiedyś gdy piłka pogrążona była w korupcji przełom maja i czerwca obfitował w różne ciekawostki.

Nagle ożywiali się outsiderzy. Do tej pory męczyli siebie i widzów, a nagle dostawali jakiegoś wiosennego przyspieszenia i wygrywali z kim popadnie. Sędziowie nagle zaczynali jakby mieć bardziej wyostrzony wzrok i co chwilę dyktowali rzuty karne. Co ciekawe przeważnie strzelały je zespoły "potrzebowskie". Pewnej wiosny pasjonowała mnie liczba jedenastek podyktowanych dla jednego trzecioligowego zespołu w rundzie wiosennej. Było ich łącznie 18 plus dwa niewykorzystane. Ponoć nie byłem jedyny, który na to zwrócił uwagę więc wszczęto dochodzenie. Nie dało nic, bo stwierdzono, że skoro w polu karnym jest faul, to trzeba wskazać na jedenastkę. A że akurat tak się farci tej wiosny jednemu zespołowi? Cóż, życie... Tak więc było wesoło, ale dla tych którzy padali ofiarą tych numerów nie do śmiechu.

Ale jak mi powiedział pewien drugoligowy działacz, że uczciwi i naiwni to grają w sobie trzeciej lidze, a skoro się wlazło między wilki to trzeba gryźć jak one. Dziś kiedy po tamtych czasach zostały tylko wspomnienia i barwne opowiadania futbolowych wujów i piłkarzy jest jakby mniej kolorowo. "Nuda... Nic się nie dzieje, proszę pana. Nic", chciałoby się powtórzyć słynne stwierdzenie inżyniera Mamonia z "Rejsu". Narzekał ostatnio pewien stary działacz, taki który w oparciu o bufet załatwił niejedną jedenastkę. - Żeby zdobyć trzy punkty trzeba wygrywać. Co za czasy! - kwękał. - Zespół, który już i tak spadł walczy jak lew, mimo że nikt mu nic nie obiecał. Sędziowie? Zaprogramowani jak automaty. Nie piją wódki, nie imprezują, boją się własnego cienia. Kwalifikatorzy? Dramatyczne sztywniactwo. Gdzie te wesołe chłopaki, które zaraz po przyjeździe na stadion wołali o flaszkę i tatara?
Mówiłem mu, że może jest bardziej nudno, ale przecież normalniej. Nie dał się przekonać.

Do redakcji zadzwonił Czytelnik. Złożył krótkie oświadczenie. Powiedział, że po naszych tekstach postanowił, mimo iż kiedyś obiecał sobie, że już nigdy, raz jeszcze przyjść na stadion na trzecioligowy mecz. Na swoje nieszczęście wybrał się na spotkanie Stelmet UKP Zielona Góra - Piast Karnin Gorzów. Po tym co zobaczył, szczególnie w drugiej połowie, postanowił tym razem nieodwołalnie: nigdy więcej! Ponieważ Czytelnik nie dał nam szans na dyskusję bo po wygłoszeniu tego co miał wyłączył się, apeluję do niego by nie rezygnował. Nieobecni nie mają racji. Rzeczywiście po czymś takim co oglądaliśmy można się zniechęcić, ale przecież futbol wymaga ofiar. Przecież nie każdy mecz jest takim dramatem jak to nieszczęsne spotkanie.

Albo jeszcze inaczej. Zastosujemy taką oto kurację.Proponuję dla odtrutki półfinał Ligi Mistrzów FC Barcelona - Bayern Monachium. Wcześniej na przystawkę finał Pucharu Polski Legia - Lech, a potem powrót na trzecią ligę. OK?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska