Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nowa Sól - miasto z kryminalną przeszłością. Dlaczego miało złą sławę?

Dariusz Chajewski 68 324 88 79 [email protected]
Ładnych kilka lat temu na końcu ulicy Wesołej ktoś namalował mural. Pasuje do zdania prokuratora Łukasza Wojtasika, że przestępcy są coraz młodsi.
Ładnych kilka lat temu na końcu ulicy Wesołej ktoś namalował mural. Pasuje do zdania prokuratora Łukasza Wojtasika, że przestępcy są coraz młodsi. Filip Pobihuszka
Przez kilkadziesiąt lat Nowa Sól uchodziła za gniazdo wszelkiego zła. Koszmarna sława nie była bynajmniej tylko lokalną. O kolejnych wydarzeniach z miejscowej kroniki kryminalnej rozpisywała się prasa nawet w czasach, gdy nie szukano jeszcze za wszelką cenę morderstwa na pierwszą stronę.

Śmierć dzieci na ogródkach działkowych czy 5 osób martwych na ówczesnej ulicy 22 Lipca, a do tego słynna sprawa cygańska, strzelanina przed "Polonią", pogrzeb narkomanki z Zatorza... Te historie obrosły prawdziwą legendą.

- Kiedyś w lesie pod Nową Solą zatrzymaliśmy parę przestępców poszukiwanych listem gończym - wspomina prokurator Jan Wojtasik, przez lata prokurator rejonowy w Nowej Soli i okręgowy w Zielonej Górze. - Jak później usłyszeliśmy, spodziewali się, że tutaj, w mieście jak z Dzikiego Zachodu, łatwiej znikną w tłumie. Byli z Łodzi.

Kiedy to się zaczęło? Gdy prokurator Wojtasik rozpoczynał pracę, spotkał prokuratorów, którzy zaczynali karierę u progu lat 50. Jak opowiadali, zaraz po wojnie przesiedlono tutaj w trybie administracyjnym niepożądane dzielnice Warszawy. Ich mieszkańców zainstalowano w domach przy ulicach Wesołej i Hutniczej. Szczególnie pierwsza z nich zapisała się w annałach kryminalnych miasta. Później przez kilka pokoleń w kartotekach policyjnych pojawiały się te same nazwiska, gdyż skłonność do grzechu przechodziła z ojca na syna. Do tego port. Tak, tak, Nowa Sól była miastem portowym. Przy nabrzeżu cumowały barki, czasem w kilku rzędach, pełną parą pracowała stocznia. A za marynarzami - cytując jednego ze starszych nowosolan - ciągnęła tutaj k... i złodziej. Na tyle skutecznie, że przyportowe bary tętniły nocnym życiem, a "normalni" nowosolanie i patrole obywatelskiej milicji omijały to miejsce szerokim łukiem. Pojawiali się zazwyczaj, gdy któryś z imprezowiczów utopił się w portowym kanale. Często z czyjąś pomocą.

Przyportowe bary tętniły nocnym życiem, a "normalni" nowosolanie i patrole obywatelskiej milicji omijały to miejsce szerokim łukiem

- Natomiast nie zgadzam się z kolejnym nowosolskim stereotypem, to znaczy z tym, że wpływ na wysoki poziom przestępczości miało duże środowisko romskie - tłumaczy Wojtasik. - Z wyjątkiem słynnej sprawy cygańskiej, która wybiegła poza romskie środowisko za sprawą rozmiarów, zazwyczaj wszystko działo się w ramach tej społeczności. A nawet jeśli byli na bakier z prawem, nie łamali prawa w swojej miejscowości.

I jeszcze jeden element układanki. Świat hoteli robotniczych. W Nowej Soli działało kilka dużych, nawet jak na ówczesną skalę, zakładów przemysłowych. Tutaj także przez kilkadziesiąt lat ciągnęli ludzie, którzy chcieli znaleźć przyszłość lub... zgubić pościg. Można to porównać z tym, co działo się w czasach budowy Nowej Huty.

Lata 60. to początki narkotyków i narkomanii. Nowa Sól zaczęła tę przygodę zaskakująco wcześnie. I inicjatorem nie były wcale środowiska marginesu, ale... złota nowosolska młodzież. To dla nich najpierw ściągano narkotyki z Wrocławia, ogołacano makowe pola w okolicy Głogowa. W żyłę płynęło najgorsze świństwo, czyli słynna polska hera. Sami narkomani nie byli groźni. I jak gorzko mówią emerytowani już nowosolscy policjanci, w większości nie dożyli kolejnej fali narkomanii. Natomiast w Polskę szły legendy o tłumnych pogrzebach ofiar złotego strzału, na które zjeżdżać miały stada narkomanów z całego kraju. I opowieści o "przewałach". Jak o handlarzu, który przywoził słomę makową workami i deponował ją w "Kopciuszku", najsłynniejszej nowosolskiej kawiarni. W szatni.

Nową erę rozpoczął przełom lat 80. i 90. Nie wiadomo dlaczego to nowosolanie znaleźli się w pierwszej fali, która ruszyła na podbój zachodu. I trudno powiedzieć, czy pierwsi byli złodzieje samochodów, czy słynna juma. Natomiast i jedni, i drudzy sprawili sobie stare bmw, audi i białe czapeczki z daszkiem. I kije baseballowe do bagażnika.

- Wtedy także pojawiły się coraz lepiej zorganizowane i wyspecjalizowane grupy przestępcze - dodaje prokurator Wojtasik. - Z jednej strony nowosolan próbowały zdominować silne gangi działające w Polsce, nawet te słynne, z okolic Warszawy, z drugiej nasi zaczęli wychodzić poza granice miasta, budując struktury regionalne. W tym czasie obserwowaliśmy inne niezwykłe zjawisko. W Nowej Soli drastycznie spadła przestępczość przeciwko mieniu. Powód był banalny, nasi złodzieje woleli działać za zachodnią granicą.

Miesiąc po miesiącu padały kolejne firmy. Młodzi nawet z tzw. dobrych rodzin nie widzieli dla siebie przyszłości, a w Nowej Soli krzyżowały się ścieżki rozmaitych Nikosiów (znany gangster z Wybrzeża) i Carringtonów (szef gangu z Dolnego Śląska). Tu rekrutowali swoich "żołnierzy" znani liderzy przestępczego świata. Tu wreszcie bandyci próbowali zalegalizować swoje trefne pieniądze, wejść do świata biznesu i polityki. Na ulicy nadal powtarza się, co robił S. i co robi R. Jak wspomina Jan Wojtasik, w pewnym momencie w niemieckich więzieniach przebywało 200 nowosolan. W polskich dwa razy tylu. Było spokojniej. Ale nadal były wąskie specjalizacje, jak chociażby napady na jubilerów w całej Europie. Inna specjalność to zorganizowane napady na samochody ciężarowe, przede wszystkim z elektroniką, alkoholem i papierosami... Wtedy także często lała się krew, gangi, jak chociażby słynnych chłopców z winkla, próbowały sobie wyjaśnić, kto rządzi w mieście i kto komu powinien odpalać procent z łupów. Skończyło się strzelaniną przed restauracją Polonia.

- Mieliśmy wówczas mnóstwo roboty z przestępczością godzącą w interesy przedsiębiorstw - dodaje Wojtasik. - Ot, chociażby w zakładach jajczarskich. Ale też daliśmy popis pracy śledczej. Jak w filmie...

Prokurator Wojtasik wyjmuje z szuflady stare statystyki. Zachował je ze wszystkich lat swojej pracy. Na przykład rok 1987. 1.686 przestępstw kryminalnych i wówczas mówiono o spadku. 21 ciężkich uszkodzeń ciała, 3 gwałty, 13 napadów. Najbardziej egzotycznie wygląda liczba oszustw - 10. Dla porównania zerknijmy na rok 1993. Cztery zabójstwa lub ich usiłowania, 35 ciężkich uszkodzeń ciała, 59 napadów, 5 gwałtów, 11 pożarów i podpaleń. Prokuratorzy alarmowali, zwracając uwagę na wzrost liczby przestępstw przy użyciu siły...

Obecny prokurator rejonowy, Łukasz Wojtasik (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa, profesja przeszła z ojca na syna), na statystyki może spoglądać z większym spokojem. Bowiem Nowa Sól kryminalną potęgą przestała być. Ot przeciętne miasto, średniej wielkości.

- Największą bolączką jest drobna przestępczość, przysłowiowe kradzieże rowerów - mówi Ł. Wojtasik. - A to one często bardziej kształtują nasze poczucie bezpieczeństwa niż spektakularne zabójstwa. I jeszcze jedna różnica. Przestępcy są coraz młodsi.

A co z ulicami Wesołą i Hutniczą? Dziś to centrum miasta, można spacerować po zmierzchu. Podobno rolę miejsca, którego raczej warto się wystrzegać, pełni ul. Długa.

A co z ulicami Wesołą i Hutniczą? Dziś to centrum miasta, można spacerować po zmierzchu

- To prawda? - pytamy przechodnia.
- Nie słyszał pan, "ulica Długa, życie krótkie" - dowcipkuje mieszkaniec jednego z mieszczących się tutaj budynków socjalnych. - Ale to żart. Ot czasem komuś na piwo zabraknie to poprosi...

Zobacz też: Tych ludzi szuka lubuska policja - część 1 (zdjęcia)

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska