Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Pojechali zbierać pieczarki. Trafili do piekła na Ziemi

Jakub Pikulik
Z tym, że przy zbiorze pieczarek praca jest ciężka liczyli sie wszyscy. Nie spodziewali się takiego traktowania
Z tym, że przy zbiorze pieczarek praca jest ciężka liczyli sie wszyscy. Nie spodziewali się takiego traktowania sxc.hu
Niektórzy z powodu tego wyjazdu rezygnowali z pracy. Zostawiali tu swoje rodziny. Okazało się, że zostali okłamani. Warunki na miejscu były koszmarne, a pensje głodowe. Wśród oszustów byli również Polacy.

Ambasada Polski w Brukseli szuka Polaków, którzy zostali oszukani w czasie pracy przy zbieraniu pieczarek. Sprawa swój początek ma w 2008 r. Pisała o niej również "GL". O co chodzi?
To miała być ciężka, ale dochodowa praca w dobrych warunkach. Wielu wiązało z nią ogromne nadzieje. Chcieli spłacić kredyty, wyremontować mieszkania, zapewnić lepsze życie swoim bliskim. Zostawili w Polsce wszystko: mieszkania, rodziny, znajomych, a wielu również dotychczasową pracę. Pojechali do Belgii. Mieli zbierać pieczarki. Okazało się, że trafili do prawdziwego piekła na ziemi.

O sprawie pisaliśmy w "GL" w styczniu 2011 r. Pani Bożena zrezygnowała z pracy w TPV. Zarobki tu nieduże, a perspektywa wysokiej pensji w Belgii kusiła. Kobieta dogadała się z panem Zdzisławem. Dołączyły do nich trzy kolejne osoby. Wspólnie znaleźli w internecie ofertę pracy w Belgii. Sprawdzili opinie o firmie, nie znaleźli żadnych negatywnych. Zgłosili się i... dostali pracę. Podpisanie dokumentów trwało kilkadziesiąt sekund i odbyło się już w busie jadącym do Belgii. - Nie mieliśmy nawet czasu się im porządnie przyjrzeć, przeczytać. Zresztą, wtedy jeszcze nie zapaliła nam się lampka ostrzegawcza. Cieszyliśmy się, że mamy tę robotę - mówili nam cztery lata temu oszukani ludzie. Dopiero później zorientowali się, że na umowach jest inna nazwa niż ta, którą znaleźli w sieci. Była to nazwa firmy, przed którą przestrzegały dziesiątki osób. Ale było już za późno. Jechali do belgijskiego Ingelmunster.

Obiecano im, że będą pracować po osiem godzin dziennie. Polacy, którzy byli już na miejscu, szybko rozwiali ich złudzenia. - Okazało się, że pracuje się nieraz po 20 godzin, a za nadgodziny nikt nie płaci. Czterogodzinny sen i znowu harówka - mówi pan Zdzisław.
Dobre zarobki też okazały się mrzonkami...

Więcej o tej sprawie przeczytasz w sobotnio-niedzielnym (7-8 marca) papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej"

Zobacz też: Firma Prime Champ z Holandii oskarżana o wyzysk Polaków

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska