Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jerzy M. zamordował Martę. - W sądzie zapytam, za co zabił mi córkę - mówi matka ofiary

Piotr Jędzura
Jerzy M. został oskarżony o zabójstwo swojej partnerki Marty.
Jerzy M. został oskarżony o zabójstwo swojej partnerki Marty. Piotr Jędzura
Jerzy M. zamordował swoją partnerkę Martę. Zrobił to na oczach ich rocznej córeczki, w dodatku w dzień jej pierwszych urodzin. - W sądzie zapytam tę bestię w ludzkiej skórze, za co zabił mi córkę - mówi Barbara Witkowska, wychowującą dzieci zamordowanej Marty.

2 stycznia 2014 r. Dzień urodzin rocznej wtedy Wiktorii. Malutka z mamą były w domu. - Mieliśmy razem obchodzić urodziny Wiktorii - wspomina mama Marty, Barbara Wróblewska z Chotkowa w powiecie żagańskim.

Jerzy i Marta poznali się ponad 6 lat przed tragedią w Zielonej Górze. Marta była wtedy sprzedawczynią w sklepie z butami, a Jerzy klientem. Zaiskrzyło, zaczęli się spotykać. - Płakałam, prosiłam, by od niego odeszła. Od samego początku wiedziałam, że to nie jest partner dla niej, czułam to - mówi pani Basia. Para była jednak razem.

Pierwszy urodził się Dawid. Przez jakiś czas oboje mieszkali w domu pani Barbary. - Nic nie robił. Pracował w żandarmerii wojskowej, ale po trzech latach poszedł na rentę - mówi pana Basia. Całymi dniami tylko leżał na kanapie. Jerzy był sędzią piłkarskim. Gwizdał podczas lokalnych meczów. - Nic innego go nie interesowało, tylko te jego meczyki w telewizji całymi dniami - mówi B. Witkowska.

Tak mijały lata. Pani Basia płakała i prosiła córkę, żeby odeszła od Jerzego. Zapewniała, że pomoże przy dziecku. W końcu Jerzy i Marta zdecydowali się na zakup mieszkania w Zielonej Górze. Kredyt zaciągnęli razem z rodzicami Jerzego. Wprowadzili się i zamieszkali. Było jednak coraz gorzej. - Córka cierpiała, ale nic nie mówiła - przyznaje B. Witkowska.

Zobacz też: Morderstwo w bloku na Lisiej. Jerzy M. usłyszał zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem
W końcu Jerzy pobił Martę. - Dawidem podczas awantury rzucił o szafkę z butami - opowiada B. Wróblewska. Pękło w związku na dobre. Marta odeszła od Jerzego, została sama w mieszkaniu przy ul. Lisiej. Jerzy wrócił do rodziców. To było w październiku.

2 stycznia pani Basia ostatni raz rozmawiała z córką przez telefon, krótko. - Około godz. 11.45. Powiedziała mi przez telefon, że do mnie oddzwoni, była zdenerwowana - wspomina pani Barbara. Marta jednak już nie oddzwoniła. - Czułam, że coś się stało - wspomina Barbara Witkowska. Późnym wieczorem, 2 stycznia, mama Marty z mężem pojechali z Chotkowa do Zielonej Góry. Marty nie było w domu. Powiadomiono policję. Dzieci znalazły się u brata partnera Marty. Płakały. - Zabrałam je do siebie, wtedy już wiedziałam, że Marta nie żyje - wspomina trudne chwile pani Basia. 3 stycznia wieczorem znaleziono ciało Marty. Było ukryte w piwnicy w bloku, w którym mieszkała. Morderca zadał jej kilkanaście ciosów nożem w twarz i głowę.

Co się wydarzyło w wieżowcu przy ul. Lisiej? Prawdopodobnie Jerzy wszedł do mieszkania Marty, miał klucze. Nie oddał ich po rozstaniu z Martą. - Ta bestia weszła do domu i nożem zaatakowała Martusię - mówi pani Basia. Zadał kobiecie wiele ciosów w szyję i głowę. - Wszystko zrobił na oczach rocznego dziecka i to w dzień jej urodzin - płacze pani Basia.

Ciało Marty wyniósł do piwnicy, którą wcześniej przygotował. Widziała go tam wcześniej sprzątaczka. Worki, w których ukrył ciało, miał w samochodzie. Po tym jak zamordował Martę i wyniósł jej ciało do piwnicy, wrócił i dokładnie posprzątał mieszkanie. Po wszystkim zabrał Wiktorię i pojechał po Dawida do przedszkola. Powiedział, że mama wyjechała do pracy za granicą. Dzieci zostawił u brata, a sam uciekł i ukrył się w lesie. Został zatrzymany dwie godziny po tym, jak odkryto ciało Marty. Wyszedł z lasu pod Nowogrodem Bobrzańskim i trafił w ręce policji.
Dziś pani Basia sama wychowuje dwójkę dzieci: Marty i Jerzego. Mecenas Anna Drobek z Zielonej Góry zadbała o zabezpieczenie dzieci. - Szczególnie ważny był udział w mieszkaniu należącym do ich ojca i matki. Wystąpiłam również o alimenty na rzecz dzieci - mówi mecenas Drobek, która razem z panią Barbarą będzie w sądzie oskarżycielem posiłkowym.

Pani Basia została sama z dwójką dzieci. - Nikt z rodziny Jerzego się nimi nie interesuje - mówi Witkowska. Dawid chodzi do szkoły do pierwszej klasy. Dwuletnia Wiktoria jest cały czas w domu. - Powtarza: mama, nóż, oko, głowa i pokazuje ręce, ona widziała jak ojciec mordował matkę - mówi zmartwiona pani Basia. Przy dzieciach, po pracy, też pomaga mąż pani Basi.

Jerzy wkrótce stanie przed sądem. Prokuratura, po rocznej niemal obserwacji psychiatrycznej, postawiała mu zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Grozi za to dożywocie. Biegli uznali, że Jerzy M. może stanąć przed sądem, mimo że zasłaniał się chorobą psychiczną (podczas przesłuchań raz nie przyznawał się do zbrodni, po chwili, mówił, że to zrobił, ale nie pamięta całego zdarzenia). Pani Barbara nie chce, by Jerzy wyszedł z więzienia, bo obawia się o dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska