Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moim zdaniem: Sprawa jest, ale winnych nie ma...

Andrzej Flügel
Andrzej Flügel
Andrzej Flügel Archiwum GL
O jajach żużlowych na stadionie Narodowym powiedziano już niemal wszystko. Nie będę więc eskalował okrzyków grozy, nabijał się, pisał o skandalu. Przywołam moje tezy, które stawiam od lat i za które obrywam zarówno od redakcyjnych kolegów, a także od kibiców, szczególnie tych zapatrzonych w swoją dyscyplinę.

Chodzi o jej prowincjonalność i niszowatość. Ona czuje się świetnie w małych ośrodkach, tam jest jej naturalne zaplecze. W skali światowej jest popularna zaledwie w kilku krajach, w pozostałych o wiele długości za Formułą 1 czy wyścigami motocyklowymi. Nie są nią zainteresowani wielcy sponsorzy, a także najbardziej znane stacje telewizyjne. Do tego dochodzi przaśność działaczy, brak pomysłu, jak zerwać z ową prowincjonalnością i jak sprawić, żeby wreszcie było lepiej, mądrzej i bardziej profesjonalnie, bez ocierania się w pewnych momentach o kicz.

Pokażcie mi poważną federację, która odda przeprowadzanie mistrzostw prywatnej firmie, po to by ta uczyniła sobie z wyłaniania najlepszych stałe źródło dochodu. Pokażcie mi gospodarza zawodów, którego nie obchodzi, co się wyrabia na jego obiekcie, nie monitoruje czy jest wszystko w porządku, a jak jest wtopa od razu mówi: to nie ja! Znajdźcie też organizatora, który nie ma pod ręką czegoś tak prostego, jak rezerwowa maszyna startowa. Coś takiego nie mogłoby się wydarzyć w innej dyscyplinie, choć rzeczywiście przed kilkoma miesiącami musiano na stadionie Narodowym odwołać mecz piłkarski Polska - Anglia. Tyle, że tam sprawa była jasna od początku: zawalił idiota, który, mimo trwającego kilka godzin deszczu, nie zasunął dachu. Tu nie ma sprawców. Jedni zwalają winę na drugich. Gadają o odszkodowaniach pozwach i sądach, pojawiają się oświadczenia. Najbardziej żal mi kibiców, którzy kochają speedway i już. Ja to rozumiem i popieram tę miłość, choć razi mnie porównywanie z futbolem i uważanie żużla za najważniejszy na świecie, choć w rzeczywistości tak nie jest.. Ale co tam, miłość bywa ślepa i nie wybiera. Fani przyjechali z całej Polski, liczyli na wielkie święto, a tu taka kucha...

Zawsze myślałem, że najdłużej trwają mecze w ping pongu. Kiedyś, gdy w setach jeszcze grano do 21 punktów nieopatrznie wyraziłem chęć pójścia na spotkanie w ekstraklasie i zrobienie z niego relacji. W hali spędziłem cztery godziny i myślałem, że zniosę tam przysłowiowe jajo. A co mają powiedzieć kibice zgromadzeni w niedzielę w hali CRS-u, kiedy druga część tenisowego meczu Polska - Szwajcaria zaczęła się o 12.00, a skończyła o 20.00? To czyste szaleństwo i żadne spotkania nie powinny trwać tak długo. Jak mi powiedział pewien kolega, po pięciu godzinach spędzonych w hali nie myślał już o tym, że musimy wygrać, tylko żeby to się wreszcie skończyło.

Wszystkim tym, którzy zacierali już ręce z powodu zadyszki Legii i rzekomo skutecznej pogoni poznańskiego Lecha oświadczam, że wieści o śmierci warszawskiego klubu są przesadzone.

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska